Rozdział 11

46 4 0
                                    

- Co to było Hail? Myślałam, że lubisz poznawać nowych ludzi - wypaliła MJ

- Właśnie, że nie - burknęłam - Znaczy się tak, lubię poznawać nowe osoby, ale no.. - zabrakło mi słów - Nie pamiętasz jak my się poznałyśmy?

- Noo coś mi świta - zaczęła Jones - Aa już wiem. Przysiadłaś się do mojego stolika podczas obiadu.

- Właśnie tak, A zrobiłam tak, bo pomyślałam, że masz ciepłe wnętrze pomimo smutnego wyglądu. A przysiadłam się do ciebie też z tego powodu, że jeszcze nikogo nie znałam w tej szkoły - wyjaśniłam

- Czyli chcesz przez to powiedzieć, że poznałaś naszą szkołę dzięki mnie? - podsumowała MJ

- Tak - potwierdziłam - Tak właśnie się stało. A Petera jakimś cudem nie widziałam przed moim kursem. Miałam cały miesiąc, żeby go poznać tak jak innych uczniów, ale takiej okazji nie miałam. Nie sądziłam nawet, że takim sposobem go poznam. Mam nadzieję, że przynajmniej teraz będę go widywać w szkole.

- Aha.. Trochę to zabrzmiało jakbyś się w nim zabujała - powiedziała Jones, mrużąc w tym samym czasie oczy.

- Co!? - krzyknęłam - Ja tylko chcę go lepiej poznać. Jedyne co wiem o nim, to tylko imię i wzrost - wyjaśniłam

- Mhm, czyli się w nim zabujałaś - parsknęła śmiechem

- Jasne.. Chyba ty - nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, więc zaczęłam iść w stronę furtki.

- Oj Hail. Wiesz, że ja tylko żartowałam - próbowała wyjaśnić - Nie obrażaj się na mnie

- Ja się wcale nie obrażam - powiedziałam - Po prostu jestem już zmęczona.. Wiesz jak to ze mną jest wtedy - zaśmiałyśmy się obie - Dobra, chyba już czas pokazać się rodzicom, bo jeszcze obdzwonią wszystkie policje. Znasz moich rodziców.

- No tak - zaśmiała się - To do usłyszenia - po tych słowach zaczęła iść w stronę swojego domu. Rzuciłam jej krótkie "na razie" i zaczęłam iść w stronę drzwi domu. Stanęłam na kilka sekund przed drewnianą powłoką i rozmyślałam, co można by powiedzieć, gdyby zapytali jak mi minął dzień. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.

- Hej, wróciłam - w tle było słychać włączony telewizor, myślałam, że nikt mnie nie usłyszał. Ściągnęłam plecak z pleców, ale zanim ściągnęłam buty, znalazłam się w objęciach mojej mamy.

- Dziecko drogie, co ci się stało? Gdzieś ty była? Wiesz już która jest godzina? - pytań mamy nie było końca. Gdy już miałam odpowiadać, nagle tata wtrącił się w moje słowo.

- Daj Hailey spokój, dopiero skończyła kursy, być może postanowiła to jakoś uczcić i spotkała się ze znajomymi, zjadła coś i wróciła o tej godzinie, a nie innej. Gdyby nie wrócił, to wtedy, Eliza, powinnaś się martwić, bo nie wiedzielibyśmy co się dzieje z naszą córką - przemówił tata. Nie dziwię się reakcji matki, nic jej nie mówiłam o tej imprezie pożegnalnej.

- A od kiedy, William, jesteś taki spokojny? - zapytała mama, krzyżując ręce na piersiach.

- Odkąd nasza Hailey poszła do liceum. To już nie jest mała dziewczynka, tylko dorosła kobieta. Jest mądra i odpowiedzialna, więc nie musimy jej ograniczać, niech rozwinie swoje skrzydła, zaszaleje - odpowiedział z takim spokojem i miłością w głosie, że mama prawie się rozpłakała. Podeszła do Williama, usiadła obok niego na kanapie i go pocałowała. Ohydny obraz dla młodych osób.. Chwilę potem mama odwróciła się w moją stronę i zapytała:

- To jak ci minął ostatni dzień kursów?

- Ahh.. To był udany dzień. Oprócz tego, że parzyliśmy kawy, to mieliśmy ten egzamin, o którym tak dużo wspominałam. I oczywiście spotkałam się z MJ po kursie i u niej zjadłam obiad. A później miałam imprezę pożegnalną zrobioną dla kursantów, na której były różne ciasta, ciastka, owoce i pizza. Jak się skończyła impreza, poszłam do parku i obserwowałam ten piękny zachód słońca i stąd moje spóźnienie - skończyłam opowiadać. Musiałam oczywiście skłamać na końcówce mojego opowiadania, bo przecież nie powiem rodzicom, że spadłam z wieżowca.

- To naprawdę bardzo fajny dzień - potwierdziła mama. Sądząc po jej wyrazie twarzy, wiedziałam że rozpocznie z ojcem wymianę zdań, zapewne na temat imprezy - A jesteś może głodna? Mogę ci zrobić na kolację kanapki - wstała z kanapy kierując się do kuchni

- Tak, poproszę, bo umieram z głodu - odpowiedziałam równocześnie ściągając buty. Wzięłam plecak i zarzuciłam na prawe ramię - Mogę dzisiaj wyjątkowo zjeść w moim pokoju? Jutro odniosę talerz, obiecuję - złożyłam ręce jak w modlitwie

- Dobrze i wiesz co, nawet zaniosę ci te kanapki - uśmiechnęła się do mnie. Podziękowałam jej i poszłam na górę.

W końcu poczułam się wolna. Gdy tylko weszłam do pokoju, zrzuciłam plecak i położyłam go obok biurka. Rzuciłam swoje ociężałe ciało na łóżko i wpatrywałam się w sufit. Ciągle miałam obrazy spadania. Trochę trudno mi było pojąć, że ja jednak dalej żyję.

Po chwili zaczęłam szukać w telefonie jakichś artykułów, bądź wiadomości o tym zajściu. Oczywiście było już z 10 takich artykułów i widać mnie na zdjęciach, że spadam z tego przeklętego wieżowca. Nie chciałam już na to patrzeć, więc poszłam pod prysznic i próbowałam zmyć z siebie te myśli.

W pokoju zastałam na biurku kanapki z białym serkiem i pomidorem. Z przyjemnością zajadałam się kanapkami, gdy w pewnym momencie poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Wyszłam na balkon, żeby sprawdzić czy ktoś na mnie patrzy, ale nikogo nie widziałam. Wróciłam więc do pokoju, dokończyłam kanapki, obczajałam jeszcze social media i poszłam spać.

*****

Jak wam się podoba?
Za wszelkie błędy przepraszam i postaram się na jutro wrzucić kolejny rozdział ✨

[Zawieszone] First Meeting ★ Spider-ManOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz