11. Akcja

881 60 40
                                    

Liam pov:
Pół godziny temu dostaliśmy znak od Scotta. Theo i Alec co jakiś czas, piszą do nas jak wygląda sytuacja. Łowcy walczyli, kilka razy wyczułem krew. Ale na szczęście nie Theo, ani Alec'a. Pokonali razem łowców i Alec miał ich zabrać do pułapki.
Nagle Alec wyszedł z łowcami, tamci kierowali się do lasu, gdzie czeka na nich pułapka, a wilkołak przyjdzie do samochodu.
Zdziwiłem się, bo nigdzie nie było Theo. Napisałem do niego. Poczekałem kilka minut.
Zero odpowiedzi. Zmartwiłem się, bo mieli wyjść w tym samym czasie.
- Alec! Gdzie jest Theo!?- Zapytałem chłopaka.
- Em, był tuż za mną.- Odpowiedział zmieszany Alec.
Nolan zadzwonił do Scotta i powiedział, że wyszedł Alec z łowcami, ale nie ma Theo.
Scott trochę to zignorował i powiedział, że wkraczają.

Theo pov:
Byłem za Alec'iem, gdy nagle poczułem jak ktoś mnie postrzela prosto w żebra. Upadłem na posadzkę. Alec był już daleko i chyba nie poczuł mojej krwi, bo nie zawrócił.
Poczułem ciągnięcie po podłodze, byłem ledwo przytomny, rany goiły mi się długo.
I spojrzałem na mojego oprawcę, jej twarz.
Odrazu zacząłem się szarpać, rozrywając sznury, trzymające moje ręce.
Przygwoździłem ją do ściany. Monroe.
- Już nam nie uciekniesz!- Syknąłem w jej stronę.
- Oj kochaniutki, ja jestem zawsze krok przed wami.- Powiedziała i uśmiechnęła się wrednie.
Nie zauważyłem linki przed moją nogą i już leżałem oparty o ścianę z kołkiem w brzuchu.
Monroe wyszczerzyła zęby i kazała innym łowcom mnie stąd zabrać.
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia skąd oni się tu wzięli. Najgorsze było to, że nie chciałem się goić. Gdyby Li tu był...

Scott pov:
- Idę z wami!- Krzyknął w moją stronę mój beta.
- Nie, jeszcze cie zabiją.- Odpowiedziałem mu, nie chciałem, by mu się coś stało.
- Ale Theo tam jest! Nie zostawię go.- Krzyknął drugi raz beta.
- Da radę, chodźmy już.- Powiedziałem do wszystkich i ruszyliśmy.
- Idę z wami i koniec.- Zawarczał Liam i ruszył za nami. Zaczynał się denerwować.
Rzuciłem mu tylko złe spojrzenie.
Byliśmy już w środku, usłyszałem kilkanaście serc. Posłannicy Monroe.
Poczułem krew. Znajomy zapach.
Jakby Liama.., nie, go tam nie było.
Musiał być to Raeken.
Beta też chyba to poczuł, bo się bardzo zdenerwował i był...zmartwiony?  Dlaczego on się o niego tak martwi. To tylko Theo Raeken.
Wredny psychopata i manipulant. Co prawda dałem mu szansę, za uratowanie Li, ale i tak nie ufam mu w 100%.

Doszły do naszych uszu strzały i śmiech.
Śmiech Monroe. Jest tutaj, jak myśleliśmy.
- Scott, Monroe.- Powiedziała Lydia.
Przytaknąłem jej i weszliśmy do przedsionka zbrojowni.
Było tam z dwudziestu łowców.
Ale jej pilnują. Pomyślałem i dałem znak Lydii.
Lyds krzyknęła, Liam zaczął walczyć, ale i tak krótko, bo krzyk banshee ich wszystkich powalił.
Weszliśmy do Zbrojowni. Bardziej wyważyliśmy drzwi za pomocą Lydii.
Monroe i inni strażnicy się na nas popatrzyli. Nie strzelali, tylko celowali w nas. Lydia już była gotowa do krzyku ale ją powstrzymałem.
Monroe się trochę odsunęła i zobaczyłem poturbowanego, bezsilnego i z kołkiem w brzuchu Theo. Liam się wzdrygnął i wysunął kły, ruszając do ataku.
- Liam!- Krzyknąłem, w czym moje oczy zmieniły kolor na czerwony.
Liam nie ukrył żółtych ślepi, ani kłów, ale stanął w miejscu.
- T, Theo..- Powiedział do mnie. Widziałem jak w jego oczach zaczynają błyszczeć łzy.
Teraz chimera był nieprzytomny.

Liam pov:
Kiedy zobaczyłem tak poturbowanego Theo, omal nie wpadłem w szał.
Scott mnie zatrzymał, ale moja wilcza natura nie odpuszczała, plus moje nerwy już nie wytrzymywały.
-T, Theo..- Powiedziałem do Scotta. Nie obchodzi mnie to, że będzie coś podejrzewał. Teraz mój ukochany, leżał, wykrwawiając się.
Bez jego ukajającego głosu, zaraz moje nerwy puszczą i rozszarpię Łowczyni.
- Liam, jak się czujesz patrząc na twoją kotwicę, umierającą?- Spytała z rozbawieniem Monroe. Zmieniłem się w wilkołaka.
Warknąłem na nią i puściły mi nerwy. Rzuciłem się na nią, ona się odsunęła, łowca popchnął mnie i poleciałem na elektryczną siatkę.
Scott zdenerwował się na mnie jeszcze bardziej.

- Przyszliśmy w pokojowych zamiarach.
Oddasz się w ręce policji i albo załatwimy to inaczej.- Powiedział Scott spokojnie.
- Ale ja nie mam ochoty, na pokojowe zamiary. JA chce głowę alfy!!- Krzyknęła i łowcy rzucili się do walki, zaczęli strzelać.
Ja w tym czasie podbiegłem do Theo.
Od kilku minut był już świadomy, ale dalej się nie goił. Wyciągnął już kołek z brzucha.
- Theo, dlaczego, dlaczego nie dałeś znaku, przecież tam byłem, usłyszałbym cię..- Mówiłem, czując jak łzy napływają do moich oczu.
- Zrobiłem to dla ciebie Li...ona by Cię zabiła..- Odpowiedział mi Theo, w tym czasie złapałem jego rękę i zabrałem ból.
- Dlaczego się nie goisz?- Spytałem, odpychając od nas jakiegoś łowcę.
- Nie wiem..-Odpowiedział i wypluł krew.
- Theo..skup się. Musisz się zacząć goić, z twojej rany już nie cieknie czerwona krew, tylko czarna..- Powiedziałem, już ze łzami spływającymi po moich policzkach.
Theo tylko spojrzał się na mnie smętnym wzrokiem i przerzucił spojrzenie na moje usta.
A w dupie, że za mną jest cała wataha, teraz liczy się życie Theo.
I go pocałowałem. Poczułem jak jego
rana zaczyna się powoli goić.
Nasz pocałunek nie uszedł wzroku innym.
Słyszałem warknięcie Malii, westchnięcie Scotta i pisk szczęścia Lydii. Po oderwaniu się od siebie, Theo się do mnie uśmiechnął, ja odwzajemniłem uśmiech.
I zacząłem walczyć. Dla niego.

//////////////////////////

O mój bożee! Ten rozdział jest taki chaotyczny i emocjonujący, że zaraz padne.
Pocałunek Thiama! Na oczach watahy!
Mój brzuch podczas pisania tego rozdziału z trzy razy zrobił fikołka😂
Także ten, dziękuję za gwiazdki! Co myślicie o tym rozdziale? Dajcie znać w komentarzu :)
Wasza Nela <3
I przepraszam, że tak krzywdzę Theo :(
*876 słów*

Zagubieni // ThiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz