Aniołku

400 42 2
                                    

Zdyszany chłopak stanął w progu szpitala. Poczuł łzy w oczach, na myśl, że to właśnie w tym miejscu znajduje się Levi. Próbował odgonić myśli, które sprowadzały do jednego. Nie chciał wierzyć, że jest tu przez coś bardziej poważnego, niż po prostu źle się poczuł, zmartwił, sięgnął po telefon, a teraz jest w porządku. Bo przecież tak było, prawda? Przecież gdyby to się okazało nieprawdą, gdyby teraz walczył o najmniejszy wdech, to...

Ruszył szybko to recepcji, gdzie zauważył znajomą twarz. Starsza kobieta o bladej cerze i siwych włosach przywitała go z uśmiechem. Poznawała oczywiście syna Grishy, który był rozpoznawalny w całym mieście, jak i szpitalu. Czasami rozmawiała z nim, kiedy miał przerwę od pracy, choć to był wyczyn dla tak zapracowanego mężczyzny. Zawsze jednak starał się mieć co najmniej dobry kontakt z ludźmi, z którymi się zna.

-Dzień dobry Eren, przyszedłeś po coś dla taty?- obdarowała go ciepłym spojrzeniem, brązowych tęczówek. Chłopak przed nią uśmiechnął się smutniej.

-Bardzo bym chciał, szukam Levia Ackermanna. Wie Pani, gdzie on teraz jest?- spojrzała do komputera i zaczęła szukać nazwiska, które z trudem przeszło przez gardło zmartwionego Jaegera. Po chwili znalazła nazwisko i podała numer sali. Nim zdążyła coś dodać, tego już nie było. Z ulgą stwierdził, że nie jest to część oddziału intensywnej terapii. Pojechał windą na 2 piętro i zaczął szukać nieszczęsnego numeru dwadzieścia osiem. Zapukał i słysząc zachrypnięte "proszę", wszedł do środka. Stanął na chwilę, widząc czarnowłosego z maską tlenową. Nie mógł już trzymać łez, a te zaczęły płynąć po jego policzkach.

-Boże, coś Ty zrobił?- podszedł i przysiadł obok niego. Blada postura przeniosła się do siadu i zaskoczona obecnością zielonookiego, nie wiedział, co ma zrobić. Zwłaszcza kiedy był w stanie, gdzie siedział przed nim i łkał cicho, patrząc mu prosto w oczy.

-Eren...- westchnął i przyciągnął go do siebie. Objął go szczelnie ramionami i odłożył na chwilę maskę na bok. W tym momencie nie mógł nawet myśleć o wypuszczeniu go z rąk. Tuląc go, czuł się, jakby zaraz miał zmienić się w piasek, który przesypie się przez jego szczupłe palce. To pożegnanie nie dałoby mu spokoju, nieważne, kto by odchodził
-Myślałem, że jesteś na mnie zły- powiedział cicho w jego szyję. Młodszy zaczął głośniej łkać i wtulił się w szyje niższego. W sali zrobiło się nagle cicho, a jedyne co było słychać, to ciche błaganie szatyna, o jak najwięcej chwil z tą bladą osobę, w której aktualnie się topi i próbuje złapać oddech. Maszyna, sprawdzająca bicie serca pacjenta, cicho pikała.

-Nie jestem zły, miałem słabszy dzień, a Ty... przepraszam! Tak bardzo się teraz boję, wyglądasz tak słabo- dotknął delikatnie dłońmi jego policzki — To moja wina?

-Nie- od razu zaprzeczył
- Nawet tak nie myśl, uspokój się- zaczął go głaskać po włosach i uspokajać

-Eren, jesteś moim aniołem, wiesz?- odsunął się kawałek, żeby spojrzeć mu w oczy. Do zielonych oczu napłynęło więcej łez. Nie mógł nic powiedzieć, ale po chwili udało mu się.

-Zamknij się...

Euforia |Riren|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz