1.Powroty

164 12 30
                                    

-Ravenclaw!- głos tiary przydziału rozchodzi się echem po wielkiej sali.
Krukoni wiwatują witając nowego członka naszej małej rodziny, gdy wątły chłopiec
z burzą brązowych włosów dosiada się na początku stołu. Jest trochę przestraszony ale wydaje się być szczęśliwy, ciekawe czy chciał trafić akurat do Ravenclaw.
Przypomina trochę mnie, gdy 6 lat temu spadło mi na barki brzemię noszenia barw najmądrzejszego z domów Hogwartu. Od tamtego dnia definiują mnie już tylko przeczytane książki i wyniki na egzaminach. Bajka...
Obserwuje jak kolejne dzieciaki zakładają tiarę przydziału, która pieczętuje ich los na najbliższe lata. Zawsze zastanawiałem się jak to jest, że do każdego z domów dołącza podobna ilość uczniów. Może tiara przydziału robi to specjalnie, żebyśmy zachowali równowagę? Staram się tego za bardzo nie roztrząsać bo jeszcze bym wykrakał i któregoś roku dostalibyśmy samych Ślizgonów. Nie żebym był jakiś uprzedzony, ale jednak stereotypy nie biorą się z powietrza. Jako Krukon wiem to doskonale.
-Noah... hej Noah!- odwracam się w stronę stołu Ślizgonów skąd dobiega głos mojego brata. Wychylam się mocno w jego stronę, żeby móc usłyszeć cokolwiek.
-Pamiętasz jak się umawialiśmy?- pyta, a mnie chwilę zajmuje za nim dociera do mnie o co mu chodzi. Przewracam oczami z irytacją.
-Na nic się z tobą nie umawiałem, jak chcesz to sam ją zapytaj- mówię i odwracam się
z powrotem w stronę stołu, żeby nie dać mu szansy na odgryzienie się.
Nasi rodzice byli przekonani, że zgodnie z rodzinną tradycją, chociaż nie wiem dlaczego uznali to za dobre określenie, oboje z Argusem trafimy do Slytherinu. Żaden rodzic nie powinien mieć ulubionego dziecka prawda? Powiem więc tylko, że nie przyniosłem rodzinie chwały będąc pierwszym od pokoleń Krukonem. Życze wszystkim Weasleyom powodzenia, bo o ile ja muszę jedynie zadowalać się mniejszym kawałkiem tortu na przyjęciach, to
w przypadku któregoś z nich trzeba by chyba wszcząć jakieś dochodzenie, gdyby nie trafił
w szeregi Gryfonów.
Ceremonia przydziału dobiegła końca, więc mogę swobodnie oddać się kolacji,
a chyba jeszcze nigdy nie byłem tak głodny jak dzisiejszego wieczoru. Nakładam sobie na talerz podwójną porcję pieczonych ziemniaków i ostatkami wolnej woli zmuszam się, aby nie zjeść ich wszystkich na raz. W tym roku wyjątkowo mocno stresowałem się powrotem do Hogwartu ze względu na całą tą sytuacje z Sami- Wiecie- Kim. Zresztą nie tylko ja, mój przyjaciel William tak się pochorował, że rodzice nie chcieli go dziś wypuścić z domu. Całe lato przesyłał mi listy z obawami, że jak tak dalej pójdzie to matka skuje go jakimś łańcuchem i zamknie na strychu byle tylko nie wracał do szkoły. Jeszcze nie wiem czy zdołał ją przekonać, czy uciekł ale ciesze się, że siedzi teraz obok mnie.
Jakby wiedząc, że właśnie o nim myślę Will gwałtownie uderza mnie w ramię.
-Noah patrz- mówi ściszonym głosem- Wybraniec ma wielkie wejście.
Wszystkie oczy w pomieszczeniu śledzą teraz Harrego Pottera, który pośpiesznie próbuje przemknąć na swoje miejsce przy stole Gryfonów. Chłopak najwyraźniej uznał, że nie dość dobrze wyróżnia się z tłumu bo postanowił nie zakładać swojej szkolnej szaty i wkroczyć do Wielkiej Sali z twarzą pokrytą zaschniętą krwią.
-Pewnie nie zauważył drzwi jak wchodził- słyszę głos ze strony stołu Ślizgonów przerywany salwą przyciszonego śmiechu i mam ogromna nadzieję, że mój brat nie jest uczestnikiem tej dyskusji. Nigdy nie trzymałem się zbyt blisko Harrego, ale wydaje mi się że ma wystarczająco dużo problemów, więc po co dokładać mu jeszcze jakieś idiotyczne docinki.

Potrawy na stole znikają, a na ich miejscu pojawiają się półmiski pełne deserów.
-Na ciasto czekoladowe zawsze jest miejsce- mówi Will i rzuca się w stronę ciasta jakby był co najmniej złotym zniczem. Może to jego forma treningu? Jeśli tak to będzie się musiał nieźle postarać, bo Cho na pewno nie odda łatwo pozycji szukającego.
-Na brodę Merlina to rodzynki!- widzę jak mój przyjaciel równie szybko co sięgnął po kawałek wypluwa go z powrotem na talerz z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy- kto jest tak okrutny, żeby zamiast kawałków czekolady dodać do ciasta rodzynki?
Noo... to by było na tyle jeśli chodzi o naszego szukającego.
Nagle wszyscy dokoła milkną, gdy profesor Dumbledore wstał ze swojego miejsca, aby jak co roku wygłosić przemówienie. Mam wrażenie, że wszystkie świece lewitujące nad naszymi głowami nagle pojaśniały.
-Dobry wieczór wszystkim! I oby ten był najlepszy!- rzekł uśmiechając się szeroko
i rozkładając ręce, jakby chciał objąć całą salę.

Gdzie znikają ptakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz