ROZDZIAŁ X.1

1.4K 84 192
                                    

kiedy Draco nadal nie chce zrozumieć, a tabu działa aż miło


Życie Draco było jak niekończące się pasmo udręk.

Dotychczasowe dni mijały mu na mijaniu Granger — i mimo że z całej siły próbował unikać jakichkolwiek interakcji z tą szlamowatą wiedźmą, nie dało się ich całkowicie wykluczyć, choćby ze względu na to, że nadal pozostawała uziemiona i musiał koło niej skakać jak jakiś domowy skrzat. Wtedy stwierdzał z całą stanowczością, że nie mogło mu się przytrafić nic gorszego — Granger była wścibska, złośliwa i zarozumiała, przez co wręcz nie mógł jej znieść. No i Draco Malfoy nie miał w zwyczaju nikomu usługiwać.

A potem przychodziła noc. Wtedy błyskawicznie zmieniał zdanie — po stokroć wolał znosić Granger, niż po raz kolejny znaleźć się w pułapce czerwonych i zielonych świateł, które na zmianę uparcie dręczyły jego skołatany umysł.

Dzisiejsza projekcja wyłoniła z zamglonych wspomnień coś, czego Draco nigdy nie chciał sobie przypominać — ostatni krzyk matki, kiedy rzucała się pod różdżkę Czarnego Pana. Obudził się w środku nocy z krzykiem na ustach, calutki zlany potem. We wnętrzu namiotu panowała nieprzenikniona, gęsta ciemność, więc przez dłuższą chwilę jeszcze z przerażeniem wyczekiwał rozświetlającego mrok śmiertelnego zaklęcia, nie mogąc choćby poruszyć żadną z kończyn w próbie ucieczki. Swoje faktyczne położenie uświadomił sobie dopiero chwilę później — podobnie jak fakt, że nie był w namiocie sam.

Natychmiast zwrócił się w stronę, gdzie powinno stać łóżko Granger, by na wszelki wypadek upewnić się, że ta nadal spała jak kamień i nie stała się świadkiem tego zdarzenia. Oczy Draco nie zdołały jednak przyzwyczaić się do mroku; nie był w stanie określić więc, czy jego krzyk wyrwał ją ze snu. Oby nie.

Obrócił się na drugi bok i zamknął oczy, próbując odsunąć od siebie wrzask matki. Nie potrafił jednak tego zrobić. Raz jeszcze jego stabilizacja rozsypała się na małe kawałeczki — ledwo zdołał zmusić się do wzięcia się w garść i zaprzestania naumyślnego rozpamiętywania tej feralnej nocy, to teraz dla odmiany zaczęła sabotować go własna podświadomość. Wspaniale.

Rzecz jasna, tej nocy już nie zasnął. Do samego świtu nucił w myślach ulubione utwory, próbując skupiać się tylko na nich, by zagłuszyć dzwoniący mu w uszach krzyk matki i wyrzucić z głowy wszystko, co złe; wbrew własnym oczekiwaniom spostrzegł, że był to jakiś rodzaj naprawdę skutecznej terapii. Oddał się jej zatem bez reszty, kontynuując ją również potem, w ciągu dnia.

Takiego właśnie skoncentrowanego na wyimaginowanych melodiach przyłapała go Hermiona, siedzącego na krześle w części kuchennej i różdżką podgrzewającego zawartość blaszanej miski.

Obudziła się dość wcześnie, bo zaledwie jakieś pół godziny po tym, jak wnętrze namiotu rozjaśniło się pod wpływem wstającego słońca. Przez dłuższą chwilę pozostawała w ciszy, nie dając poznać Malfoyowi, że już nie spała, odkładając w czasie ich dzisiejszą konfrontację. Zawsze myślała o jakimkolwiek kontakcie z nim w kategoriach konfrontacji. Tak jakoś.

Obserwowała go, jak kompletnie wyzuty z jakichkolwiek emocji przygotowywał posiłek. Nie, żeby to była czynność wyjątkowo wymagająca emocjonalnie, ale po jego wczorajszym wybuchu aż dziwnie było oglądać go tak obojętnego.

Zakręcił różdżką nad miską, mieszając jej zawartość, i w końcu kątem oka zerknął — a raczej łypnął pogardliwym spojrzeniem — w stronę dziewczyny, na moment sprawiając, że zrobiło jej się przeraźliwie zimno. Nikt nigdy nie patrzył na nią w sposób tak jawnie przesiąknięty czystą nienawiścią.

Czysta Karta | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz