Rozdział IV - Lochy i laboratorium

65 5 2
                                    

[Blue POV]
Kiedy przeszedłem przez portal przywitał mnie chłód i szare ściany. Mały pokój oświetlała niewielka, zwisająca z sufitu lampka. Tynk odchodził z większości ścian. Nie wyglądało to najlepiej.. Ink powiedział, że się niedługo zobaczymy. Mam nadzieje, że Papyrusowi nic nie jest.. Nagle wpadł do domu i zaczął mnie atakować, myślałem, że zrobi mi krzywdę.. Usiadłem przy żelaznych kratach, widziałem wiele innych cel, było słychać, w niektórych z nich szepty i płacz.. Również poczułem smutek, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze.. Zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć.
.
.
.
Minęło trochę czasu. Obudziły mnie lekkie krzyki z góry. Odruchowo popatrzałem w górę.. Witaj suficie. Krzyki nagle ucichły. Nie mam pojęcia kto to był, jestem głęboko pod ziemią, więc ich głosy były ledwie słyszalne. Przetarłem oczy i wstałem. Zastanawiam się czy mógłbym się jakoś stąd wydostać. Może tym jednym na górze jest Ink! Próbowałem otworzyć kraty, ale ani drgnęły. Spróbowałem przywołać moją kość, aby za jej pomocą je otworzyć, ale.. Nic. Nie mogę tu korzystać z jakiejkolwiek magii. Lekko się wystraszyłem. Zdecydowałem zawołać o pomoc.

- INK! Pomóż mi proszę! Ink!! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem.

... Cisza. Usłyszałem tylko szepty z sąsiednich cel. Opuściłem głowę na dół, w moich spuchniętych oczach znów zaczęły pojawiać się łzy. Nagle usłyszałem jakiś hałas z końca korytarza. Nastała cisza, potem było słychać czyjeś kroki. Dalej spoglądałem na dół, bałem się spojrzeć kto to jest. Kroki ucichły, poczułem lekki, ciepły oddech. Ta osoba stoi przede mną. Ostrożnie podniosłem głowę. To Error.

- Nie musisz się wydzierać. Słychać cię aż na górze! - warknął.

- Error co się dzieje? Kiedy mogę stąd wyjść i co z Papyrusem??! - pytałem.

Error zmarszczył brwi z irytacji. Wyciągnął rękę, tak jakby chciał unieruchomić mnie swoimi linkami, ale tylko pokręcił głową. Najwidoczniej nie tylko moja magia tutaj nie działa.

- Będziesz tutaj tak długo ile będzie trzeba. Od losu innych zależy to czy znajdziemy szczepionkę - podrapał się po głowię.

- Szczepionkę? Co się stało, jest jakaś choroba? - spytałem zmieszany.

Nic już nie powiedział. Stałem tak patrząc się na jego niebiesko-żółte oczy. Staliśmy tak przez chwile w ciszy aż Error odwrócił się i poszedł w stronę wyjścia.

- Nie krzycz już więcej. Nic ci tu nie grozi, jesteś bezpieczny - pomachał ręką.

Po tych słowach zniknął z mojego pola widzenia. Poczułem się trochę lepiej na wiadomość, że jestem tu bezpieczny, ale poczułem smutek z związkiem z tą "chorobą" i szukaniem szczepionki. Nie wiem też co się stało z Papyrusem, bardzo się o niego martwię.... Usiadłem zaraz przy żelaznych kratach, oparłem głowę o ścianę i przyciągnąłem kolana do klatki piersiowej. Zamknąłem oczy próbując myśleć o czymś innym i powstrzymując łzy. Nie wiedziałem już co o tym wszystkim myśleć, po raz kolejny zasnąłem pogrążając się w myślach. Czuję się fatalnie...
.
.
.
Poczułem delikatny dotyk na policzku. Ostrożnie otworzyłem zmęczone oczy i przekręciłem głowę w bok. Za kratami siedziała zamaskowana postać. No prawie zamaskowana.. Wokół szyi owinięty miał długi, zniszczony, czerwony szal. Na głowie miał szary kaptur zakrywający jego roztrzepane, białe włosy. Jego czerwono-niebieskie oczy wpatrywały się prosto w moje. Odskoczyłem wydając z siebie krzyk. Chłopak tylko się zaśmiał, wyprostowując się. Przyjrzałem się uważniej tajemniczej osobie i od razu go poznałem. To Dust. Przez ostatni czas dobrze dogadywałem się z Dustem, dlatego przybliżyłem się bardziej w stronę krat.

Multiverse Plague [Undertale Au series]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz