What do they want from us?

428 28 6
                                    

Five razem z Lizz znaleźli się parędziesiąt metrów od miejsca, w którym się wcześniej znajdowali. Nie mieli pojęcia czy Hazel razem z Cha Chą jeszcze tam są. Prawdopodobnie nie, a jeśli tak to będą mieli niezłe kłopoty.

Zauważyli z daleka czerwono-niebieskie światła zza rogu ulicy. Sądząc po hałasie syren to na pewno policja.

Lizz odetchnęła z ulgą, że nie znajduje się teraz w tamtym miejscu. Że udało jej się uciec. Kto wie co by zrobiła gdyby nie uciekła? Pewnie byłaby za kratkami. W sumie to za co by tam poszła? Przecież nic takiego nie zrobiła. No może za kradzież manekina. Chociaż tak naprawdę to Five go ukradł nie ona. Ale to ona znajdowała się w sklepie, który był już dawno zamknięty. Czy można iść za kratki za włamanie?

Nepewno.

A więc była pewna, że gdyby nie jej ucieczka to byłby w więzieniu. Nie wiadomo na ile.

Gdy przestała rozmyślać rozejrzała się dookoła. Obok niej nadal stał zielonooki i dziwnie jej się przyglądał.

Co on ma z tym przyglądaniem się?!

- Co? - krótko rzekła dziewczyna.

- Krwawisz- wskazał na swój czerwony policzek.

Lizz powoli przyłożyła palce do miejsca, które wcześniej pokazał jej Five. Nagle poczuła pieczenie. Faktycznie miała tam jakąś ranę. Nie była ona wielka. Krew nie leciała z niej strumieniami. Przeciwnie, była to tylko jedena kropla krwi spływająca po jej policzku.

Przez chwilę zastanawiała się kiedy i w jaki sposób ją sobie zrobiła, lecz już po kilku sekundach przypomniało jej się. Walczyła ona przez chwilę z Chą Chą. Kobieta była o wiele większa od niej, w dodatku miała metalową maskę na twarzy, która chroniła ją przed wszelkimi obrażeniami w tamtym miejscu. Lizz pamiętała, że Cha Cha trzymała jakiś mały ostry przedmiot w ręce, jednak nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek kobieta zadała jej nim obrażenie. Lizz była naprawdę zawzięta w tej walce, mimo że trwała ona chwilę. Może dlatego właśnie nie poczuła, że ma ona rozcięty policzek. Na końcu uderzyła ona przeciwniczkę metalową łopatką w tył kolana tym samym zmuszając ją do zgięcia nogi. I tak właśnie udało jej się powalić Cha Che.

Czy była z siebie dumna?

Może trochę, co prawda od zawsze umiała dobrze walczyć lecz nigdy nie brała udziału w prawdziwej walce, na śmierć i życie. No i proszę oto jej pierwszy raz.

- Zamierzasz tu tak stać? - usłyszała poirytowany głos chłopaka na przeciwko. Szybko pokiwała głową na ,,nie" i zaczęli iść w stronę akademii.

Czyżby jej małe marzenie się spełni? Czy wróci ona do miejsca w którym czuła się poniekąd jak w domu? Do ludzi których traktuje trochę jak rodzinę?

Nie wiedziała tego. Ale cieszyła się na myśl, że może tak się stać. Nie było jej tam od 3 dni, a czuła się jakby była to cała wieczność. Niczym Klaus po alkoholu.

Uśmiechnęła się szczerze, gdy pomyślała o Klausie. Ciekawe co teraz robi? Może jest trzeźwy? Nieee Klaus nigdy nie jest trzeźwy. W takim razie ciekawe jaki wtedy jest? Czy jest tak samo sympatyczny?

Lizz nadal myśląc o rodzeństwie Hargreeves, spojrzała na Fiva. Również był pogrążony w myślach. Tak naprawdę zawsze jest. Ciemnowłosa zaczęła zastanawiać się o czym Five może myśleć. Na pewno nie myślał o swoim rodzeństwie. O niej również nie. Może o końcu świata? Albo o tym co działo się kilkanaście minut temu?

Lizz postanowiła przerwać ciszę.

- Myślisz, że przeszli tam po Ciebie czy po mnie?- zapytała.

- Po nas oboje- odpowiedział spoglądając na chodnik przed nim.

This is not the end | The Umbrella AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz