✴Gdy ciebie odnajdzie✴

1.7K 59 94
                                    

▪Eren Jeager-Przez kilka dni chłopak nie wychodził z pokoju, zamknął się w sobie, nie miał chęci rozmawiać z nikim, nawet z Arminem lub Mikasą. Wiele razy jego przyjaciele przychodzili do niego w odwiedziny, jednak ten nie otwierał drzwi udając że nie ma go w pokoju.
Obwiniał siebie o to, że nie było go przy tobie kiedy potrzebowałaś pomocy.
Kolejnego, samotnego wieczoru, gdy siedział z podkulonymi nogami, opierając o nie głowe, usłyszał krzyki pielęgniarek i stukot kopyt. Gdy hałasy ucichły, chłopak pomyślał że zamieszanie było przyczyną urazu któryś z kadetów, który zrobił sobie coś podczas treningów, więc udał się spokojnie spać.
-Eren!! Otwórz te drzwi!-Wysoka dziewczyna w szaliku, dobijała się do drzwi Jeagera.
-Mówiłem ci już.. Nie mam ochoty z wami rozmawiać.-Rzucił od niechcenia, przykrywając głowe poduszką.
-Ale Eren... (T.I) ona...-Zaczęła Swoją wypowiedź Mikasa, jednak Eren był szybszy.
-Ona nie żyje! Nie rozumiesz tego!? Straciłem ją!-Chłopak załamany otworzył drzwi na oścież, widząc swoją wysoką Przyjaciółke, z lekkim uśmiechem na ustach. W tym samym momencie z pomieszczenia obok wybiegły dwie kobiety, Hange w przekrzywionych okularach oraz Nanaba z roszczochranymi włosami.
-Co tu się...-Zapytał przecierając całe zaczerwienione ze zmęczenia oczy.
-(T.I), ona wróciła...-Tylko tyle wystarczyło, aby chłopak oprzytomniał i od razu pobiegł do skrzydła szpitalnego, do którego udały się również Hange z resztą twoich znajomych.
Pielęgniarki krzątały się po całym oddziale, mimo godziny drugiej w nocy.
Kobiety w białych fartuchach biegały między korytarzami z bandażami oraz różnych rodzajów płynami. Musiało to oznaczać, iż byłaś w ciężkim stanie.
Gdy po około godzinie, ostatnia z pielęgniarek wyszła z twojej sali, opisała twój stan jako "Stabilny", na co wszyscy zebrani przed salą towarzysze broni, uśmiechnęli się od ucha do ucha.
Eren wszedł jako pierwszy do tymczasowego pokoju, ujrzawszy ciebie na łóżku szpitalnym, z wieloma ranami, miał ochotę płakać. W głębi duszy obwiniał się o to że dopuścił, abyś wylądowała tutaj w tak poważnych stanie. Usiadł obok twojego łóżka, na metalowym stołku, ujął twoją twarz w swoje dłonie, obserwując jak równomiernie oddychasz.

