List Świąteczny

254 26 26
                                    


Zza horyzontu zimnego w swej naturze listopada, wyglądał już z niecierpliwością grudzień ubrany w nieskazitelną biel i dzierżąc w dłoniach swój sławny mróz. Jedynie parę dni pozostało, niespełna nawet tydzień, a pałeczka zostanie przekazana ostatniemu z rodzeństwa miesięcy żeby mógł władać nią przez całe swoje trzydzieści jeden dni. Dazai odczuł niemiły wstrząs kiedy wiatr z dworu postanowił powitać go tańcem po odkrytych ramionach. Z niechęcią przyznał, że nadchodziła ta pora roku, w której zmuszony będzie nosić grube swetry i płaszcze zamiast swojego kremowego, nadającego się niestety jedynie na cieplejsze dni. Trzaśnięciem zamknął okiennice w biurze, a te zadrżały w złości uważając tę agresję za zbędną. To nie tak, że zima była nielubianym okresem w tym domu. Miała w sobie to magiczne piękne, jak pozostałe. Wyjątkowość zdobiąca budynki, ulice czy lasy białym puchem. Upadające płatki śniegu o różnym wzorze pociesznie mroził wystające języki czy też stojące lampy oświetlające godziny, jakie sprzed paru miesięcy nie potrzebowały ich pomocy. Już nie wspominając o całej emanującej aurze nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Yosano wczorajszego dnia, odkrywając, iż już lecą takie hity jak Let it snow, włączyła głośno radio i połowa pracowników wesoło nuciła melodię. Mężczyzna ponownie oklapł zadkiem na krzesło obrotowe i, oczywiście, wykonał nim kółko o całe sto osiemdziesiąt stopni. Kalendarz ponuro spoglądał nań z tyłu, wisząc niczym skazaniec, który pustymi oczami wbijał szyderczo szpilki w plecy bruneta. Ten wymamrotał coś niedbale, jakby odpowiedź dla goniącego go czasu. Choć zamiast chwycić rychło pióro by zamoczyć je w kałamarzu oraz napisać coś w końcu na wyszukanej kartce, to siedział jak ta sierotka Marysia gapiąc się marnotrawnie w wypolerowane drewno biurka. Jeżeli się w końcu nie ruszę do roboty to tak siedzieć będę do wieczora, pomyślał markotnie. Bo tak naprawdę największym problemem były owe święta stąpające ciężkimi butami i czerwonym wdzianku, czyhające na napięte nerwy.

- Weno! - Burknął. - Jak cię potrzebuję to cię nie ma, a jak nie potrzebuję to jesteś. Co jest z tobą nie tak, do cholery?

Zdziwione miałknięcie wydobyło się z jego prawej strony, gdzie znajdowały się delikatnie uchylone drzwi. Czekoladowe oczy wychwyciły moment wejścia trzeciego mieszkańca rezydencji do środka pomieszczenia, kręcąc swym ogonem majestatycznie i zgrabnie wskakując na niedaleki szklany stolik. Zaśmiał się kiedy kot rozłożył się jak królewicz na boku, później przekręcił się na drugi przez plecy, a na końcu zleciał w dół i wystrzelił do przodu przerażony tym wydarzeniem. Zatrzymał się dopiero przy nogach jednego z pańciów. Albo raczej służących à la kamerdynerów. Trudno było określić ale znając zachowanie większości kotów to druga opcja była bardziej prawdopodobna. Choć Nakajima upierał się, że jest inaczej.

- Norio, ty wariacie.

Długie palce zniknęły w gęstwinie miękkiego futra, zamiast nich pojawiło się zadowolone mruczenie roznoszące się wokół. Jak mały, uroczy traktorek. Pozytywna energia z małego stworzenia przenikła piorunem do większego, przez co aż nazbierała się ta poszukiwana chęć do pisania. Wyprostował się z elektryzowany, namoczył pióro w atramencie i zaczął nareszcie pisać.

Yokohama, 11.22.2020r.

Drogi Mikołaju,

     Dziecinada, jaką właśnie popełniam, mogłaby zadziwić niejednego osobnika, który miał okazję mnie poznać przelotnie. Ci, którzy są ze mną w bliższym kontakcie również, kolokwialnie mówiąc, szczęka by opadła lecz ostatecznie całe to zdarzenie poszło by w niepamięć, mając na uwadze me nieraz zachowanie nieodpowiadające mojemu wiekowi. Niejednokrotnie wspominając słowa mego partnera w pracy, Kunikidę, jestem typem nieobliczalnym zatrzymanym na poziomie pięciolatka. Nieraz z uśmiechem muszę się z nim zgodzić. Zatem każdy zapewne pomyśli, że to, co piszę do istoty jaka została stworzona w ludzkiej wyobraźni dla uciechy najmłodszych, nie ma najmniejszego znaczenia i zawrę tutaj największe głupoty stulecia. Może więcej dni wolnych? Albo marzenie o udanym samobójstwie? Co samo w sobie jest już kwintesencją mojej egzystencje w Agencji lub w Portówce. Cieszy mnie takie podejście moich obecnych, jak i byłych, współpracowników albowiem bać się nie muszę, iż ktoś postanowi odczytać moje dość intymne prośby. Mimo, że ciekawość ludzka potrafi być zgubić więc słowa "w pełni bezpieczne" jest nietrafione po prostu. Jednakże, drogi Mikołaju, nie obchodzi mnie całkowicie, że nie istniejesz, a pisanie tego jest zupełnie bezcelowe. Ważne jest to, że moje skołatane serce wyleje z siebie, za pomocą tego staroświeckiego pióra, słowa ukrywane od długiego czasu, które ostatecznie spotkają się z płomieniami ognia.
     Lecz od początku. Czego ja, były najmłodszy egzekutor Portowej Mafii w Yokohamie - morderca, poszukujący odkupienia za swe grzechy, mógłby chcieć? Czy faktycznie mam prawo prosić o cokolwiek, skoro i tak dostałem więcej niż zasługuję? Nową szansę życia, nawet jeśli powstała aby spełnić ostatnią prośbę umierającego przyjaciela? Nie wiem tego. Nic w tym temacie nie jestem mi znane. Próbuję z nadzieją na wysłuchanie Losu rzucającego mnie w życiu jak ślepą rybę w wodę. Rybę, która dostała niemalże olśnienia i nowego widzenia dzięki białowłosemu aniołowi, wyłowiającego ją z ciemności smutku i zimnej samotności. Atsushi, gdyż o nim tu mowa, jest czymś dla mnie nie opisanym, pięknym ratunkiem za jakiego będę dziękować do końca tegoż świata. Jego uśmiech pełen witalności jest czymś, co powoduje moje martwe wnętrze do powrotu ku światłu, ku słodkiej szczęśliwości, nadziei. I właśnie o to zamierzam prosić. By młodzieniec ten, co podarował mi kolory życia, mógł pozostać ze mną jak najdłużej. Proszę, o jego zdrowie, siłę i wolę walki. Jego nieprzerwanego, pozytywnego spojrzenia i wiary w lepsze jutro. O nic więcej. Tylko to. Nie jestem pewien czy święty Mikołaj jest wstanie takie prośby spełnić ale jak to mówią, cuda się zdarzają. Do cholery, byłem świadkiem wielu cudów, więc i tym razem wystarczy poczekać. Prawda?

Z wyrazami szacunku,
Dazai Osamu

PS. Zapomniałem dodać trzeci akapit.... Ups

- Norio, jestem idiotą - westchnął.

Kot syberyjski tak jakby się zgodził na te słowa, gdyż wskoczył na biurko i usiadł z tajemniczą miną obok zapisanego dzieła. Mężczyzna odchylił się na krześle i kiwnął smutno głową. Następnie postanowił podzielić się z kotem swoimi obawami na cały ten temat.

- Ten list jest beznadziejny. Dawno listów nie pisałem, a jak już to ostatni był o treści miłosnej do Atsushi'ego. Choć, co śmieszne, do dzisiaj mu go nie dałem. Dlatego, że jest w takim samym stanie co ten. Beznadziejny. Ja wiem! - Zawołał na widok kota mrużącego niebezpiecznie oczy. - W takich rzeczach liczy się treść, a nie sposób przekazu. Już mi to Atsushi wytłumaczył. Paręnaście razy. Poza tym ten list i tak zostanie przeze mnie spalony, więc jaki jest sens się przejmować? Sam nie wiem. Jakoś tak czuję, że jeśli tego nie zrobię będzie mi to ciążyć. Och, wyjaśniłem to w tym wybrakowanym liście. Przeczytaj sobie.

Przysunął do zwierzęcia kartkę by potem uderzyć się w twarz.

- Wybacz, zapomniałem, że nie umiesz czytać. W ogóle zapomniałem, że ja do kota gadam a nie człowieka. Czy jest ze mną, aż tak źle, Norio?

- Miał.

- Dzięki. Zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

- Miał.

- Okej, tego nie chciałem wiedzieć.

- Miał.

- Nie, jeszcze nie mam dla niego prezentu... Cholera! Co ja powinienem mu kupić? Pierścionek? Nie, czekaj, to za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie. Chomika?

- Miaaał.

- Miałbyś kolegę do zabawy, nie narzekaj - zamilkł na chwilę by pomyśleć. - To źle brzmi. Zapomnij. Przecież byś go zeżarł.

Kot uznając te słowa za urazę wstał i powędrował do skórzanej kanapy, gdzie położył się leniwie. Osamu przewrócił oczami.

- Przede wszystkim powinienem mniej spędzać z tobą czasu sam na sam.

Mówiąc to uniósł się z krzesła. Stwierdzając, że tusz wyjątkowo szybko wyszedł wepchnął kartkę do koperty z napisanym adresem "Polar Północny, do Świętego Mikołaja". Całość schował do torby, którą postawił pod biurkiem. Rozejrzał się ostatni raz i wyszedł z pokoju.

Norio miałknął cicho. Odczekał parę minut by następnie pędem znaleźć się przy oknie, które umiejętnie otworzył. Jeden, maluczki płatek śniegu przeleciał obok. Zwierzę wskoczyło na torbę, przewracając ją. Po tym pognał do salonu słysząc radosny głos drugiego pańcia.

Kiedy Dazai wrócił do swojego biura, nie zastał nigdzie swojego listu, zamiast niego zastał cukrową laskę na parapecie.











Data w liście to dzień, w którym skończyłam tego shota a wstawiam go dzisiaj bo dopiero odzyskałam neta :") Ja wiem, że to krótkie jest (ale próg 1k został przekroczony! xD) lecz za to mogę wam powiedzieć, że "special na święta" zostanie jeszcze wstawiony przed 24. Albo w 24, zobaczymy :v

Fun fact: Ten shot powstał przez przypadek. Znalazłam stary list Dazaia zagubionego w moim pudle gdzie trzymam rzeczy związane z pisarstwem. Stwierdziłam, że why not skoro się wpasowuje w czas. Przeredagowałam go i prosz. I jeszcze drugi list mam z innego anime xD

Poza tym, nwm jak wy, ale ja już odliczam dni by ten 2020r w końcu sobie poszedł w pizdu i jeszcze dalej.

So, miłego grudnia kochani ❤

OneShot's DazatsuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz