1

47 5 0
                                    

Zaczął się nowy miesiąc, a właściwie to grudzień. Siedziałam wygodnie w swoim cieplutkim fotelu, ubrana w biały sweterek, szare dresy i grube zimowe skarpety, popijając ciepłe kakao. Co jakiś czas zerkałam w monitor laptopa, aby upewnić się czy przyjęto mnie już do jakiejś pracy. Zgłosiłam się do kilku różnych ogłoszeń, lecz najbardziej wyczekiwałam maila z potwierdzeniem o przyjęciu do pracy w kawiarni tuż za rogiem, ponieważ jest ona jedną z najbardziej polecanych kawiarni w mieście i za pewne praca w niej przynosi duże zyski.

Na jakiś czas dałam sobie spokój, gdyż skończyło mi się kakao. Zamknęłam urządzenie i wstałam z fotela mimo iż nie chciałam tego robić. Wyjrzałam przez okno, drogi były pokryte lekkim puchem, a mróz malował na szybie przeróżne wzory. Spojrzałam na zegar wiszący nad stołem, wskazówki wskazywały godzinę siódmą rano, nic dziwnego, że na zewnątrz nie było praktycznie nikogo poza dwiema starszymi kobietami ubranymi w futra w zwierzęce wzory i grube zimowe czapki niosąc siatki z zakupami. Jakiś chłopczyk wybiegł zza roku w czerwonej koszulce i spodniach od piżamy, a zaraz za nim kobieta, była to jego mama, a dokładniej ciocia Moly, której niesforny syn znów nie chciał iść do szkoły.

-Teraz już będzie musiał iść- pomyślałam

Odeszłam od okna i skierowałam się w stronę łazienki, upięłam wysoko włosy, umyłam zęby i przemyłam twarz. O godzinie dziewiątej miałam pojawić się w galerii na rozmowie o prace w jednej z tych u której próbowałam szczęścia, lecz szczerze liczyłam na to, że mnie tam nie przyjmą, ponieważ była to praca, w której musiałabym chodzić przebrana za elfa co było by nie jakim lekkim upokorzeniem i przez cały dzień pozować radośnie do zdjęć. Zgłosiłam tam swoje CV jedynie po to, gdyby nie przyjęli mnie do pozostałych prac co jest jednak niemożliwe, gdyż przyjmują prawie każdego pod warunkiem, że ukończył szkołę średnią, a ja nawet skończyłam studia.

Gdy zegar wybił punkt dziewiątą mknęłam przez śliskie chodniki Brooklyn'u ubrana w elegancką czarną spódnice i prostą białą koszulę, do tego futerko, ponieważ na dworze było zbyt zimno, żeby nie włożyć czegoś cieplejszego. Gdy dotarłam na miejsce byłam zmęczona, zalana potem i do tego spóźniona.

-Witam nazywam się...

-Amelia Clarson- dokończył za mnie uśmiechnięty starszy mężczyzna

-Tak.. to ja i strasznie przepraszam za spóźnienie, ale..

-Nie musisz się tłumaczyć ważne, że jesteś, tutaj- wskazał palcem na rozłożony rynek Świętego Mikołaja, który stoi przy elektrycznych schodach prowadzących na drugie piętro galerii- znajdziesz wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, które przydadzą ci się do pracy, zaczynasz za dwadzieścia minut

-Nie.. ja przyszłam tylko porozmawiać, to jest jakieś nieporozumienie- byłam w szoku z zaistniałej pomyłki

-Ależ skąd odpisałem na pańskie CV z potwierdzeniem o pracy, dziś o dziesiątej miała Pani zacząć - mężczyzna mówił z takim przejęciem, że nie byłam w stanie dalej się wypierać

Postanowiłam, że ten jeden dzień przeżyje jako elf, a wieczorem zrezygnuje z pracy.

-Dobrze, a gdzie dokładnie mam pójść?

Podeszłam do jednego z trzech domków i zapukałam, drzwi otworzył mi elf, to znaczy dziewczyna przebrana za elf.

-O cześć! Jestem Clary!

-Witaj, miło Cię poznać, ja jestem Amelia.

-Czyli to ty będziesz stała u boku Mikołaja?- zapytała dziewczyna miłym głosem, przyjaznym dla ucha

-W zasadzie to jestem tylko do..

-No już! Szybko gdzie jest elfica, która ma pozować ze mną do zdjęć? Za pięć minut zaczną zbierać się dzieci- przerwał mi chłopak przebrany w kostium Świętego Mikołaja

-To chyba ja..- odpowiedziałam nie pewnie gdyż nie za bardzo znałam swoją rolę tutaj

-Ty jeszcze nie przebrana?! Ruszaj się!

Jego głos był oschły i nieprzyjemny, miałam ochotę rzucić w jego stronę mnóstwo niecenzuralnych słów, lecz zostawiłam te oszczerstwa dla siebie i udałam się po kostium.


Prezent od MikołajaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz