Rozdział 8

314 19 1
                                    

[Umiesz tańczyć?]


Następnego dnia, późnym wieczorem, Alastor wychodził właśnie z swojego małego, jednak przytulnego i rozkosznego lokum. Korytarz był kompletnie pusty. Mimo otwarcia prawie rok temu, hotel świecił pustkami. Co jakiś czas po korytarzu przebiegła tylko drobna Niffty, sprzątając w mgnieniu oka, osiadający wszędzie kurz i wszędobylskie pajęczyny. Wszystko wskazywało na to, że plan się nie powiedzie. Demon spokojnym krokiem zbliżał się w kierunku schodów prowadzących do hotelowego lobby, a następnie w kierunku baru i kasyna, gdzie umówił się z Huskerem. Jak zawsze uśmiechnięty, nucił sobie coś pod nosem. Jego melodię, zagłuszył  hałas dobiegający z dolnego piętra. Początkowo cichy, jednak wyraźny i donośny. Z lobby dobiegały krzyki i wyzwiska, a cały dialog przypominał kłótnie.

- A czego ty się spodziewałaś, że każdy kto oferuje swoją pomoc ma dobre intencje?

- Nie...  spodziewałam się pomocy z twojej strony.

Alastor zwolnił i ucichnął, zastanawiając, co się dzieje. 

- Powiedz mi, jak w ogóle wyobrażałaś sobie udział w projekcie, który polega na zaufaniu, jeżeli nikomu nie ufasz!

Rozległ się krzyk, wypełniony agresją. Alastor przystanął na półpiętrze przyglądając się znajdującym się na przeciwnej ścianie cieniom.

- Wierzyłam w twój plan, ufałam twojej intuicji, ale nie okłamujmy się, minął już prawie rok, a jak można zauważyć, oprócz męskiej dziwki uzależnionej od dragów, najebanego tanimi alkoholami hazardzisty , opętanej pani domu i  tego jebanego radiowego jelenia nikogo tu nie ma!  

- Jeżeli nie wierzysz w moje marzenia, to czemu tu jeszcze jesteś!

Po tych przepełnionych złością i smutkiem słowach, zapadła głucha cisza. 

- Bo chcę cię przed nim chronić...

Wymamrotała jedna z kłócących się osób.

- Bronić mnie... przed kim... Alastorem?...

Ponownie nastała wymowna cisza.

- Rozumiem...

Wykrztusiła jedna z osób, próbując powstrzymać szloch chrząknięciem, lecz bez skutku.

-... Wierzysz w ogóle jeszcze w mój pomysł?

Dokończyła dziewczyna, rozpłakując się dyskretnie, zakrywając twarz rękoma. Alastor usłyszał zbliżające się w kierunku wyjścia kroki.

- Nie... już nie.

Wymamrotał zbliżający się w stronę mężczyzny głos. Jego oczom ukazała się przygnębiona Vaggie, otwierająca główne drzwi. Odwróciła się krótko w stronę Radio Demona, rzucając mu nieprzyjemne spojrzenie. Spojrzenie, jednak nie było już tak mordercze i wypełnione nienawiścią, jak kiedyś, a bardziej przepełnione niepewnością, niedowierzaniem i rozpaczą. Niezręczną ciszę panującą na korytarzu przerwał głośny trzask zamykanych drzwi. Na hotelowym lobby słychać było ciche szlochanie. Alastor zaniepokojony zaczął zbliżać się do znajdującego się w centrum pomieszczenia, blatu recepcji. Ostrożnie nachylił się i próbował zajrzeć na drugą stronę. Po drugiej stronie, na podłodze, siedziała skulona Charlie. Jej widok, zaniepokoił trochę demona. Wyglądała jak tysiąc nieszczęść. Potargane włosy, cienie pod oczami od przemęczenia, oczy zalane łzami, pognieciona marynarka, którą dziewczyna zgniatała w dłoniach. Wszędobylski uśmiech Alastora, zaczął znikać, co nie zdarzało się często. Obszedł blat recepcji dookoła i pochylił się nad cicho płaczącą Charlie. Przyglądał się tak chwilę, nie wiedząc, co do końca, ma zrobić. Spokojnie usiadł obok niej opierając się placami o ścianę, tak jak ona.

Small RedemptionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz