✴Gdy widzi, jak płaczesz✴

1.9K 60 17
                                    

▪Eren Jeager-Po koszmarnym Treningu z Kapitanem Levi'em, byłaś wykończona, a do tego twoja boląca od dwóch tygodni kostka, nie poprawiała ci humoru.
Od razu wyszłaś na korytarz, lecz po kilku krokach oparłaś się o ścianę, bo ból w kostce się nasilał. Uroniłaś kilka łez i zjechałaś placami po ścianie. Ku twojemu zdziwieniu usłyszałaś kroki, osoby schodzącej po schodach, a zaraz po nich, ciemną, brązową czupryne.
-(T.I)! Co się stało??-Spytał zaniepokojony Eren, pomagając ci wstać, otarł twoje łzy z policzka.
-Ta cholerna kostka, boli bardziej niż ostatnio.-Wskazałaś ręką na lewą noge, na której utykałaś.
-Chodź, idziemy do pielęgniarki.-Zarządził chłopak i wziął cię na ręce w stylu panny młodej.
-Puszczaj mnie Jeager!! Nie jestem kaleką.-Krzyczałaś niezadowolona co jakiś czas, lecz on tylko podnosił cię jeszcze wyżej.

▪Levi Ackerman-Szłaś powolnie po pustej łące, w szarawej, unoszącej sie wokół ciebie mgłe. Co jakiś czas potykałaś sie, o martwe ciała towarzyszy, a bardziej ich pozostałości, lub o własne nogi. W powietrzu unosił sie zapach nieświeżości, krwi i spalenizny.  Nie zgążyłaś im pomóc, cały twój oddział, do którego należało ponad dwadzieścia osób leżał teraz pod twoimi stopami martwy. Obiecałaś im że dasz rade, postarasz sie im pomóc. Mimo iż to nie ty byłaś najsilniejsza, właśnie ty jako jedyna uszłaś z życiem. Słońce powoli chowało sie za lasem, przez co niebo przybrało kolory krwistej czerwieni, zmieszanej z jasnym pomarańczem. Przewróciłaś sie o wystający z brudnej, mokrej ziemi konar i popadłaś w rozpacz. Z oddali usłyszałaś krzyki, nawoływanie, stukot kopyt i głośne kroki. 
-(T.N)! Cholera odezwij się! (T.I)!Błagam..nie zostawiaj mnie samego.-Dobrze znałaś ten głos, tym razem nie był on zimny i oschły, lecz zrozpaczony i przesiąknięty bólem. Lekko uniosłaś głowę w górę, a Brunet zauważając Cie żywą otworzył szerzej oczy i podbiegł do ciebie kucając obok. Pomógł ci usiąść i mocno przyciągną ciebie do swojej klatki piersiowej. 
-Ja...Myślałem że ty...Prosze nie strasz mnie tak więcej.-Powiedział gładząc sie po włosach, gdy na jego dłoni została krew, momentalnie sie spłoszył.-Cholera, (T.I). Jesteś ranna.-Wymamrotał po nosem, biorąc cie na ręce.
-Levi...j-ja..przepraszam, nie zdążyłam im p-pomóc.-Wyszeptałaś i odkaszlnęłaś krwią, co przeraziło kobaltookiego.
-To nie jest twoja wina, ważne że żyjesz.-Odpowiedział poważnym tonem i niósł cie do wozu dla rannych wtulając sie w twoje wyziębione ciało.

▪Erwin Smith-Powrót z wyprawy w jednym kawałku to cud, lecz gdy nie wraca z niej 40% żołnierzy, trudno powstrzymać się od smutku i wewnętrznego bólu, tym bardziej gdy giną twoi przyjaciele. Jechałaś w wozie dla rannych żołnierzy, znalazłaś się tu przez ranę na lewym ramieniu, uniemożliwiająco chwilowo walkę. Obok ciebie w wodzie siedziała Twoja przyjaciółka, Hange, której cudem uratowałaś życie przed 10cio metrowym odmieńcem. Gdy potwór złapał w swoją silną dłoń kobiete, rzuciłaś się na niego z morderczą iskrą w twoich (K.O.) oczach.
Wzrokiem szukałaś jasnej czupryny Smitha, której nie widziałaś od wyjazdu za mur. Mimo iż, mężczyzna należy do najlepszych w swoim fachu, to martwiłaś się o niego jak nigdy wcześniej.
On zauważył cię pierwszą, gdy jedna z miejscowych sanitariuszek, pomagała ci zejść z powozu. Jednocześnie z ulgą i spokojem, że widzi cię żywą, jak i stresem, iż nie jedziesz na swoim wierzchowcu, tylko trzymana za ramię przez Starszą kobietę, Niebieskooki podbiegł do ciebie i złapał cię lekko za chore ramię, co spowodowało nie mały ból.
-Shh..-Pisnęłaś z bólu, mężczyzna lekko się spłoszył, gdyż z powodu emocji zapomniał że jesteś ranna. Kilka łez spłynęło po twoich suchych i okaleczonych, przez odłamki ostrzy, policzkach.
-(T.I.)....Ty żyjesz...-Powiedział po nieznacznej cieszy między nami.
Otarł kciukiem łzy i dał znak Kobiecie pomagającej mi dotrzeć do skrzydła lekarskiego, aby odeszła.-Tak bardzo się martwiłem.-Dodał, po cichu, lecz i tak to usłyszałaś i wtuliłaś się w jego ramię, dając upust straszliwym emocją i przeżycią.

▪Armin Arlelt-Podczas pobytu w Bibliotece, razem z Arminem, wpadła do Was Hange z informacją, że przyszedł do ciebie list. Przepraszając Blondyna, poszłaś za kobietą w nieznaną ci stronę. Okularnica z torby pełnej pocztówek i powyginanych kartek, wyjęła właśnie list dla ciebie. List był napisany pięknym, wytwornym pismem, lecz czuć było wokół niego ponurą aurę.
Podziękowałaś kobiecie i odeszłaś w stronę okna na korytarzu, prowadzącym do biblioteki.
List był napisany przez Twoją Mamę i rodzeństwo, był on wysłany dwa tygodnie temu, co niezbyt cię zdziwiło, gdyż Owe listy przychodzą w tym samym czasie, raz w miesiącu.
Otworzyłaś białą koperte, a łzy same napłyneły ci do oczu, spływając samotnie po twoich policzkach.
W liście była informacja o śmierci Twojego Ojca, który chorował od siedmiu lat na śmiertelną chorobe.
-Nawet nie zdążyłam się z nim pożegnałam.-Szepnęłaś sama do siebie, powoli ścierając łzy wewnętrzną stroną dłoni. Armin zaniepokojony twoim zniknięciem, udał się w miejsce do którego szłaś z Hange. Zauważywszy ciebie z łzami w oczach, od razu do ciebie podszedł, kładąc ci dłoń na szyi, przez co lekko się wzdrygnęłaś.
-(T.I.)?Coś się stało?-Spytał robiąc smutną minę, ocierając przy tym twoje łzy.
Podałaś mu list, a gdy chłopak skończył go czytać, objął cię ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Spokojnie, wszystko się ułoży. Masz, przecież mnie.-Powiedział, co sprawiło lekki uśmiech na twojej twarzy.

▪Jean Krischtein-Z hukiem i łzami w oczach wyszłaś z Pokoju Chłopaka. Pokłóciliście Się o jego wieczorne spotkania z Mikasą, o której właśnie zaczął opowiadać Krischtein.
-"Mikasa to, Mikasa Tam to. Mikasa umie to! Mikasa Świetnie walczy!"-Powtarzałaś sobie słowa Chłopaka w głowie, te słowa nie tylko bardzo cię irytowały, ale też sprawiały ból. Walnęłaś pięścią w ścianie, tuż przy kwaterze twojej i twoich znajomych. Opadłaś lekko na ściane, zsuwając się po niej plecami, na podłoge.
Zauważywszy Bruneta, obok siebie lekko się cofnęłaś i spojrzałaś na niego przenikliwie, z mordem w oczach.
-(T.I.)... Ja przep-Nie dokończył, bo położyłaś mu dłoń na ustach, uniemożliwiając dalszą rozmowę.
-Th... Idź sobie do M-mikasy.-Syknęłaś, niczym wąż Jadem, jednak i tak nie mogłaś powstrzymać Płaczu.
Przez chwilę miałaś wrażenie, iż brunet odszedł pozostawiając cię samą, lecz on nachylił się nad tobą i złożył pocałunek na twoim czole.
-Przepraszam (T.I.)-Zaczął mówić, gdy już trochę się uspokoiłam.-Nie chciałem aby tak wyszło, już więcej tak nie zrobie.-Dodał, przytulając się do mnie ze współczuciem w oczach.

꧁𝐏𝐫𝐞𝐟𝐞𝐫𝐞𝐧𝐜𝐣𝐞 - 𝐒𝐡𝐢𝐧𝐠𝐞𝐤𝐢 𝐧𝐨 𝐊𝐲𝐨𝐣𝐢𝐧꧂Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz