Emily
Czuła gryzący dym. Wypełniał jej nozdrza, przełyk, płuca. Z trudem łapała powietrze. Mrugała oczami, ale obraz był rozmazany. Jak oszalała wbiegła na teren posesji. Nigdzie nie dostrzegła rodziców, ale zamiast nich, stali ludzie, których nie znała. Stali i nic nie robili. Patrzyli jak dobytek jej rodziców trawią płomienie ognia. Ruszyła w kierunku miejsca, z którego wydobywało się najwięcej dymu, gdy czyjeś ręce pochwyciły ją i zatrzymały. Próbowała się wyrwać, ale uścisk nie zelżał.
-Emily, Emiily, zostaw! - usłyszała za sobą zduszony głos. Obróciła się i zamrugała widząc przed sobą Edwarda. Spojrzała na jego ściągniętą twarz, a potem na ludzi stojących wokół. Była otoczona innymi elfami. Nagle dotarła do niej przerażająca myśl. Znaleźli ich. Znaleźli jej rodziców i przybyli by ich ukarać.
-To ty to zrobiłeś! - rzuciła wyrywając się. Tym razem skutecznie.
Uciekając wzrokiem w bok, potwierdził tylko jej przypuszczenie.
-Moi rodzice! - powiedziała spanikowana, przeczesując włosy rękoma. - Co im zrobiliście?!
-Odesłałem ich - ponownie usłyszała głos Edwarda. - Nie chciałem by musieli na to patrzeć.
-Jesteście potworami!
Zaczęła się cofać. Zamknęła oczy. Nie mogła na nich patrzeć. Ani na niego, ani na zgromadzone wokół elfy. Zachwiała się.
-Emily! - usłyszała znowu Edwarda i poczuła jak jego ręka przytrzymuje ją.
Znów się wyrwała.
-Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła. Ten dotyk ją parzył. - Nie dotykaj! - powiedziała ponownie, gdy się zawahał. Puścił ją.
Przez płynące na twarzy łzy spoglądała na płomienie niszczące przepiękną drewnianą altanę, którą ojciec zbudował gdy była mała.
-To kara! - usłyszała głos jednego z elfów. Podniosła powieki. Wysoki mężczyzna w średnim wieku, z długimi włosami zaczesanymi do tyłu, przemawiał gromkim głosem- Tak kończy się nieposłuszeństwo i nieprzestrzeganie zasad. Zasad, które utrzymują nasz świat w harmonii.
Nie mogła dłużej tego słuchać. Nie mogła patrzeć jak inni kiwają głowami. Jak stoją i przyglądają się jak wszystko niszczeje, płonie.
-Wynoście się! -jej krzyk przedostał się przez ich kamienne oblicza.
-Em... - To był Edward. Czy w jego głosie usłyszała drżenie.
-Nie waż się tak do mnie mówić! - syknęła spoglądając na niego przez łzy. - Wynoście się! Słyszycie! Wynoście się!
- Panie, ukarz ją. Nikt nie powinien zwracać się do ciebie i rady w taki sposób...
- Em
-Wynoście się! - jej krzyk wzbił się w powietrze. Nie mogła na nich patrzeć. Pognała w kierunku ognia.
***
Edward
Patrzył na rozszalałą z bólu dziewczynę i czuł, że sam ledwo może oddychać. Miotała się na wszystkie strony w histerii. Kiedy wyciągnął rękę w jej kierunku, chcąc... sam nie wiedział. Pomóc jej? Przytrzymać? Spojrzała na niego tak jak na potwora.
-Powinieneś ją ukarać panie - usłyszał ponownie głos jednego z członków jego rady.
Ledwo zwrócił na niego uwagę, bo Emily pognała w kierunku płomieni. Nie mógł jej na to pozwolić.
CZYTASZ
Odnaleziona
RomanceEmily jest baletnicą. Przerażoną baletnicą. Ktoś ją prześladuje, wysyła niepokojące prezenty i zdjęcia. Dziewczyna się boi, tym bardziej, że policja nie traktuje jej sprawy poważnie. Podczas wizyty swoich przyjaciół ( Victorii i Robina, których po...