17. Udręka

200 21 0
                                    

~ Udręka ~

Droga do Nest zajmowała dwa dni... pokonałem ją w 27 godzin. Ale nawet największy pęd powietrza nie był w stanie wymazać z mojej pamięci wielkich, błękitnych oczu.

Kiedy wjechałem na dziedziniec, na sam mój widok wszyscy usuwali się w pośpiechu.

To dobrze... nie miałem ochoty z nikim rozmawiać!

Na sali gimnastycznej było paru łowców.

-Wyjść!- zawarczałem groźnie.

Musiałem pobyć sam... ranne zwierzę cierpi w samotności.

Na sali spędziłem całą noc i cały następny dzień. Tylko raz weszła Martha, ale widząc to co zrobiłem z tym pomieszczeniem, ze zgrozą odwróciła się. Z niechęcią ogarnąłem spojrzeniem to coś, co kiedyś było sprzętem do treningów.

-Nic tu po mnie.- warknąłem ze złością.

W holu natknąłem się na Marco. Nawet on nie zadawał pytań.

-Zamów nowy sprzęt na salę.- rzuciłem przez zęby, omijając go.

Jadalnia była już pusta. Kolacja dawno się skończyła...

Kuchnia.

Bez słowa podszedłem do kredensu i wyjąłem kielich. Martha w milczeniu obserwowała mnie. Z ponurym warczeniem napełniłem go i opróżniłem w kilku łykach.... i tak cztery razy.

-Daj sobie pomóc...- cicha prośba wampirzycy była nie do zniesienia, tak jak i wielkie błękitne oczy.

Ze zdziwieniem zauważyłem, że piękny gotycki puchar, zamienił się w mojej ręce w kupkę pogiętego metalu. Z niechęcią położyłem go na blacie...

-Dla mnie nie ma już ratunku.- nawet mnie samego przeraził mój głos. Zimny, niski, zachrypnięty...

Cała noc polowania.... już nawet nie liczyłem zwierzyny. Nic. Nic nie pomagało na ból.

Wszystko mnie drażniło, wszystko kojarzyło się tylko z nią....

Cały ten cholerny świat!!!

-Co się dzieje Hamer?

Siedziałem w gabinecie i ponuro wpatrywałem się w komputer. Miałem szczery zamiar zignorować pytanie przyjaciela, ale nie chciałem z nim zwady, a wiedziałem, że nie odpuści.

-Kazali mi ją przemienić...- powiedziałem z udręką, nawet nie patrząc na niego.- Kazali mi ją zabić.

-Może to nie jest taki zły pomysł?

Moje ostrzegawcze warknięcie zamknęło mu usta, ale tylko na chwilę.

-Wiem, że teraz cierpisz... ale daj sobie więcej czasu.- mówił z powagą.- Kiedyś zapomnisz...

Popatrzyłem w oczy Marco. Odbijała się w nich troska, ale i pewność co do własnych słów. Zabolało mnie to.

-Nie zapomnę.

Coś w moim głosie musiało zwrócić jego uwagę, bo w spojrzeniu pojawiła mu się czujność, a on sam oparł ręce o biurko i pochylił się do mnie.

-Czy ona cię kocha?

Groźba zawarta w jego pytaniu zawisła niczym mara, ale nie musiałem mu odpowiadać. Jego oczy moment poczerwieniały, a z ust wydobył się nieprzyjemny syk.

-Kurw...- zmął w ustach przekleństwo i wypadł z gabinetu.

Uśmiechnąłem się ponuro. On wiedział... on wiedział, że nie ma dla mnie już ratunku.

Miłość odwzajemniona...

Wszyscy w twierdzy unikali mnie. Chociaż nie... Wczoraj wpadła tu Rani ze stertą papierów. Wiedziałem co to jest. RADA zbierała dane o swoich rodzinach.

-Zrób to sama!- warknąłem patrząc na nią spod oka.

-To nie ja jestem patronem!- rzuciła bezceremonialnie i wyszła.

Miałem ochotę ruszyć za nią i przywołać do porządku, ale ostatecznie z powrotem opadłem na fotel. Nie chciałem zrobić jej krzywdy, a w tej chwili nie bardzo odpowiadałem za siebie.

Niechętnie obrzuciłem wzrokiem stos papierów i wziąłem się za uzupełnianie pierwszego.

„Moja rodzina"... wszystko co mi pozostało...

Absurdalnie papierkowa robota wyciszyła mnie. Do tego stopnia, że przez ostatnie dwa dni uczestniczyłem nawet w posiłkach. Fakt, że nie mogłem zdobyć się na rozmowy, ale... jednak byłem.

Czy przestałem cierpieć? Nie.

Odwzajemniona wampirza miłość nigdy nie przemija... trwa wiecznie.

Z ulgą odetchnąłem i odłożyłem ostatni formularz. Z uśmiechem popatrzyłem na cały stos. Miałem dużą rodzinę.

Idąc przez hol zatrzymałem wzrok na swoim odbiciu w lustrze. Wytarte jeansy, podkoszulek... jeszcze ujdzie, ale włosom przydałby się grzebień, a ciemno odznaczająca się linia zarostu...

-Następnym razem.- mruknąłem idąc do jadalni.- Jeszcze dzisiaj rodzina wytrzyma mój wygląd.

Kolacja jak zwykle upłynęła w milczeniu, chociaż dawało się już usłyszeć nieśmiałe, pojedyncze rozmowy.

Przez ostatnie dni swoim zachowaniem sterroryzowałem całą rodzinę. Nagłe wejście Eryka do jadalni zastanowiło mnie. O ile się nie myliłem, miał teraz pełnić straż.

-Hamer, ktoś do ciebie.- ton jego głosu był więcej niż zastanawiający.

-Kto?- zapytałem powoli, podnosząc się od stołu.

Całym ciałem czułem, że za chwilę wydarzy się coś, co zmieni moje życie.

-Przedstawiła się jako Elizabeth.

Bestia 8.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz