rozdział 5 - wagary

29 5 0
                                    

Ogólny smak swoich urodzin Keith uznałby za bitter sweet. Nic nie dało mu znaku, że Lance mógłby się nim interesować. No może oprócz głupiej wzmianki o zostaniu jego mężem.

Wstali rano, zjedli wspólne śniadanie z resztą domowników. Potem Keith odwiózł Lance'a do domu. Czuł się przy tym żałośnie. Tyle pieniędzy poszło na paliwo, po nic.

W poniedziałek bał się iść do szkoły, jednak czekała go tego dnia jedna rzecz na która długo czekał.

Podjechał jeepem pod szkole. Tym razem z domu Shiro, a nie swojej mamy. Podwiózł przy okazji Pidge.

Poszedł przed lekcjami na palarnie gdzie siedział już Lance, pijąc kawę na wynos i vapujac. Oczywiście chłopak zawsze był za wcześnie w szkole, jak mógł o tym zapomnieć.

- Siema! Jak się trzymasz po urodzinach? Nieźle było. Najpierw ogarnąłem Allure a potem sam skończyłem nie lepiej. Muszę pamiętać, żeby nie mieszać tak rzeczy. Ale chociaż się wyspałem! I bardzo dobrze bo całą niedzielę zakuwałem na sprawdzian z historii sztuki. Umiesz coś?

Keith nie dowierzał, że podczas kiedy on się zamartwiał uczuciami, Lance najzwyczajniej w świecie się szykował na sprawdzian.

- Nie idę na historię sztuki.

- Co? Już w pierwszych miesiącach wagary? Ale z ciebie zły chłopiec. Nie wiem czy to dobry pomysł, z myślą, że to właśnie ten przedmiot cię ostatnio udupił.

- Mam coś do załatwienia. Właściwie zrealizowanie prezentu urodzinowego. Przyszedłem tylko na matmę, to jej boje się najbardziej.

Lance się zaśmiał. Wszyscy w tej szkole mieli problem z matematyką. Jedynym wyjątkiem był Pidge, który narzekał, że poziom przedmiotów ścisłych jest tu o wiele za niski. Keith usiadł obok niego na schodach w bezpiecznej odległości. Zapalił fajkę.

- Cóż to za tajemniczy prezent?

- Robię dziś mój pierwszy tatuaż - Keith mimowolnie się ożywił - Shiro, Adam, Matt i Pidge złożyli się dla mnie na niego. Dziś mam umówiony termin. Możesz... - tu się zawahał - Możesz pójść ze mną jeśli chcesz.

- Potrzymać cię za rękę? - Lance uniósł brew.

- Mniej więcej.

- No nie wiem, wolę nie przegapić lekcji.

- Daj spokój, dam ci moje notatki z zeszłego roku - namawiał go.

Cholera co ja robię.

Ku jego zdziwieniu chłopak się zgodził. Uznał, że nigdy nie był przy robieniu tatuażu, a dla osoby która rysuje, jest to potencjalna kariera.

Po skończonej rozmowie udali się razem na lekcje.

***

Lance był zachwycony. Tatuaż wydał mu się dużo ciekawszy od historii sztuki. Sam często wagarował, ale zwykle wtedy przesiadywał po prostu u Hunka w internacie.

Keith był prawdziwym powiewem świeżości! Impreza? Tatuaż? Co będzie kolejne? Z początku myślał, że się nie polubią, ale dużo zyskiwał na jego obecności. Mógł trzymać się z Allurą, zdobył punkt w którym może nocować, a teraz jeszcze notatki z całego semestru były do zgarnięcia.

Zaskakiwało go w jaki sposób Keith na wszystko wpływał. Pojawiał się i nagle cały plan dnia był wywrócony. Lance'owi się to podobało. Lubił spontaniczne działania. I tym właśnie były dzisiejsze wagary. Może on też powinien zrobić sobie tatuaż? Albo kolczyk!

Bawił się radiem w aucie kiedy jechali pod studio. Keith szczerzył zęby kiedy prowadził. Rzadko widział go takiego. Miał z jakiegoś powodu dobry dzień. Pewnie cieszył się bardzo na tą dziarę.

- Co to będzie? - zapytał.

Keith spojrzał się na niego nie rozumiejąc pytania.

- Tatuaż. Wzór. Co sobie wydziarasz?

- Nie śmiej się, bo wiem, że brzmi to okropnie edgy i kiczowato, ale będzie to Lew.

- Lew?

Lance faktycznie miał problem, żeby wyobrazić sobie to inaczej niż ryczący realistyczny zwierz w koronie.

***

Na miejscu okazało się inaczej. Artystka pokazała przygotowany wzór. Lew, który miał zdobić rękę Keitha już na zawsze, okazał się słodkim konturem w kreskówkowym stylu.

Brunet zgrywał twardziela szykując się do zabiegu, jednak kiedy tylko igła dotknęła jego skóry skrzywił się w bólu. Lance od razu zaoferował swoją dłoń. Pożałował tego, bo kolega ściskał ją zdecydowanie za mocno, pod wpływem bólu. Połamie mu palce - pomyślał.

Zaczął sobie wyobrażać, alternatywna rzeczywistość w której Keith byłby jego chłopakiem, a on wspierającym partnerem. Wtedy na pewno bardziej by uważał. Otrząsnął się jednak szybko z tej myśli. Uznał ją za głupią. Co nie zmieniało faktu, że kolega z dnia na dzień wydawał mu się coraz ładniejszy. Rzęsy wydłużały się, włosy falowały, a zęby coraz lepiej się uśmiechały - mógłby przysiąc, że tak się działo. Lance zaczynał wątpić, że to on sam był najładniejszym chłopcem w klasie.

Zabiegł dobiegł końca, a na ręku Keitha znalazł się gotowy rysunek.

Podziękował i zapłacił, ale wtedy Lance podjął najbardziej spontaniczna decyzje w życiu. Dowiedział, się, że salon zajmuje się również piercingiem i postanowił przekłuć sobie uszy. Nagła potrzeba zmiany wyglądu, targała nim jak przystało na dziecko z plastyka. Nie minęło dziesięć minut a w zaczerwienionych uszach znalazły się małe śrubki.

Zostali poinformowani o tym jak dbać o świeżą dziarę i przekłucie, po czym pożegnali się i wyszli.

- Ależ się niesamowicie czuje! Tego mi było trzeba! - zawołał - Ale uszy mnie szczypią, masakra.

- A ja nie mogę ruszać ręką.

- Chcesz coś jeszcze porobić? Świat jest piękny! Pogoda dziś cudna.

- Nie wracasz do szkoły? Przegapisz rzeźbę.

- No weź.

***

Keith miał super humor. Od dawna marzył o tatuażu, samo to było wyjątkowe. A teraz jeszcze krasz sam z siebie chciał spędzić z nim więcej czasu. Kolczyki bardzo mu pasowały. Nie mógł się doczekać, aż przekłucia się zagoją i Lance umieści w nich kółeczka

Kupili mnóstwo przekąsek w pobliskim sklepie, po czym poszli nad rzekę rozsiąść się na bulwarach. Pogoda faktycznie była piękna. Przypominała bardziej wiosnę niż jesień.

Rozmawiali, śmiali się i dokuczali sobie. W sercu Keitha znowu pojawiła się nadzieja.

- Kurde, to jest życie - powiedział Lance - z tobą to zawsze jest klimatycznie. Masz jakąś aurę przygody. Nie mogę się doczekać dokąd następnym razem mnie zabierzesz.

Albo mu się wydawało, albo chłopak próbował flirtować. Miał pewien plan co do tego zabrania, ale wahał się czy to dobry pomysł.

- Właściwie to w ten weekend chcę iść na koncert. Mały lokalny zespół thrashmetalowy. Allura nie chce się dać namówić. Nie jej klimaty. Może chcesz iść ze mną?

- KONCERT?! O kurde Keith, ale czad. Widzę, że z tobą co weekend jest impreza. Zaczynam rozumieć czemu nie zdałeś.

- Wpadniesz?

- Oczywiście.

Ten dzień nie mógł być lepszy.

Art kids | Voltron | KlanceWhere stories live. Discover now