Marsz Śmierci

39 4 0
                                    

O wschodzie słońca mroczni rycerze zebrali się na głównym dziedzińcu, trochę niewyspani i zdenerwowani przygotowywali armaty i konie do podróży. Przeklinali swojego pana w myślach, za to że kazał wszystkim tak wcześnie wstać. Nie rozumieli jednak dlaczego, nikt nie chciał im nic powiedzieć. Domyślili się że szykują się na jakąś bitwę, ale nie byli pewni czy to tylko najazd na jakąś miejscowość, czy w końcu zdecydowali się zaatakować Atras. Sądząc po ilości przygotowywanych przez nich broni to chyba na to drugie, ale nie byli do końca pewni, bo w końcu po ich Królu wszystkiego się można spodziewać. Dyskutowali zawzięcie na ten temat, nawet się z tym nie kryjąc, gdyż na chwilę obecną byli tylko oni, mroczni rycerze, ci którzy biorą udział tylko w bitwach i strzegą zamku. Za bardzo nie angażują się w dworskie sprawy, tak jak niektórzy ich koledzy z wyższych sfer, na przykład magowie, którzy biegają cały czas u boku pana i zrobią wszystko co im każe. Myślą wtedy że są szanowani, jednak to nie prawda, rycerze tylko udają lojalnych, jednak za plecami ich słowa nikogo nie oszczędzają, tak jak jest w tej chwili. W jednej z wierz, przy której ustawiane były duże armaty, przez otwarte okno na żołnierzy spoglądał Anthony Millory. Mag który cały czas biega koło króla i czeka na jego rozkazy. Uśmiechnął się krzywo gdy tylko to usłyszał. Owszem jest bardzo pomocny dla William'a, ale tylko jeśli monarcha sam go do siebie wezwie w jakieś sprawie, to nie klei się z wersją jaką wymyślili strażnicy. On koło niego nie biega, tylko czeka na rozkazy, a to jest różnica.

- Na co tak patrzysz braciszku? - Zapytała Lyria podchodząc do Anthony'ego.

- Tak się tylko nabijam z kolegów. I nie nazywaj mnie bratem - Odpowiedział oschle.

-Ale ty jesteś niemiły! - Demonica udawała urażoną.

-Aria nie byłaby z tego zadowolona, gdyby dowiedziała się, że jej ukochany brat stał się takim gburem... - Anthony przewrócił oczami gdy demonica zaczęła się do niego przystawiać.

-A może już o tym wie... - Szepnęła mu na ucho.

-Może i nie jestem taką Arią jaką zapewne byś chciał, ale za to ciało jak i wygląd mam jak twoja siostra. Więc mógłbyś chociaż udawać że jesteśmy kochającym się rodzeństwem, przynajmniej do czasu aż wykonamy swoją misję. Mogę ją nawet udawać, jeśli tego chcesz. Co ty na to? - Zaproponowała przytulając się do jego ramienia.

-Zapomnij. Nie dam się zmanipulować. Chce moją prawdziwą siostrę a nie jej marną kopie. Lyria nie zrozum mnie źle, ale jedyne co nas łączy to ta misja i radziłbym ci, żebyś się na niej właśnie skupiła. Bo i tak długo w tym ciele nie zostaniesz mogę ci to zagwarantować - Ostrzegł ją, podchodząc do drzwi.

-Przygotuj się do podróży, po przemowie pana ruszamy - Powiedział wychodząc.

Gdy Lyria została sama w wielkiej wierzy, skrzyżowała ręce na piersi i nieoczekiwanie zaczęła się głośno śmiać. Nie spodziewała się że Anthony aż tak bardzo jej nie lubi, żeby jej od razu grozić. Liczyła że będą dla siebie bardziej neutralni jeśli nie przystanął by na jej propozycję. Ale szczerze mówiąc jego słowa powinny ją wystraszyć, a było wręcz przeciwnie. Bo Anthony nie wiedział jednego, najważniejszego, musiałby zabić Arię by się jej na zawsze pozbyć. To w tym wszystkim było najzabawniejsze. Lyria pośmiała się jeszcze przez chwilę po czym, tak jak powiedział jej wcześniej Anthony, poszła się przygotować do ciekawie zapowiadającej się podróży.

Perspektywa Alex'a

-Znalazłeś już coś? - Zapytała Leanna zaglądając mi przez ramię.

-Bóg śmierci, przywódca wszystkich demonów. Najpiękniejszy demon, królowa duchów pustynnych. Upadły Anioł, demoniczny władca mórz, bóg-wąż, na razie ani śladu o jakimkolwiek demonie apokalipsy. Ech głowa mnie już od tego boli- Narzekałem przecierając twarz.

Zapomniana Magia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz