Następnego dnia od momentu, w którym się budzę, myślę o dzisiejszej randce. Staram się zająć umysł czymś innym, jednak słabo mi to wychodzi. Zastanawiam się na jaki pomysł wpadł Luke i co zrobi, aby przekonać mnie do siebie. Jem śniadanie z uśmiechem na ustach, widząc stojącą we flakonie różę. Mama patrzy na mnie kątem oka, zapewne uważa że brakuje mi piątej klepki. Ubieram na siebie krótkie spodenki i obcisły podkoszulek, ponieważ rodzicielka prosi mnie o pomoc w pracy w ogródku. Wiążę włosy w koka i zakładam rękawiczki, po czym zaczynam wyrywać zalegające tuż nad ziemią chwasty. Słońce nie daje za wygraną i z każdym momentem świeci coraz mocniej, a ja muszę przetrzeć czoło ręką, aby zniknęły z niego niepożądane krople potu.
-Hej, Chloe!- Słyszę w pewnym momencie, przez co podnoszę głowę. Przy bramce stoi Luke i Ashton, obydwoje uśmiechają się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniam uśmiech i wstaję, aby do nich podejść.
-Patrzyłaś w lustro?- Pyta Luke, zaczynając się śmiać. Marszczę brwi i zerkam na Irwina, który wyciąga telefon z kieszeni i ustawia go naprzeciwko mojej twarzy. Okazuje się, że na całej długości czoła jestem umorusana ziemią. Zaciskam usta i rzucam gniewne spojrzenie w stronę Hemmingsa. Ashton posyła mi delikatny uśmiech i przechodzi przez bramkę. Wyciąga chusteczkę i zaczyna ścierać ze mnie cały brud. Po skończonej czynności całuje mnie w skroń i odsuwa się, patrząc w stronę stojącego obok Luke'a.
-Irwin, jesteśmy już spóźnieni. Pewnie zaczęli grać bez nas.- Odzywa się blondyn i ciągnie przyjaciela za rękaw koszulki.
-Do zobaczenia, Chloe.- Mruga w moim kierunku, a ja nie mogę powstrzymać się od wywrócenia oczami. Mam nadzieję, że nasze kolejne spotkanie nie będzie tak irytujące jak to.
***
Dzisiejszego dnia, ze względu na kiepski humor, zakładam na siebie krótkie, czarne spodenki i koszulę w kratkę. Lubię, gdy strój wskazuje na moje samopoczucie, dzięki temu moje przyjaciółki rozszyfrowały mnie i dokładnie wiedzą, kiedy lepiej ze mną nie zadzierać.
Przerzucam torebkę przez ramię i wychodzę, informując mamę, że będę późno. Jak zwykle siedzi przed telewizorem, z herbatą w dłoniach i ogląda jeden z tych seriali, których brak logiki czy sensu mnie przeraża.
Odczytuję smsa od Luke'a, abym skierowała się w stronę kina. Z daleka widzę jego blond czuprynę, przez co moje dłonie zaczynają się pocić. Marszczę nos, zdegustowana reakcjami własnego organizmu i podchodzę do niego, wcześniej wycierając ręce o materiał spodenek.
-Jak ci minął dzień?- Pyta, uśmiechając się. Wchodzimy do przestronnego pomieszczenia i od razu idziemy w stronę kas. Hemmings zajmuje się kupowaniem biletów, podczas gdy ja nie zwracam najmniejszej uwagi na to, co robi.
-Gdyby nie nasze poranne spotkanie, byłby o wiele lepszy.- Mówię, wlewając w te słowa tyle jadu, na ile jest mnie stać.
-Mam nadzieję, że lubisz horrory.- Zmienia temat, a ja, słysząc go, mam ochotę go spoliczkować.
-Jak mogłeś wybrać horror?!- Mój głos, przez budzący się we mnie lęk, staje się kilka tonów wyższy. Brzmię jak małe przerażone dziecko. Cóż, zasadniczo, jestem przerażona. I to bardzo. Nienawidzę horrorów.
-Spokojnie, nie ma żadnej krwi. Są tylko duchy.- Zagryza dolną wargę i chwyta moją dłoń, po czym ciągnie mnie w stronę sali. Zajmujemy miejsca w jednym z ostatnich rzędów i czekając na film, Luke próbuje ze mną rozmawiać. Jestem na niego cholernie zła, ponieważ zdecydował bez mojej wiedzy i teraz może bezczelnie patrzeć, jak zwijam się w fotelu, widząc zjawy na ekranie, które nawet nie są prawdziwe.
-Nienawidzę cię.- Mamroczę, kiedy światła wokół nas gasną. Słyszę cichy chichot chłopaka, na który zaciskam dłonie w pięści i biorę głęboki wdech, przygotowując się mentalnie na najbliższe dwie godziny.
***
-Nigdy więcej nigdzie z tobą nie pójdę.- Mówię, wychodząc szybkim krokiem z kina. Luke biegnie za mną, a gdy jest już obok mnie, spowalnia ruchy do spokojnego marszu. Nawet wciska ręce w kieszenie spodni. Co za dupek.
-Aż do jutra.
-Nie, to koniec. Jak mogłeś. Nienawidzę cię.- Chyba zaczynam wpadać w panikę.
-Hej, nie stresuj się tak, Chloe. To tylko film.- Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie i przez chwilę się we mnie wpatruje.
-Nie odzywaj się do mnie.
-Ale...
-Powiedziałam, milcz!- Podnoszę głos, przez co kilka osób przechodzących obok zwraca na nas uwagę.
-To najgorszy dzień w całym moim życiu.- Mruczę pod nosem, jednak doskonale wiem, że blondyn mnie słyszy.
-Jak mogłam dać się namówić na ten cholerny film. Jak mogłam dać się namówić na te pieprzone randki.- Przeczesuję włosy i dopiero po chwili dociera do mnie, że zostałam sama. Przystaję i rozglądam się dokoła, jednak nigdzie nie widzę Luke'a. Mam ochotę jednocześnie się śmiać i płakać, jednak jedyne co wydostaje się z moich ust to histeryczny chichot. Staram się oddychać spokojnie, ale nawet to nie działa. Łapię się za brzuch i zginam lekko, aby uspokoić się choć trochę.
-Ty draniu...- Zaczynam, gdy widzę przed sobą długie nogi Hemmingsa. Prostuję się, ale nie kończę zdania. Chłopak trzyma w ręku białą różę, taką samą jak wczoraj, a jego twarz okraszona jest słodkim uśmiechem i jednym dołeczkiem w policzku.
-Przepraszam za to. Mogłem zapytać, jaki film chcesz obejrzeć. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
CZYTASZ
10 dates ✔ || l.h.
Fanfiction-Dlaczego sądzisz, że chcę się z tobą umówić?- Pytam, patrząc na blondyna kpiącym spojrzeniem. Chłopak poprawia się na barowym krześle i posyła mi szeroki uśmiech. -Każda tego chce.- Moją uwagę na moment przykuwa lśniący kolczyk w jego dolnej wardze...