▪Levi Ackerman-Gdy uratowałaś życie młodszemu od ciebie blondynowi, który uciekł gdzieś w głąb lasu, poczułaś że twój stan fizyczny uległ pogorszeniu.
Co prawda tytan dodał ci tylko kilka nowych zadrapań i nieźle obtłuk ci nogę, ale i tak czułaś się coraz bardziej zmęczona i wyczerpana. Kuśtykając, chodziłaś wokół drzewa, nawołując swojego wierzchowca. Osoba poza murami, bez dostępu do pokarmu, nie ma szans na przeżycie. Nie mówiąc tu już o niebezpieczeństwie ze strony tytanów. Gdy myślałaś że zostaniesz już tutaj, do momentu swojej nikłej śmierci, twoja Kara klacz, zjawiła się znikąd po kilku godzinach wołania jej. Jako zastępca oddziału, miałaś dostęp do map, większej ilości flary oraz dodatkowych dokumentów. Klacz zgubiła większość z przydatnych dla ciebie rzeczy, zostawiając tylko domniemane położenie bazy, oraz dwie czarne flary.
Z racji późnej godziny oraz pochmurnego nieba, flar nie było by dobrze widać. Postanowiłaś działać na własną rękę, poprawiłaś sprzęt dla konia, zabierając również twój sprzęt do manewrów, który uległ małej awarii, podczas upadku z wysokości. W apteczce znalazłaś dwa bandaże, którymi owinęłaś rany na chorej nodze, były tam również małe pastylki, prawdopodobnie leki uspokajające, które biorą niektórzy nowi kadeci przed wyprawą. Wolałaś ich jednak nie brać, gdyż nie wiadomo jak zadziałały by na ciebie w dużej ilości.
Pocieszało cię to, iż najprawdopodobniej była już noc, więc tytani byli mniej aktywni niż normalnie. Galopem pojechałaś w stronę, której miał się znajdywać domniemana baza.
-Pewnie uznali że nie żyje. Dobije tego gówniarza co uciekł i mnie zostawił!-Myślałaś zacięcie o Blondynie, który zamiast ci pomógł zwiał przestraszony w nieznanym ci kierunku.
Zbliżałaś się coraz bliżej celu, twojej samotniej "wyprawy", słyszałaś już szepty, krzyki oraz w oddali dojrzałaś małe, pomarańczowe światełko.
-Słucham?!?-Spośród tłumu zebranych ludzi, odezwał się nagle oschły i przesiąknięty bólem głos Kapitana.
-A-ale kap-pitanie, ja..-Tłumaczył się jakiś dzieciach z bandażem na głowie. Levi podszedł bliżej niego, złapał go za kawałek materiału jego koszuli od mundury i uniósł lekko w góre.
Wszystkiem przeglądałaś się ty, dojechałaś na miejsce tymczasowej bazy w przeciągu dwóch godziny od przywołania swojej Klacz.
-Ty powinieneś tam zginąć, nie ona! Jak mogłeś zostawić innego żołnierza!? W dodatku mojego zastępce!-Pierwszy raz widziałaś tak zdenerwowanego i zrozpaczonego Ackermana, który wyżywał się jednym z młodszych kadetów. Levi miał już wymierzyć przeciwnikowi pięścią w twarz, jednak przeszkodził mu cichy głos Hange, której oczy były zaczerwienione od płaczu i zmęczenia.
-(T.I)...?-Ochrypniętym głosem wypowiedziała twoje imię.
-Uspokój się Jebnięta okularnico! (T.I) nie żyje! Przez tego kret..-Krzyki Levi'a przerwał szelest w krzakach za zebranymi ludźmi. Po kilku sekundach zza krzaka wyłoniłaś się ty, z coraz większym bólem nogi zaczęłaś iść w stronę tłumu. Gdy Levi cię zauważył, wpierw myślał że ma zwidy i wyobraźnia płata mu figle, jednak gdy podeszłaś do niego i położyłaś dłoń na jego policzku, automatycznie się otrząsnął i objął cię szczelnie w swoich ramionach.
-(T.I)..Gdzie byłaś? Myślałem... -Jego dłonie, dotykające twoich pleców, niespokojnie drżały ze stresu oraz zmęczenia.
-Levi, jestem przez tobie, jestem bezpieczna.-Wymamrotałaś w jego klatkę piersiową, gdyż mężczyzna przyciągnął cie bardzo mocno do siebie. Słyszałaś wtedy jego nierównomierne bicie serca, wskazujące na smutek z jego strony, było one ukojeniem dla twoich uszu.
-(T.I), tak bardzo mi przykro, przepraszam za tamte kłótnie, tak bardzo tego żałuje! Wątpie czy mi wybaczysz...-Tłumaczył się brunet, który był na granicy płaczu. Ackerman mimo swojego słynnego, zimnego wzroku czy wiecznie niezadowolonej minie, jest bardzo wrażliwa, kochającą i martwiącą się osobą, jednak ukrywa to bardzo głęboko w sobie, gdyż nie chce ukazywać emocji przed byle kim.
-Głupiasie! Jasne że ci wybaczam, ja też powinna przeprosić, jednak czy moglibyśmy udać się na chwilę do medyka??-Powiedziałaś, aby trochę rozluźnić atmosferę i w końcu dobrze zabandażować ranę na nodze.
-Do Medyka? W jakiej sprawie? Jesteś ranna?!-Przerażony brunet, pod wpływem emocji nie zauważył opatrunku na twojej nodze, jednak kiedy o tym wspomniałaś, wziął cię na ręce i zaniósł do Hange, która zawsze woziła ze sobą apteczke.

꧁𝐏𝐫𝐞𝐟𝐞𝐫𝐞𝐧𝐜𝐣𝐞 - 𝐒𝐡𝐢𝐧𝐠𝐞𝐤𝐢 𝐧𝐨 𝐊𝐲𝐨𝐣𝐢𝐧꧂Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz