Rozdział 10

46 5 0
                                    

- Jak.. Co się właśnie stało!? - krzyknęłam, licząc na odpowiedź. Niestety zastałam tylko głuchą ciszę. Byłam w szoku. Nigdy nie myślałam, że moje życie postawi mnie w takiej niebezpiecznej sytuacji. Chwilę sobie posiedziałam na betonie, uświadamiając, gdzie ja w ogóle jestem. Ciągle miałam mroczki przed oczami. W końcu podniosłam się z chodnika i zaczęłam się rozglądać.

- Hmm.. Czy to jest Stadion Forest Hills? Kiedy.. Jak.. On tak to szybko zrobił!? Byłam przecież w centrum Queens, a to jest prawie pół godziny stąd! - znowu krzyczałam na ulicy. Nagle mnie olśniło: "Ten stadion jest niedaleko mojego domu. Na pamięć znam tę drogę" - pomyślałam. Jednak wciąż nie mogłam się otrząsnąć po tym co się stało.

"Lepiej pójdę do domu, zaczyna się robić ciemno, tylko.. Kurde, nie wiem czy na pewno trafię do domu. Pamięć zawsze jest zawodna, a przez tę sytuację, boje się że nie poradzę sobie" - pomyślałam. W jednym momencie zaczęłam szukać mojego telefonu w plecaku, który o dziwo miałam na plecach. Szukałam we wszystkich kieszonkach, ale jego nie było. Zaczęłam panikować.

- No i jak ja wrócę teraz do domu!? - rzuciłam kolejne słowa w wiatr, myśląc że tym razem ktoś mnie usłyszy i odpowie. Usłyszałam nagle kroki za sobą, czekałam na najgorsze.

- Hailey, czy to ty? - usłyszałam zza pleców znajomy głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam MJ. Jakie było moje zadowolenie - Co tu robisz owieczko?

- Sama się zastanawiam - rozejrzałam się dokoła, spoglądając znów na stadion - W ogóle cieszę się, że tu jesteś, bo chyba zapomniałam gdzie mieszkam - zaśmiałam się nerwowo

- Bzdury gadasz. Przecież znasz tę okolicę jak własną kieszeń - rzuciła MJ

- No wiem tylko..

- Uciekałaś przed bandytą, który próbował cię zabić, a ty pokazałaś mu swoje ciosy karate i wtedy on zwiał, gdzie pieprz rośnie

- Nie pomagasz mi - powiedziałam

- Sorki - nastała cisza, słychać było tylko stłumiony odgłos aut - To co się dokładnie stało? - zapytała nieśmiało Jones, po paru sekundach.

- Spider-Man.. uratował mi życie - wykrztusiłam

MJ otworzyła szeroko oczy i buzię. Tak jak ja, nie mogła w to uwierzyć. I w tej chwili poczułam lekki ścisk. Ona mnie przytuliła. Odwzajemniłam gest. Ona zwykle przybijała piątki i żółwiki ze mną, ale nigdy nie tuliła. Aż mi się cieplutko zrobiło w serduszku. Poczułam się w końcu bezpiecznie.

- Nie wiem, co bym zrobiła bez Ciebie. Jak dobrze, że żyjesz - powiedziała ze łzami w oczach. Próbowała się odsunąć, ale ja ją pociagnęłam do siebie. Stałyśmy tak chwilę przytulone do siebie.

- Na dodatek zgubiłam telefon - wymruczyłam w ramię przyjaciółki. W końcu odsunęłyśmy się od siebie

- No dobrze, że ja dalej mam swoją komórę, to poszukamy, gdzie jest Twój domek.. owieczko - parsknęła śmiechem

- O co ci chodzi z tą owieczką? - zapytałam z lekkim oburzeniem

- Bo kiedyś mówiłaś mi, że często się gubiłaś w różnych miejscach, więc postanowiłam wykorzystać tę sytuację na nazwanie ciebie owieczką - wyjaśniła z uśmiechem na twarzy

- Okej.. Chodźmy już, bo słońce już zaszło - powiedziałam

- Dobra. Będziemy za około 15 minut przy twoim domu.. Może opowiesz coś ciekawego - zaproponowała Jones.

Przytaknęłam, więc zaczęłam opowiadać o tym co się działo przed moim wypadkiem. Potem oczywiście przyszła rozmowa o wszystkim i o niczym i jakoś tak szybko minęło te 15 minut, że nie zauważyłam, że jestem na moim osiedlu. Przystanęłyśmy parę metrów dalej od mojego domu, ponieważ zauważyłyśmy jakiegoś chłopaka przy furtce od mojego domu. Niestety tam światło latarni nie sięga i nie mogłyśmy zobaczyć jego twarzy.

- MJ, trochę się boję.. A co jeśli to jest pedofil? - oznajmiłam

- Spokojnie Hail, nic ci się nie stanie. Poza tym skądś znam tę sylwetkę - próbowała mnie uspokoić

- Hmm.. nie.. nie.. Ja nie dam rady. Może prześpię się u Ciebie - chciałam się wywinąć

- Nie bój boja, idziemy - złapała mnie na haczyk i trzymała mocno. Nie mogłam się już wycofać. Z każdym krokiem już mniej się opierałam i godziłam się z moim losem.

Gdy byłyśmy bliżej tego chłopaka, ten nagle postanowił wejść w światło latarni. Dalej się zastanawiałam, kto to może być.

- Hej MJ - krzyknął

- Hej Peter - przywitała go MJ - To jest właśnie Hailey Anderson - pokazała na mnie ręką - Hailey, to jest Peter Parker.

- H-hej - nieśmiało podałam rękę

- Hailey, Peter. Peter, Hailey - wcięła się MJ - Znacie się? Teraz tak.. Co chciałeś Peter? - zwróciła się do niego.

- Um-m. Znalazłem telefon. Na wyświetlaczu ma ten adres, więc postanowiłem tu podejść i go oddać - wyraźnie był czymś zakłopotany - Dopiero tu przyszedłem i zobaczyłem MJ z daleka, więc postanowiłem, że poczekam chwilę.. B-bo może to twojej koleżanki telefon.. Czy to twój? - zapytał się Peter kierując oczy ku mnie.

Chwilę wpatrywałam się w rękę z telefonem, skierowaną do mnie. Musiałam sobie przypomnieć, jak wyglądał mój telefon i czy to jest ten. Poczułam lekkie uderzenie ze strony MJ. Trochę się zakłopotałam.

- Ee tak, to mój... Dzięki - powiedziałam po chwili i odetchnęłam z ulgą. Obejrzałam dokładnie telefon, czy nie ma jakiejś ryski lub czy nie jest pęknięty. Wszystko jest okej. W porządku.. Rodzice mnie nie zabiją hah.

- To w takim razie pójdę już do domu. Do zobaczenia - powiedział Peter z uśmiechem na twarzy.

- Na razie, Peter - odpowiedziałam

- No siema.. Widzimy się w poniedziałek - rzuciła MJ - Nerdzie - dodała po cichu

*****

Troszkę późno ten rozdział wrzucam, przyznaję się. A chciałam go wrzucić po południu 😅
Jak wam się podoba pierwsze spotkanie Hailey z Peterem? Jak myślicie, co wydarzy się później?

Jak zapowiadałam, jutro będzie kolejny rozdział.

Jeśli gdzieś zrobiłam błędy, to bardzo przepraszam, ale ciągle rozpraszałam się oglądaniem YouTube XD

[Zawieszone] First Meeting ★ Spider-ManOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz