~ Udręka ~
Droga do Nest zajmowała dwa dni... pokonałem ją w 27 godzin. Ale nawet największy pęd powietrza nie był w stanie wymazać z mojej pamięci wielkich, błękitnych oczu.
Kiedy wjechałem na dziedziniec, na sam mój widok wszyscy usuwali się w pośpiechu.
To dobrze... nie miałem ochoty z nikim rozmawiać!
Na sali gimnastycznej było paru łowców.
-Wyjść!- zawarczałem groźnie.
Musiałem pobyć sam... ranne zwierzę cierpi w samotności.
Na sali spędziłem całą noc i cały następny dzień. Tylko raz weszła Martha, ale widząc to co zrobiłem z tym pomieszczeniem, ze zgrozą odwróciła się. Z niechęcią ogarnąłem spojrzeniem to coś, co kiedyś było sprzętem do treningów.
-Nic tu po mnie.- warknąłem ze złością.
W holu natknąłem się na Marco. Nawet on nie zadawał pytań.
-Zamów nowy sprzęt na salę.- rzuciłem przez zęby, omijając go.
Jadalnia była już pusta. Kolacja dawno się skończyła...
Kuchnia.
Bez słowa podszedłem do kredensu i wyjąłem kielich. Martha w milczeniu obserwowała mnie. Z ponurym warczeniem napełniłem go i opróżniłem w kilku łykach.... i tak cztery razy.
-Daj sobie pomóc...- cicha prośba wampirzycy była nie do zniesienia, tak jak i wielkie błękitne oczy.
Ze zdziwieniem zauważyłem, że piękny gotycki puchar, zamienił się w mojej ręce w kupkę pogiętego metalu. Z niechęcią położyłem go na blacie...
-Dla mnie nie ma już ratunku.- nawet mnie samego przeraził mój głos. Zimny, niski, zachrypnięty...
Cała noc polowania.... już nawet nie liczyłem zwierzyny. Nic. Nic nie pomagało na ból.
Wszystko mnie drażniło, wszystko kojarzyło się tylko z nią....
Cały ten cholerny świat!!!
-Co się dzieje Hamer?
Siedziałem w gabinecie i ponuro wpatrywałem się w komputer. Miałem szczery zamiar zignorować pytanie przyjaciela, ale nie chciałem z nim zwady, a wiedziałem, że nie odpuści.
-Kazali mi ją przemienić...- powiedziałem z udręką, nawet nie patrząc na niego.- Kazali mi ją zabić.
-Może to nie jest taki zły pomysł?
Moje ostrzegawcze warknięcie zamknęło mu usta, ale tylko na chwilę.
-Wiem, że teraz cierpisz... ale daj sobie więcej czasu.- mówił z powagą.- Kiedyś zapomnisz...
Popatrzyłem w oczy Marco. Odbijała się w nich troska, ale i pewność co do własnych słów. Zabolało mnie to.
-Nie zapomnę.
Coś w moim głosie musiało zwrócić jego uwagę, bo w spojrzeniu pojawiła mu się czujność, a on sam oparł ręce o biurko i pochylił się do mnie.
-Czy ona cię kocha?
Groźba zawarta w jego pytaniu zawisła niczym mara, ale nie musiałem mu odpowiadać. Jego oczy moment poczerwieniały, a z ust wydobył się nieprzyjemny syk.
-Kurw...- zmął w ustach przekleństwo i wypadł z gabinetu.
Uśmiechnąłem się ponuro. On wiedział... on wiedział, że nie ma dla mnie już ratunku.
Miłość odwzajemniona...
Wszyscy w twierdzy unikali mnie. Chociaż nie... Wczoraj wpadła tu Rani ze stertą papierów. Wiedziałem co to jest. RADA zbierała dane o swoich rodzinach.
-Zrób to sama!- warknąłem patrząc na nią spod oka.
-To nie ja jestem patronem!- rzuciła bezceremonialnie i wyszła.
Miałem ochotę ruszyć za nią i przywołać do porządku, ale ostatecznie z powrotem opadłem na fotel. Nie chciałem zrobić jej krzywdy, a w tej chwili nie bardzo odpowiadałem za siebie.
Niechętnie obrzuciłem wzrokiem stos papierów i wziąłem się za uzupełnianie pierwszego.
„Moja rodzina"... wszystko co mi pozostało...
Absurdalnie papierkowa robota wyciszyła mnie. Do tego stopnia, że przez ostatnie dwa dni uczestniczyłem nawet w posiłkach. Fakt, że nie mogłem zdobyć się na rozmowy, ale... jednak byłem.
Czy przestałem cierpieć? Nie.
Odwzajemniona wampirza miłość nigdy nie przemija... trwa wiecznie.
Z ulgą odetchnąłem i odłożyłem ostatni formularz. Z uśmiechem popatrzyłem na cały stos. Miałem dużą rodzinę.
Idąc przez hol zatrzymałem wzrok na swoim odbiciu w lustrze. Wytarte jeansy, podkoszulek... jeszcze ujdzie, ale włosom przydałby się grzebień, a ciemno odznaczająca się linia zarostu...
-Następnym razem.- mruknąłem idąc do jadalni.- Jeszcze dzisiaj rodzina wytrzyma mój wygląd.
Kolacja jak zwykle upłynęła w milczeniu, chociaż dawało się już usłyszeć nieśmiałe, pojedyncze rozmowy.
Przez ostatnie dni swoim zachowaniem sterroryzowałem całą rodzinę. Nagłe wejście Eryka do jadalni zastanowiło mnie. O ile się nie myliłem, miał teraz pełnić straż.
-Hamer, ktoś do ciebie.- ton jego głosu był więcej niż zastanawiający.
-Kto?- zapytałem powoli, podnosząc się od stołu.
Całym ciałem czułem, że za chwilę wydarzy się coś, co zmieni moje życie.
-Przedstawiła się jako Elizabeth.
CZYTASZ
Bestia 8.
VampireCo trzeba zrobić by zostać wampirem? Może na to pytanie będzie umiał odpowiedzieć nam bohater tej historii? Przekonajcie się sami. Zapraszam.