Rozdział 25

2.2K 155 39
                                    

Pov. Minho

Zmrużyłem delikatnie oczy i zadowolony przeciągnąłem się na kolanach Jisunga, który powoli gładził mnie po grzbiecie, czasem lekko mnie przy tym drapiąc. Momentami miałem ochotę zacząć uderzać łapą z rozkoszy, ale przecież nie byłem psem! Z drugiej strony naprawdę uwielbiałem być pieszczonym, a blondyn nie szczędził mi czułości, gdy byłem kotem.

Nie mogliśmy niestety w tym danym momencie rozmawiać, ponieważ trwała lekcja, a właściwie mnie nie powinno tam nawet być, ale nie obchodziło mnie to. Miałem ochotę na pieszczoty, dlatego wkradłem się do sali i wskoczyłem na kolana mojego chłopaka, obiecując nauczycielce, że nie będę go rozpraszał. Potrzebowałem po prostu bliskości.

Nie chciałem przeszkadzać kobiecie w prowadzeniu lekcji, toteż starałem się nie mruczeć jakoś głośno, jednak nie do końca mi to wychodziło. Przynajmniej nie kazała mi opuścić sali, ponieważ chyba bym umarł tam na korytarzu z tęsknoty i braku czułości. Wolałem nawet o tym nie myśleć.

Owinąłem delikatnie swój ogon wokół nadgarstka Jisunga i musnąłem jego dłoń parę razy językiem, jednak szybko przestałem. Miałem go nie rozpraszać, a poza tym koci język był dość szorstki, więc nie chciałem mu zadawać bólu. Chciałem po prostu odwdzięczyć się za pieszczoty, którymi mnie raczył.

Kocham cię, Sungie

Ja ciebie też kocham, ale muszę się skupić na lekcji

Uśmiechnąłem się lekko w duchu, by ułożyć się wygodniej i wtulić pyszczek w brzuch nastolatka, który delikatnie drapał mnie za uchem. Zaczynałem wierzyć, że znalazłem się w kocim niebie przez przyjemność, która wstrząsała moim ciałem. Mógłbym spędzić tak resztę życia, ale lekcja trwała jedynie czterdzieści pięć minut.

Po tym czasie Han spakował swoje rzeczy do plecaka, który zawiesił na swoim ramieniu, a mnie wziął na ręce, uśmiechając się uroczo. Ciężko było mi opisać to, jak bardzo go kochałem i zdawałem sobie z tego sprawę, gdy tak wpatrywałem się w niego. Był najwspanialszą osobą na świecie.

Sungieee...

- O co chodzi? - zaśmiał się, słysząc w głowie mój płaczliwy jęk, gdy ruszył w stronę szatni po skończonych zajęciach.

Postawisz mnie na ziemi?

- Jasne, trzeba było tak od razu - prychnął i kucnął, by delikatnie odstawić mnie na moje łapki - Mówiłem ci kiedyś, że jesteś ślicznym kocurkiem? - pogłaskał mnie jeszcze po łebku, a ja otarłem się mocniej o jego dłoń.

Nasza relacja sporo się zmieniła od samego jej początku i teraz można było powiedzieć, że byliśmy wręcz przesłodzoną parą, ale nie przeszkadzało mi to. Kochałem go i wiedziałem, że podobnie, jak ja, potrzebował dużo czułości i miłości, dlatego dawałem mu je. Najważniejsze, że byliśmy ze sobą szczęśliwi, prawda?

Odsunąłem się wreszcie od nastolatka i zmieniłem się w człowieka, przez co kucałem na przeciwko niego z szerokim uśmiechem. Już po sekundzie mogłem obserwować z satysfakcją, jak policzki mojego ukochanego robią się różowe. A ten widok doprowadzał mnie do szaleństwa i załamania jednocześnie. Kto dał mu pozwolenie, by być tak uroczym?

- A ty jesteś śliczną wiewiórą - zachichotałem, po czym szybko skradłem mu buziaka, by podnieść się i pomóc również jemu wstać - Chodź, mały - splotłem ze sobą nasze palce, co zostało od razu odwzajemnione.

Był widocznie zaskoczony, ale szybko jego buzię rozjaśnił piękny uśmiech, który chciałem oglądać do końca życia. Był tak śliczny, że miałem wrażenie, że cały świat zatrzymywał się na chwilę, by go podziwiać. Poza tym nie sposób było go nie odwzajemnić.

Chciałem coś powiedzieć, jednak wtedy dostrzegłem coś za plecami drobnego blondyna i mimowolnie parsknąłem pod nosem. Spodziewałem się tego, jednak nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko. Postanowiłem podzielić się tym z moim kochanym, dlatego delikatnie obróciłem go w stronę całującej się dwójki.

- Mówiłem ci jeszcze wczoraj, że będzie dobrze? Mówiłem - szepnąłem mu na ucho, obejmując go w pasie i układając podbródek na jego ramieniu z lekkim uśmiechem. Nie sądziłem, że widok Chana i Felixa razem tak mnie ucieszy, ale widocznie udzielało mi się od Hana, który prawie pisnął na cały korytarz.

- BANG CHAN! LEE FELIX! PYSIE WY MOJE KOCHANE, KIEDY ŚLUB? - krzyknął nagle i zaczął skakać, na co nieco wystraszony podskoczyłem, odsuwając się. Mogłem spodziewać się tak żywiołowej reakcji po nim. Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem i pozwoliłem mu pobiec do zdezorientowanej dwójki, na którą się rzucił.

- Jak ja kocham tego idiotę - pokręciłem głową z uśmiechem, by ruszyć w ich kierunku i nieco uciszyć wydzierającego się na całą szkołę Jisunga, który chyba cieszył się bardziej niż sami zakochani.

~~~~~~
Kolejny koniec, moi drodzy...

Dziękuję wam za czytanie i wsparcie!♥

Zapraszam do pozostałych książek, jeśli ktoś nie czytał^-^

Miłego dnia/nocy i uważajcie na siebie!

Just Perfect || ChanlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz