17

1.9K 90 102
                                    

Okres społecznej izolacji i tego całego szaleństwa mocno dał nam się we znaki.

Przeprowadziłam się do Mateusza, bo właściwie tak było najłatwiej. Nie mogłam wrócić do Francji, bo samoloty nie latały, więc nie było innego wyjścia.

Zawistowski większość dni chodził poirytowany, bo nie miał co ze sobą robić. Nie było koncertów, kluby pozamykane, nawet na spacer mu się wychodzić nie chciało, bo twierdził, że zwariuje z tą maseczką na dłuższą metę.

Mieliśmy końcówkę kwietnia, a powrót do chociaż jakiejś normalności wydawał się już bliżej, niż dalej. Ja pracowałam zdalnie, projektując stylizacje i dopijając na ostatni guzik pokazy mody, które na szczęście powoli wracały. Co prawda bez udziału publiczności i w reżimie sanitarnym, ale jednak w końcu mogłam znów zarabiać.

Obudziłam się po dwunastej i po cichu wyszłam z sypialni. Wczoraj cały dzień Mateusz grał, ponieważ brał udział w charytatywnym turnieju. Teraz dochodziła czternasta, a on nadal smacznie spał. W tym czasie miałam przynajmniej czas na ogarnięcie maila i nie miałam nad uchem jego wiecznych rozkmin.

Pracował nad polityczną piosenką, która na dodatek miała wyjść tuż przed wyborami. Nawet mnie to stresowało, chociaż ja dystansowałam się od sytuacji politycznej Polski. W końcu nie bez powodu wybrałam życie w Paryżu.

Stukałam palcami w klawiaturę odpisując na kolejną wiadomość, kiedy poczułam, jak ręce chłopaka zawijają się wokół mojej szyi.

- Dzień dobry - mruknęłam - Chcesz herbaty?

W odpowiedzi zaczął całować moją żuchwę. Jego broda kuła moją skórę i jakoś nie sprawiało mi to żadnej przyjemności.

- To jak? - spytałam, uciskając głową w bok.

- Pewnie, że chcę - powiedział zachrypniętym głosem.

Podniosłam się z krzesła, a Zawistowski w tym czasie usiadł na kanapie. Chwycił do ręki telefon i zaczął przeglądać social media.

- O kurwa - powiedział nagle - Zgadnij ile wczoraj zebraliśmy.

- Nie mam pojęcia...

- Trzydzieści dwa tysiące - odparł radośnie.

- Widzisz? Mówiłam, że dużo będzie - wzruszyłam ramionami - Zielona, czy jakaś owocowa?

- Zielone to ja muszę zapalić - rzucił, wstając i kierując się w stronę pudełeczka z marihuaną.

Przewróciłam oczami i wróciłam do przerwanej czynności.

Pare minut później siedziałam już na kanapie wtulona w chłopaka. Przed nami stały kubki z herbatą, a na telewizorze leciał jakiś film. Mateusz co chwila wypuszczał z ust dym prosto w moją twarz i najwidoczniej go to śmieszyło.

- Uspokój się - powiedziałam w końcu.

- Nudzi mi się no - jęknął.

- To się zajmij czymś pożytecznym - rzuciłam, poprawiając się na kanapie.

Specjalnie się od niego odsunęłam mając nadzieje, że wstanie i serio pójdzie pisać, albo chociaż pojedzie do studio. Jednak to nie nastąpiło. Szatyn jedynie zsunął się z sofy i leżał teraz na dywanie. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on jedynie westchnął i chwycił w dłoń moją stopę.

- Ręce przy sobie - mruknęłam, podnosząc nogę.

- Tak ze mną pogrywasz? - zaśmiał się i jednym ruchem chwycił mnie za kostki.

Deficyt emocji | ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz