Dzisiaj zdecydowanie nie był mój dzień. Najpierw przez pół nocy nie mogłam zasnąć, a jak już mi się udało to przestałam Budzik i zaspałam na chemię, zjebałam olimpiadę z niemieckiego (niby nie startowałam na poważnie, ale wciąż głupio), potem zawaliłam sprawdzian z matematyki, mimo że umiałam, a na koniec oparzyłam sobie dwa palce (niedobrze, naskórek całkiem mi zszedł z tych miejsc, w jednym wręcz jakby się przytopił). Także wolę już dzisiaj niczego nie dotykać, bo zepsuję.
Dzisiejszy bilans jest fatalny, bo nie zjadłam śniadania (ja bez śniadania nie funkcjonuje dłużej niż godzinę max półtorej), a miałam lekcję za lekcją, to nie było jak zjeść niczego porządnego, a tu olimpiada i sprawdzian, także zjadłam nutellę (tak zwyczajnie wprost ze słoika łyżką) i sezamki, żeby jakkolwiek myśleć. Jak można się domyślić po początku wpisu, średnio pomogło (znaczy niby zawsze mogło być gorzej, ale wciąż). I nie chodzi mi nawet o te słodycze, ale o to, że w ogóle nie czułam ich smaku, tylko zjadłam szybko żeby zdążyć przed olimpiadą 5 łyżek nutelli, 9 sezamków, pół litra wody mineralnej.
Obiad był ok, danie a'la azjatyckie mojego taty (ryż, łosoś wędzony, warzywa al'dente (papryka, cebula, marchewka, czosnek, oliwa i sos sojowy), któreś glony (w liściach). A kolacja to gofry z bitą śmietaną (tu lepiej, bo przynajmniej faktycznie mi smakowały).
Ćwiczeń brak. Nie uczyłam się też za bardzo. Nie rysowałam. Nie pisałam. Nie czytałam. Nie sprzątałam. W sumie wegetowałam tak sobie przez większość popołudnia.
Mam nadzieję, że miałyście lepszy dzień.
CZYTASZ
Dziennik odchudzania
Non-FictionDziennik odchudzania jakich wiele. Nie promuję zaburzeń odżywiania!