18. Strach

195 21 0
                                    

~ Strach ~

Świat zawirował mi przed oczami tak, że musiałem przytrzymać się stołu.

-Zapalić światła!- głos ledwie przechodził mi przez gardło. Jak przez mgłę widziałem Eryka w pośpiechu opuszczającego jadalnię.

Elizabeth?! Tutaj? Ale jakim cudem?! Jak mnie znalazła?!

I nagle dotarła do mnie prosta prawda! Przecież ona jest człowiekiem!

W panice rzuciłem się do drzwi prawie przewracając przy tym Marco. Dwa skoki i już byłem przy małym, niebieskim fordzie. Jedno szarpnięcie i już stała przede mną. Cała i zdrowa, ale mi i tak było słabo ze strachu.

-CO TU DO CHOLERY ROBISZ?!!!- z moich ust wydobył się tak niski i zachrypnięty głos, że zabrzmiało to jak warczenie.

-Ktoś musiał to zrobić.- jej głos był niepewny i drżał ze strachu, ale patrzyła mi prosto w oczy.- Nie chciałeś ty, musiałam ja.

Nie czekając czy ma mi coś jeszcze do powiedzenia, złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę domu, byleby jak najdalej od wścibskich spojrzeń.

Dopiero w gabinecie puściłem ją, ale byłem tak wściekły, że bez celu krążyłem wokół niej.

-Czy ty wiesz co zrobiłaś?!- rzuciłem ze złością, zatrzymując się przed nią. W każdej chwili mogłaś zginąć!- Nic ci się nie stało?

Z obawą zacząłem ją oglądać i niespodziewanie dotarło do mnie to, w co była ubrana!

Moja bluza!!!

Przymrużyłem oczy i przeciągle popatrzyłem jej w twarz.

-Czyj to był pomysł?- niemożliwe by Liz sama na to wpadła! Do tego ktoś musiał jej podać trasę do Nest!- Polecą z to głowy!

-Słyszałam, że masz gościa?- wejście Rani uświadomiło mi wszystko.

To ona była winna temu wszystkiemu! Tylko ona znała Elizabeth.

-No proszę... nasza słodka Liz...

-A ty oczywiście o niczym nie wiedziałaś?- zapytałem kpiąco, ale aż się we mnie gotowało!- Zaprowadź ją do zielonego pokoju. Jutro rano ma jej tu nie być, a potem porozmawiamy!

Jeżeli przez wybryk Rani coś się stanie Elizabeth, to śmierć wampirzycy będzie długa i bardzo bolesna!

Ale Rani zupełnie mnie zignorowała.

-Wybacz, ale to twoje zmartwienie.- powiedziała lekko.- Nie jestem niczyją niańką.

Zatkało mnie. Chyba z niezbyt mądrą miną patrzyłem na drzwi które zamknęły się za wampirzycą, bo Liz uśmiechnęła się.

I właśnie w tym uśmiechu była zawarta cała jej miłość i tęsknota.

-Dlaczego Liz?- wyszeptałem przytulając ją do siebie.- Dlaczego mi tak wszystko utrudniasz?

Jak miałem ją chronić, skoro sama przyjechała tu wprost do wampirzego gniazda?

Ale ona zamiast odpowiedzieć mi, z ufnością zarzuciła mi ręce na ramiona i zaczęła zachłannie całować. Poddałem się z cichym jękiem. Byłem na nią jeszcze zły, ale była tu dla mnie, nie pomna na żadne niebezpieczeństwo.

-Tak powinno wyglądać nasze powitanie.- wyszeptała wtulając się w moją szyję.

To było najcudowniejsze uczucie w moim życiu. Ona... wtulona w moje ramiona...

-Trudno teraz będzie utrzymać w tajemnicy twoje istnienie.- powiedziałem z wyrzutem i na pewno nie pozwolę by coś się jej stało!- Naraziłaś swoje życie przyjeżdżając tu!- rzuciłem surowo.- Jutro wracasz do domu!

Ale Liz też nic sobie nie zrobiła z mojego rozkazu. Stanowczo nie miałem dziś szczęścia do posłusznych kobiet!

-Nie Van.- mówiła silnym i zdecydowanym głosem.- Omal nie umarłam ze strachu tam między nimi. Jesteś mi winien jedną szansę. Jedną szansę na przekonanie cię.

Słuchając jej wiedziałem już, że nie jestem w stanie odmówić jej tego. Powinienem, ale nie umiałem.

-Daj mi tę jedną noc, a jutro zadecydujesz... Tej nocy będziesz mój.

Ostatnie słowa Elizabeth zaniepokoiły mnie. Pragnąłem jej do szaleństwa... a co jeżeli zacznie mnie uwodzić? Mogłem nie znaleźć w sobie siły by się jej oprzeć!

-Nie możemy się kochać!- powiedziałem zdecydowanie.- Mógłbym cię zabić, więc bez babskich sztuczek!

Idąc z Liz za rękę przez hol i korytarz, starałem się ignorować ciekawskie spojrzenia, ale aż gęsto było od tego uczucia.

W zielonym pokoju niepewnie przystanąłem w progu, ale w tej samej chwili z łazienki wyszła Rani.

-Kąpiel gotowa.

Była tak zadowolona z siebie, że nie mogłem się powstrzymać i warknąłem:

-Jeszcze się policzymy!- ale wampirzyca tylko wzruszyła ramionami, więc z już większą pokorą dodałem:- Dla nikogo mnie nie ma.

-Jasne.- mruknęła, zamykając za sobą drzwi.

Niepewnie popatrzyłem na Liz.

-Za godzinę przyjdę do ciebie.- powiedziałem w końcu powoli.- Wystarczy ci czasu?

-Pół godziny!

W jej odpowiedzi była taka panika, że roześmiałem się.

-Niech będzie.

Bestia 8.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz