[Anioły śmierci]
Ulicę spowijał mrok. Początkowo znajdujący się na niej grzesznicy nie zwrócili na to wielkiej uwagi, przynajmniej nie ci, którzy mieszkali z dala od centrum miasta. Światło powoli zaczęło przygasać, tak jakby słońce powoli się przepalało, niczym stara żarówka. W ten sposób w przeciągu kilkudziesięciu sekund dzień zamienił się w noc. Spokój i ciszę, która przed chwilą zapadła przerwał donośny i przeszywający uszy dźwięk trąby, wywołujący dreszcz na całym ciele. Świeżo upieczeni mieszkańcy piekła, w przeciwieństwie do uciekających już nieco bardziej doświadczonych towarzyszy, zatrzymali się i stanęli w miejscu, niczym słup soli, przyglądając się niebu. Byli jednocześnie zaciekawieni i zaniepokojeni tym widokiem.
Dźwięk trąb powtarzał się co kilka sekund, a za każdym razem był coraz głośniejszy i głośniejszy aż w końcu ustał. Ponownie nastała cisza, jednak tym razem była podejrzana. Ciemność ogarnęła całe miasto i nieprzerwanie ograniczała pole widzenia grzeszników. Stojący i przyglądający się wszystkiemu grzesznicy, zaczęli się nerwowo rozglądać, słysząc nad sobą cichy trzepot skrzydeł. Nagle ciszę przewał głośny krzyk agonii. Jednego z grzeszników przebiła podłużna włócznia, przeszywając jego ciało, a on sam padł na ziemię, konając w męczarniach. Pozostali grzesznicy zaczęli panikować, jednak ich panika nie trwała długo. W ich kierunku spadł deszcz włóczni, które celnie i bez problemów wbijały się w kolejnych to grzeszników. Tylko nielicznym udało się uciec, jednak nawet oni nie wyszli z tego bez szwanku.
Po krótkim i intensywnym deszczu włóczni wylądowały anioły, od razu podnosząc swój oręż. Nie było to jednak anioły znane nam, jako potężnie zbudowane, ubranie w przewiewne, śnieżnobiałe szaty. Swoim wyglądem przypominały bardziej demony. Czarne pióra, dziwne i niepokojące twarze, psychopatycznie spoglądające na ocalałych, tylko po to, aby jak najszybciej i najokrutniej pozbawić ich życia. Po wylądowaniu rozglądały się chwilę a następnie ruszały do kolejnych bezbronnych i niczego nie spodziewających się grzeszników. Co jakiś czas zdarzał się pechowiec którego anioły najpierw okaleczała, a następnie wznosiły na na dużą wysokość tylko i wyłącznie po to aby chwilę później upuścić go z powrotem z dużej wysokości na twardą glebę. Całą tą sytuację można byłoby spokojnie nazwać pogromem. Co prawda zdarzali się również tacy którzy starali się stawić jakikolwiek opór i walczyć z napastnikami jednak szybko znikali otoczeni zastępem aniołów. Przybysze zabijali wszystkich nie patrząc, czy demon był młody czy stary bogaty czy biedny czy był wysoko postawionym lordem czy zwykłym ulicznym ćpunem.
Demony uciekały chaotycznie, byle jak najdalej od centrum egzekucji i pogromu. Pomiędzy nimi próbowała się przecisnąć Charlie, popychana ciągle przez wystraszony tłum. Jej prośby i błagania, by ustąpić jej miejsca zagłuszały krzyki i wrzaski. Przedostając się kilka metrów dalej, udało jej się schować w spokojnym zaułku, pozbawionym szarżujących w jej stronę grzeszników. Charlie usiadła na ziemi, bezradna, nie wiedząc co ma zrobić.
- To moja wina... i po co mi to było. Gdyby nie ten idiotyczny pomysł z odkupieniem, nic złego by się nie stało.
Krzyczała sama do siebie, nie słysząc własnych myśli. Dziewczyna była mocno zagubiona. Wstała chwilę później, rozejrzała się po okolicy w nadziei, że ujrzy znajome jej włosy i poroże, albo chociaż czerwoną marynarkę. Niestety, Alastor niebyło nigdzie. Charlie ponownie usiadła na ziemi, opierając się o ścianę pobliskiego muru, jakby próbowała zabrać w sobie odwagę. Wstała szybko i ponownie wbiegła w szarżujący w jej stronę tłum.
- Al!? Alastor!
Wołała bezradnie, niestety nikt nie odpowiedział. Charlie przemieszczała się dalej, rozglądała się po tłumie, jednak w nim również nie było Radio Demona. Charlie nie wiedziała co ma poczynić. Stanęła z boku drogi, tracąc wszelkie nadzieje. Stała tak i wpatrywała się w niebo, z którego przylatywały kolejne zastępy morderczych, skrzydlatych egzekutorów. Stała tak chwilę, aż do momentu, w którym została popchnięta, przez jednego z demonów. Popchnięcie, było na tyle mocne, że dziewczyna wpadła do alejki, a następnie przewróciła się. Nie wiedziała, czy wstać i dalej szukać demona, czy poddać się i leżeć na ziemi, z nadzieją, że eksterminatorzy wezmą ją za trupa. Charlie leżała tak chwilę rozglądając się po alejce, w której się znalazła. Na końcu alejki słyszalne były szmery i huki. Dziewczyna wstała i po cichu zakradła się do źródła hałasu. Serce podchodziło jej do gardła. Gdy miała już prawie wyjrzeć przez zaułek, przed jej nogami upadł wrogo nastawiony anioł.
Dziewczyna wystraszyła się nagłą sytuacją, jednak zachowała kompletną ciszę, by nie zwrócić na siebie uwagi. Anioł był zmasakrowany. Sporego rozmiaru dziury w klatce piersiowej, poodrywane skrzydła, brak kilku kończyn. Była to pewnego rodzaju ironia losu, istoty stworzone do zabijania i niszczenia grzeszników, zostały przez nich potraktowane w ten sam sposób. Początkowo anioł obrócił głowę w kierunku Charlie, która przyglądała się mu z nadzieją, że nic jej się nie stanie. Wyciągnął rękę w jej stronę i przekręcił głowę na bok. Na jego lekko niepokojącej i strasznej twarzy mimo odczuwanego bólu malował się diaboliczny uśmiech, który po chwili zniknął, a na twarzy pojawił się spokój. Ręka anioła opadła na ziemie, a on sam przestał się ruszać i oddychać. Charlie wystraszona tą sytuacją nie do końca świadoma swojego czynu podeszła do trupa i delikatnie trąciła jego głowę nogą. Egzekutor nie reagował. Charlie uspokoiła się nieco, dowiadując się, że aktualnie nikt nie usiłuje jej zabić.
Powoli wyjrzała za ściany i spostrzegła niecodzienny i z lekka niepokojący widok. Na ziemi leżało jeszcze pięć innych aniołów, zmasakrowanych prawie tak samo brutalnie, jak leżący obok niej agresor, a na samym końcu alejki znajdowała się jeszcze ich mała gromadka. Schowała się szybko, z nadzieją, że jej nie zauważyli. Wszechobecny hałas nagle ucichnął, a w najbliższej okolicy zapanowała cisza. Dziewczyna ponownie wyjrzała zza rogu. Po śmiercionośnych aniołach nie było śladu, jednak widok, na który spoglądała wcale jej nie ucieszył, a wręcz załamał. Na końcu alejki leżał mężczyzna łudząco podobny, do poszukiwanego, przez dziewczynę Alastora. Mężczyzna był przebity włócznią, wzdłuż klatki piersiowej. W tym momencie w dziewczynie coś pękło. Przestała już myśleć racjonalnie i logicznie. Do oczu napłynęły jej łzy, a jej głos zaczął się łamać. Powolnym krokiem zaczęła zbliżać się do rannego mężczyzny.
- ...Al?
Zawołała Charlie z nadzieją, że osoba leżąca na ziemi, okaże się jej nieznajoma. Mężczyzna z trudem obrócił się w jej stronę. Dziewczyna zaczęła płakać. Podeszła w stronę rannego, który niestety okazał się być osobą, której tak długo szukała. Charlie podeszła do leżącego na ziemi demona i uklęknęła przy nim, rozpłakując się. Alastor mimo swojego położenia uśmiechnął się na tyle, na ile tylko potrafił i mógł.
- Coś nie tak moja droga?
Wyszeptał, wycierając jednocześnie łzy klęczącej obok dziewczyny. Przez głowę Charlie przemknęła masa złych myśli, które stopniowo spełniały się. Dziewczyna czułą się winna za przebieg tych wydarzeń, jednak początkowo nie była w stanie powiedzieć czegokolwiek. Po krótkiej chwili zebrała myśli i oprzytomniała na chwilę.
- Przepraszam Al! To moja wina! Przepraszam! Miałeś rację, nawracanie grzeszników było bezsensowne.
Powiedziała Charlie łamiącym się głosem. Uśmiech Alastora zniknął a on sam spojrzał się w oczy dziewczyny z pewnego rodzaju oburzeniem.
- Charlie, nie wygaduj głupstw...
Westchnął ciężko Alastor, kładąc rękę na dłoni dziewczyny.
- Zmieniłem się przy tobie moja droga... na lepsze... dziwnie to zabrzmi, ale czuję się, jakbym przeszedł pewnego rodzaju... drobne odkupienie
Radio Demon uśmiechnął się ponownie, a po policzku spłynęła mu pojedyncza łza.
- Moja droga... proszę uśmiechnij się... chociaż na chwilę...
Powiedział mężczyzna, jednocześnie podnosząc głowę. Alastor położył jedną rękę na głowę dziewczyny, z kolei drugą na jej plecy i delikatnie zbliżył ją do siebie. Alastor spojrzał się w oczy dziewczyny i uśmiechnął się delikatnie. Przytknął swoje usta do ust Charlie. Cała ta sytuacja trwała tak przez krótką chwilę, po której demon powoli zaczął osuwać się na ziemię, bezwładnie. Dziewczyna mimo to dalej klęczała przy pozbawionym życia mężczyźnie, jakby nie dotarło do niej jeszcze, co się stało. Klęczała tylko i płakała cicho, bezradna i zdezorientowana, cały czas trzymając dłoń Alastora, z cichą nadzieją, że jeszcze kiedyś odwzajemni uścisk. W pewnym momencie Charlie odczuła dreszcz na całym ciele, który szybko przerodził się w straszny ból i uczucie zimna. Zimno powoli zaczynało ogarniać jej całe ciało, a oddychanie zdawało jej się coraz trudniejsze. Obraz przed jej oczami stawał się powoli ciemniejszy i mniej wyraźny. Charlie spojrzała w dół. Jej klatkę piersiową przebijała włócznia, jednego z aniołów. Dziewczyna spojrzała się na leżącego obok niej Alastora uśmiechnęła się i osunęła się na ziemię. Wszystko wokół zdawało jej się ciemniejsze i ciemniejsze. Dziewczyna mocniej uścisnęła trzymaną przez całe czas dłoń leżącego obok niej mężczyzny i zamknęła oczy.
![](https://img.wattpad.com/cover/247564851-288-k56082.jpg)
CZYTASZ
Small Redemption
FanfictionTo moje drugie opowiadanie fabularne, jednocześnie pierwszy projekt, któremu poświęcam tak dużo czasu, starań oraz serca. Informacje o powieści: -Opowiadanie oparte na uniwersum Hazbin Hotel. - Opowiadanie o Shipie Chalastor - Przekleństwa "Śmierć n...