Luke był właśnie w drodze do swojego domu z tej jakże pamiętnej imprezy, pewnie zostałby tam dłużej, ale
a) po pocałunku przy piosence Bruno Marsa (dowiedział się o jej wykonawcy od rozgadanej Sarah), Melanie zaczęła się dziwnie zachowywać i zrobiło się niezręcznie b) zadzwoniła do niego zapłakana matka, mówiąc by jak najszybciej wrócił do domu.Naprawdę poważnie się zaniepokoił, nie dostał żadnego połączenia od rodzicielki od dobrego roku, to musiało być coś poważnego.
Nikomu nic nie mówiąc, wyszedł prawie że biegiem pokonując całą trasę do swojego domu.
W końcu dotarł do swojego miejsca zamieszkania i wszedł zastając kilka pudeł i walizek na przedpokoju. Zmarszczył brwi i wszedł głębiej domu, zauważył mamę na kanapie w salonie, która cicho szlochając, patrzyła jak jej mąż pakuje swoje rzeczy do kolejnego pudła.
Zamarł.
Marzył o tym żeby jego ojciec się wyprowadził, ale teraz gdy to marzenie się spełniło, wcale nie czuł się szczęśliwy.
Ani trochę.
I'm just a teenage dirtbag baby
Listen to iron maden baby
With me
Ooh- Mike. - Mruknęła cicho, szturchając nadal śpiącego obok niej brata. Miał śmiesznie otwarte usta, leżał na brzuchu zostawiając mało miejsca do spania dla dziewczyny. - Palancie.
Szturchnęła go mocno w żebra ale on się tylko przekręcił lekko. Westchnęła i przetarła oczy patrząc na wyświetlacz. Luke.
Świetnie.Z wahaniem wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Melanie? - W jego głosie było coś takiego, że cała się wzdrygnęła. I to nie był miły dreszcz. - Daj mi Michaela.
- Śpi. - Odparła przeczesując włosy, budzenie Clifforda nie należało do najprzyjemniejszych czynności, dlatego wolała tego uniknąć.
- To ważne, obudź go. - Miał dziwnie zachrypnięty głos i co chwila przełykał ślinę, to nie brzmiało jak rozkaz. Bardziej jak błaganie.
- Coś się stało? - Zapytała zaniepokojona, naprawdę zaczęła się martwić.
- Możesz do kurwy dać do telefonu tego idiotę czy będziesz się bawiła w pierdoloną panią psycholog? - Warknął coraz bardziej zły, w tle słyszała szelest wiatru i przejeżdżające samochody, dlatego stwierdziła, że gdzieś idzie.
Bez słowa szturchnęła kilka razy brata w bok, poczochrała go po włosach i mocno kopnęła, podała telefon mrucząc, że to Luke po czym obróciła się na drugi bok obrażona i zamknęła oczy wtulając się w pachnącą cytrusami pościel.
Ponownie obudziła się około godziny 10 rano, zdziwiła się, że Michael już wstał, możecie sobie wyobrazić jej zaskoczenie, kiedy w jej jadalni przy jej stole, z jej rodziną, siedział Luke Hemmings. Mama z wesołą miną nakładała mu kolejnego naleśnika na talerz, uśmiechnął się wdzięcznie, obok niego siedział Michael całkowicie ubrany, ojca nie było.
- Em cześć. - Przywitała się i usiadła na swoim stałym miejscu jednocześnie naprzeciw gościa. Nie miała pojęcia czemu chłopak jest w jej domu o tak wczesnej godzinie, pomyślała, że to może mieć związek z wcześniejszym telefonem.
- Cześć córciu, jak się spało?
Spytała kobieta nalewając soku do szklanki i podając ją dziewczynie, podziękowała cicho i odpowiedziała, że okej po czym zaczęła jeść. Miała zamiar wypytać rodzicielkę o powód obecności chłopaka w ich domu, musiała coś wiedzieć. Michaela nie było sensu pytać, bo o ile o swoich problemach zwierzał się jej w pierwszej kolejności, tak o problemach innych milczał jak grób.
Czuła się nieswojo siedząc w przydługiej czarnej koszulce brata z logiem Green Day, mimo że ich nie słuchała, podobała jej się dlatego podprowadziła ją z szafy Mikey'ego, a on nawet się nie upominał o zwrot. Miała na sobie jeszcze tylko króciutkie dresowe spodenki, które w idealny (oczywiście nie dla niej) sposób eksponowały jej nogi.
- Słyszałam, że dobrze się wczoraj bawiliście. - Zagadnęła pani Clifford, właśnie wtedy Luke podniósł wzrok na dziewczynę, a ona ujrzała jego rozpaczliwie smutne oczy, które lekko się szkliły.
- Ja... Pójdę po wodę. - Oznajmiła szybko wstając, to była absolutną bzdura, bo na stole stał cały dzbanek wody, ale nikt nie zwrócił jej uwagi.
Oparła się o blat w kuchni i westchnęła głęboko. Była niesamowicie ciekawa co się stało Lukowi, nigdy nie widziała, żeby się smucił. Praktycznie zawsze był z czegoś niezadowolony, sarkastyczny i nieprzyjemny z przerwami kiedy to podrywał jakąś dziewczynę czy rozmawiał z przyjaciółmi. Ale jeszcze nie widziała by był smutny. W ogóle nie widziała nigdy aż tak smutnego człowieka.
- Zastanawiasz się co tu robię, prawda? - Przeżyła mini zawał serca, kiedy obok niej zmaterializował się obiekt jej myśli. Podniosła wzrok napotykając jego tęczówki, szybko spuściła głowę i odchrząkając wyciągnęła z szafki kubek i nalała do niego herbaty.
Wzruszyła ramionami udając obojętną, stanął zaraz naprzeciwko jej i nachylił się opierając swoje ciało po obu stronach jej sylwetki. Wzdrygnęła się kiedy usłyszała jego szept tuż koło ucha.
- Jesteś urocza.
Na jej policzki wstąpił rumieniec, przegryzła wargę, a on kiedy to zobaczył, szybko złączył ich usta, dziewczynie z wrażenia wypadł kubek, który rozbił się na kilka kawałków u ich stóp.
Jego dłonie powędrowały do jej talii, delikatnie podwinął koszulkę do góry kładąc rękę na jej odsłoniętej skórze. Przysunął się jeszcze bliżej czekając aż w końcu odwzajemni pocałunek, sekundę po tym jak to zrobiła, przerwał im zdziwiony głos.
- Co tu się dzieje? - Zapytał Michael z otwartymi ustami przyglądając się scenie przed jego oczami, szybko odskoczyli od siebie, on przeklął cicho, a ona udając, że nic się nie stało, schyliła się by posprzątać bałagan. Jeżeli wcześniej była zarumieniona, teraz wyglądała jak pomidor, burak czy inne warzywo.
- N-Nic się nie dzieje, co ma się są dziać? - Blondyn zająknął się poprawiając nerwowo włosy, kiedy spotkał zdziwione i dodatkowo lekko zirytowane spojrzenie przyjaciela szybko wstał i zostawiając ich samych, wyszedł z domu grzecznie żegnając się z panią Clifford.
Bo kiedy wszystko się posypało, to właśnie w jej ustach odnalazł zapomnienie.
CZYTASZ
Mentality l.h ✔
FanfictionOn był trochę jak lód, ona była trochę jak ogień. To oczywiste, nie lubili się. Może chodziło o sposób w jaki on rozmawiał z dziewczynami? Może chodziło o to, że był wiecznie niezadowolony, żyjąc w pięknym świecie? Może chodziło o jego buntowniczy...