rozdział 6 - koncert część 1

25 5 0
                                    

Lance trochę odpłynął i sam nie wiedział czemu. Doszedł do wniosku, że ostatnie wydarzenia były jak wyjęte z filmu dla nastolatków, które uwielbiał. Domówka i wspólne wagary? Przez to wszystko zaczął w głowie traktować dzisiejsze wyjście jak randkę. To komplikowało sprawę bo nagle bardziej przejmował się tym co powinien ubrać, oraz powoli zaczynał boleć go brzuch.

Tak narzekał na brak wątku miłosnego w tym roku, że nowa osoba w jego życiu nie miała trudnego zadania, żeby pociągnąć jego myśli w te stronę. Lance pomyślał, że każdy kto wydałby mu się teraz choć odrobinę nowy i ciekawy skradł by jego serce.

Ale czy Keith był tylko odrobinę nowy i ciekawy?

Nie wiedział jeszcze co powinien o tym sądzić. Powinien skupić się na tym, żeby dobrze się dziś bawić. Wszystko samo wyjdzie z czasem. A już na pewno nie powinien myśleć o zaległym sprawdzianie z historii sztuki który trąbił z tyłu jego głowy.

Lance nigdy nie był jeszcze na koncercie w klubie. Wszystkie koncerty jakie widział odbywały się w otwartych przestrzeniach. Zastanawiał się czy będzie to wyglądać tak jak sobie wyobraża.

Ubrał spodnie z wysokim stanem i włożył w nie czarną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu, którego nie znał. Całość połączył wielkim grubym paskiem z ozdobna sprzączką, pożyczonym od taty. Na to założył dżinsowa katanę, skróconą na idealną długość i białe buty hightopy. Chciał się wczuć na maksa w thrashmetalowy klimat. Zawsze szedł na całego. Kiedy w mieście był rave, Lance nagle stawał się posiadaczem pięciu zestawów ortalionów. Przebranie halloweenowe też zawsze było wielką sprawą.

Przejrzał się w lustrze, nieskromnie uznając, że wygląda bosko. Stres powoli zamieniał się w ekscytację.

Kiedy ten głupek przyjedzie - myślał patrząc na zegarek.

Kręcił się po pokoju, raz na jakiś czas kładąc się na łóżku.

Spakował jeszcze torbę typu nerka. Wziął telefon, portfel, gumy do żucia, epapierosa i gaz pieprzowy. Zawsze miał go przy sobie gdy wychodził późną godziną. Krzywe spojrzenia podejrzanych typów i wyzwiska od pedała przyczyniły się do tego.

***

Jechali autostradą prosto do miasta. Keith odebrał go punktualnie. Całą drogę puszczali płytę gwiazdy wieczoru, żeby Lance mógł najpierw zapoznać się z ich twórczością. Nie była to muzyka jakiej słuchał na co dzień, ale uznał ją za całkiem spoko. Tym bardziej że doświadczy jej na żywo.

Keith cieszył się że chłopak aż tak się nakręcił, dzięki temu sam miał jeszcze większą ochotę na to wyjście. Jego ekscytacja była zaraźliwa.

- Chyba przywyknę do jeżdżenia autem zamiast pociągiem. To jest życie. Rozpieszczasz mnie.

- Śmiało, możesz się dołożyć do paliwa

- Aha? Ja tu się dobrowolne zgadzam towarzyszyć ci tego wieczoru, a ty jeszcze pieniądze ode mnie wyciągasz.

- Jakbyś chciał wiedzieć to kupiłem ci bilet z moich własnych ciężko zarobionych pieniędzy.

- Oh. Pracujesz?

- Ta. Na stacji benzynowej, żeby było śmieszniej.

- Wow i co sprzedajesz ludziom hot dogi? - Lance się śmiał.

- Też.

- Czekaj ale kiedy ty pracujesz, skoro masz szkołę?

- No w weekendy.

- Dziś jest sobota.

- No właśnie. Byłem rano w pracy.

Lance był pełen podziwu. On sam ledwo wstał, na tyle wcześnie żeby się wyrobić. Czyli po południu. Często nie doceniał swojej uprzywilejowanej pozycji. Może jego rodzina nie była bogata, ale miał wszystko czego potrzebował bez dorabiania na własna rękę. Trudno musiało być pogodzić szkołę z pracą. Po raz kolejny zrozumiał dlaczego Keith musi powtarzać klasę. Obiecał sobie, że w zamian za ten wieczór dopilnuje, żeby oboje porządnie napisali zaległy sprawdzian.

Art kids | Voltron | KlanceWhere stories live. Discover now