//12//

43 7 1
                                    

[...]

Po całej akcji z ogniem w parku wróciłem z nim do lasu. Czułem w środku coś czego nie potrafiłem opisać, ale było to raczej pozytywne uczucie. Ze zmieszaną miną położyłem się na środku betonowego placu. Tysiące myśli krążyły mi w głowie, lecz nie były one o niczym konkretnym. Po prostu wszystkiego po trochu. Myślę, że nawet gdyby obok mnie coś wybuchło to bym nie zareagował.

- Ej ty, młody...

Może jednak nie byłem aż tak zamyślony jak mi się zdawało. Postanowiłem go jednak ignorować.

- Suga...

Nawet lubię jak mnie tak nazywa. Brzmi dosyć oryginalnie. Jedną rękę wziąłem pod głowę, a drugą położyłem na brzuchu.

- Co za kamień. No weź się rusz w końcu.

- Czego chcesz? Dopiero co wróciliśmy.

- Minęła już godzina wiesz o tym?

- Że co?! Ale szybko. Zresztą nieważne. Czego chcesz?

- Myślę, że nadszedł ten czas.

- Jaki czas? - chwilę się zastanowiłem. - Ten czas? Naprawdę?! - gwałtownie wstałem.

- Tak. Wydaje mi się, że w końcu dorosłeś do tego. A ja z chęcią to zobaczę. - nie wierzę. On się uśmiechnął. Nie mogłem się powstrzymać i go przytuliłem.

- Dobra, dobra... Bo zmienię zdanie.

- Zaczekaj chwilę. Z tego co na razie zrozumiałem to zacząłeś zadawać się z piromanem? I nie miałeś nic przeciwko temu?! - młody rzucił się na mój fotel.

- Tak, ale później zdziwisz się jeszcze bardziej. I staraj się więcej nie przerywać, dzięki.

To co miało niedługo nadejść, to był dopiero początek kłopotów. Siedzieliśmy w naszej bazie do późna - zbliżała się 21. Nie musiałem martwić się rodzicami, bo oni dawno uznali, że nie obchodzi ich to co robię, do kiedy i z kim. Byleby było przyzwoite, bo mój kochany tata jest prokuratorem i nie mogę mu narobić złej opinii. Nawet nie wiem czy jego koledzy z pracy wiedzą, że ma syna. No, ale nieważne. Szliśmy razem ciemnym lasem i tym razem szedłem obok niego. Wokół panowała głucha cisza, pośród której było słychać tylko nasze kroki. W końcu wyszliśmy przy jakimś małym sklepiku. Nareszcie po około pięciu latach mogłem mu pokazać na co tak naprawdę mnie stać.

- Nie wierzę, że aż tyle musiałem czekać. - podał mi aerozol.

- Nie narzekaj, bo mogło do tego w ogóle nie dojść.

- Tak właściwie to mam pytanie. Choć może zabrzmieć trochę dziwnie. Dlaczego tak bardzo ci się to podoba? I dlaczego w ogóle to robisz? - nagle jakby się zezłościł.

- Po prostu lubię to robić okej?

- Okej, okej. Spokojnie, nie miałem przecież nic złego na myśli. Dawaj ogień. - podał mi zapalniczkę.

Kto by pomyślał, że dwie takie małe rzeczy mogą wywołać tornado problemów. Na pewno nie ja w tamtym momencie. Udaliśmy się w najlepsze miejsce. Na wszelki wypadek założyłem maskę. Ludzie kompletnie nie spodziewali się tego co miało nadejść. Zresztą my też nie. Nigdy wcześniej hyung nie pozwalał mi na używanie "miotacza ognia". I to chyba było błędem. Gdybym użył go wcześniej, nawet w naszym miejscu, może wszystko potoczyłoby się inaczej.

- Wybacz, że znowu ci przerwę, ale czy ja się w końcu dowiem co takiego się stało? I dlaczego to ty to trzymałeś skoro on był... no wiesz. To on zaczął to wszystko.

- Zaraz do tego dojdę. Co za niecierpliwy człowiek. Na czym to ja... a tak.

Najpierw hyung pokazał mi jak to się robi żebym przypadkiem nic sobie nie zrobił. Ale czy to był prawdziwy powód? Zacząłem się poważnie zastanawiać nad tym jaki on jest. Nie wiem dlaczego akurat w tym momencie. Może intuicja mi podpowiadała, że mam się wycofać? Nawet jeżeli, to było już za późno. Mój przyjaciel skierował to do samego środka i wystrzelił. Dziesiątki ludzi zaczęło biegać po całym sklepie. Potem skierował płomień w stronę kamer, które od razu przestały działać. Tłum wybiegł w popłochu, a my zaraz za nimi. Zacząłem się trochę denerwować, bo to ja miałem dzisiaj to zrobić, a tylko on się świetnie bawił w tym momencie. Wpadłem na pewien pomysł. Zamiast pobiec z nim, wziąłem ze sklepu zapalniczkę i jakiś dezodorant. Zdenerwowałem się na niego. Myślałem, że mi ufa, a on zachowywał się jakby mnie tu nie było. Niech on się zajmuje podpalaniem po jednej stronie parku, a ja po drugiej. Właśnie po raz pierwszy miałem tego użyć. Byłem jednocześnie zły i podekscytowany.

Nim się obejrzałem parku praktycznie już nie było. Pobiegłem szukać starszego. Wyszedłem z dawnej zieleni i zmyłem się stamtąd zanim przyjechała policja i straż pożarna. I tak już niczego nie uratują. Już nie było ludzi w tej okolicy. Wszyscy woleli uciekać, ale niestety nie wiedzieli, że jest nas dwóch i raczej szybko nie przestaniemy. W końcu udało mi się zobaczyć mojego hyunga w oddali. Szedłem spokojnie między płomieniami. Gdy mnie zobaczył nie wyglądał na zbyt szczęśliwego.

- Czy ty już do reszty zgłupiałeś?!

- Wow, w końcu widzę jakieś emocje. Nie rozumiem w czym problem. Miałem pokazać co potrafię, więc proszę bardzo.

- Ty idioto! Zepsułeś wszystko! Dziwisz się czemu wcześniej ci nie pozwoliłem?! Jesteś na to zbyt tępy!

- Naprawdę nie wiem o co ci chodzi. - nic mnie nie ruszało. Chociaż byłem nieco zdziwiony jego nagłym wybuchem.

- Jesteś za głupi żeby zrozumieć! - teraz i ja się na niego wkurzyłem.

- Skoro tak to nic mi nie mów! Zresztą ty nigdy nic mi nie mówiłeś! Wiesz co, idę zająć się dalszą częścią miasta. Żegnam.

Już miałem odejść, ale wtedy złapał mnie za bluzę i przyparł do ściany. Nie chciałem nawet na niego patrzeć. Odwróciłem się w stronę, z której przyszedłem i zobaczyłem istny koszmar. Ludzie leżący na ziemi, palące się drzewa i budynki. Tylko dzięki temu było teraz tak jasno. Powoli docierało do mnie co zrobiłem. Nawet największa ulewa, by tego nie ugasiła.

- Jak mogłeś mi na to pozwolić?!?

- Ach czyli teraz to ja jestem ten zły, tak? Nie myśl sobie, że to koniec.

- To wszystko przez ciebie! Gdybym cię nie spotkał nawet bym nie wiedział, że podpalanie sprawia mi tyle przyjemności! Nie doszłoby do tego i ci wszyscy ludzie by przeżyli!

- To niby moja wina? Jak możesz mówić tak po tylu latach?! To wyłącznie przez ciebie. To ty do mnie podszedłeś nie wiadomo po co, to ty zagadałeś i zacząłeś za mną łazić.

- Ale wiesz co? To nie tak, że uważałem, iż jesteś normalny. Po prostu uważałem cię za przyjaciela, który był dla mnie wzorem. Hej, tak dla przypomnienia, mam dopiero siedemnaście lat!

- Ale nikt ci nie kazał tak?! Czekaj... przyjaciel? - nagle mnie puścił. Wyglądał na zszokowanego.

- Yoongi! - usłyszeliśmy gdzieś z daleka.

- To mój ojciec. Jeśli nie chcesz mieć kłopotów to uciekaj stąd. Ja się z tego wywinę.

- Ale...

- Mówię, że masz uciekać to uciekaj!

Tamtej nocy widziałem i rozmawiałem z nim po raz ostatni. Nie wiem jakie były nasze relacje. Gdy zobaczyłem, że mój ojciec się zbliża odegrałem przed nim idealną scenę. Zwinąłem się, zacząłem udawać, że duszę się dymem i mi nie dobrze. A może wcale nie musiałem udawać. W końcu to był jeden z największych pożarów o jakich słyszałem, a ja byłem w samym centrum. Po chwili jednak upadłem na ziemię i nic już nie widziałem. Poczułem tylko jak ktoś mnie podnosi.

Pyrophobia // BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz