-Wszystko w porządku?- Można było usłyszeć zmartwiony głos szatyna. Levi już od rana strasznie kasłał, a to nie brzmiało dobrze. Blade ręce wnosiły właśnie ostatni karton z ciuchami do domu, potykając się o próg domu.
-Jasne, wszystko w jak najlepszym- Zapewnił starszy i położył pudło na szklanym stoliku kawowym, tuż obok miękkiej kanapy, na którą po chwili runął całym swoim ciężarem. -Zmęczyłem się cholernie tą przeprowadzką. Co oczywiście nie zmienia faktu, że bardzo się cieszę z posiadania Ciebie tutaj, choć na kilka dni.- Posłał mu lekki uśmiech, po czym padł głową na jedną z ozdobnych poduszek i zamknął oczy.
-Czy Ty nie masz przypadkiem gorączki? Musiałeś się uprzeć, żeby brać te rzeczy dzisiaj? Levi, jesteś chory.- Stwierdził niezadowolony i podszedł do niego, żeby dotknąć jego czoła. -Cały rozpalony, parzysz. Leż tutaj, a ja przyniosę Ci leki i wodę.- Zmierzył do kuchni, karcąc się przez to, że nie zwrócił na to uwagi wcześniej. Jeszcze przy pakowaniu przedmiotów wyglądał na zdrowego, jedynie pokaszliwał.
Wyjął z górnej, białej szafki szkło i nalał tam przefiltrowanej wody. Z listka tabletek na gorączkę wyciągnął jedną kapsułkę i jedną witaminę. Oby to była lekka gorączka i szybko przeszła. Przyniósł to wszystko, po drodze sięgając po leżący na oparciu krzesła miły koc i przykrywając go nim.
-Gdzie Ty miałeś głowę, jadąc do mnie w takim stanie?- Nie usłyszał odpowiedzi, więc uniósł wzrok trochę wyżej, na jego twarz. Chłopak spał w najlepsze, a jego wyraz twarzy wyglądał na spokojny. -Odpocznij, zasłużyłeś- pogłaskał go po włosach. Bardzo martwił się jego stanem zdrowia, jak i tym, jak wygląda jego rutyna. Bez problemu można go nazwać pracoholikiem, a wolne chwile poświęca Erenowi, Erwinowi i Hange.
-Powinieneś więcej odpoczywać głupolu.- Westchnął i położył się obok niego. Przymknął powieki i wtulił się w niego, czując zapach wypranego koca. Sam nie wiedział, co dokładnie myśli o uczuciach w stronę czarnowłosego. Miłością nie dało się Tego jeszcze nazwać, za krótko się znali, ale przyjaźnią także. Lubił go aż nadto, ale czy to źle? Skoro czuł się przy nim swobodnie, rozmowa od razu przychodziła, lubił jego towarzystwo i czuł w niektórych sytuacjach ciepło w żołądku. Może to nie było takie złe? W duchu dziękował, że nie jest na etapie, w którym myślałby o nim całe dnie. Sporadycznie oczywiście przychodził mu na myśl, lecz nie było to częste.
Ciekawiło go bardzo, o czym teraz śni. Czy jest w miejscu, gdzie jest dużo kwiatów? A może zwierząt? A może jest teraz w domu? W sklepie? W lesie? "No dalej Levi, uchyl przede mną, choć odrobinę prawdy" dociekał. Nic mu to jednak nie dało, umysł właściciela niebieskich tęczówek jest jak zamknięta księga. Nie zdradza go gestykulacja ciała, słowa, a nawet sam wzrok. Pomimo braku dostrzeżenia czegoś w jego oczach, te potrafiły przejrzeć kogoś na wylot. Musiał to być ich urok.
Z zamyśleń wyrwał go przyśpieszony oddech kochanka. Czyli jednak coś go zdradzi. Śni mu się koszmar? Klatka piersiowa poruszała się niespokojnie, próbując łapać coraz to większe wdechy. -Hej...- Szczupłe palce potrząsnęły ramieniem przed sobą, co nie dało rezultatu, jakiego chciałby młodszy.
-Hej, wszystko już okej. Śpij spokojnie.- Pocieszył go tak, jakby widział chaos, który widzi aktualnie Chłopak. Nagle mężczyzna uniósł się gwałtownie.
-Eren!- Krzyknął, wypędzony z błogiego stanu spokoju. Spojrzał na niego i jego kasztanowe włosy w nieładzie. Jednak wcale się nie uspokoił. Patrzył na niego wystraszonym wzrokiem.
-Jestem Leviś. Co się stało, koszmar?- Zapytał, choć był tego pewny. Wolał jednak dopytać i szybko uspokoić sytuację. Do pokoju wdarło się nieprzyjemne, zimne powietrze, a drzwi trzasnęły od przeciągu. Któryś musiał zapomnieć o otwartym oknie.
-Eren, szybko. Musimy jechać- Złapał go szybko za dłoń i wstał tak szybko, że zaczęło kręcić mu się w głowie.
-Słucham? Nie. Gdzie chcesz jechać w takim stanie? A jak coś Ci się stanie za kółkiem?- Od razu odmówił. Zatrzymał się w miejscu, przed co zmusił do Tego samego partnera. -Masz gorączkę, do łóżka.- Przypomniał.
-Drzewo, Eren drzewo. Musimy tam jechać, coś jest nie tak.- Te słowa uderzyły w chłopaka, jak kubeł zimnej wody.
-Przyśniło Ci się to? To na pewno pomyłka, to tylko sen. Wracaj do łóżka.
-Nie, naprawdę. Błagam, pojedzmy to sprawdzić. Obiecuje, że po powrocie grzecznie wrócę do łóżka i nie wyjdę z niego, dopóki nie będę zdrowy.- Na te słowa szatyn stał w bezruchu, nie wiedząc, co powiedzieć. To była dla niego korzystna propozycja, Levi w końcu odpocznie. Za to wychodzenie w tym momencie jest dla niego bardziej niebezpieczne.
-Proszę...- Dopowiedział, kiedy dłuższą chwilę nie usłyszał żadnej odpowiedzi.-Dobrze... Po powrocie wracasz do łóżka i nie wychodzisz z niego przez najbliższe trzy dni. Zgoda?- Suche usta wykrzywiły się, niechętne na tę propozycję.
-Zgoda.- Odpuścił i pociągnął go szybko do przedpokoju, gdzie nie czekając ani chwili założył buty i czarny płaszcz. To samo powielił Eren, ze swoją ciemno-zieloną kurtką.
Jaeger nie był tak przejęty, jak Levi. Zastanawiał się, co takiego wydarzyło się w jego głowie. Drzewo zostało zaatakowane przez "złe" wiewiórki? Co takiego mogło się stać, że wręcz wyskoczył spod ciepłego materiału. Auto ruszyło z trawnika przed domem, mijając koniczyny, które rosną przy drzewie, obok domu. Ogródek chłopaka był dziki, nie robił tam nic, poza stawem za domem. Co jakiś czas można było dojrzeć stokrotki, a na budynku był zostawiony przez byłych właścicieli bluszcz.
Opony pędziły po zimnym asfalcie. Brązowowłosy oparł się spokojniej na łagodnym oparciu. Drzewa mijały dość prędko, a obraz się rozmazywał, jednak czarnowłosy wciąż zachowywał zdrowy rozsądek. Wjechali na miejsce, gdzie od razu dobiegł ich niemiły zapach spalenizny. Przy domku Erwina można było zobaczyć gęstą chmurę dymu. Pierwszą myślą szatyna było zapalenie się domku. Może Smith tu był i zapomniał wyłączyć kuchenki? Albo zgasić świeczki?
-Trzeba szybko zadzwonić do Erwina i po straż pożarną.- Zielonooki sięgnął po telefon Ackermanna.
-To nie po Erwina trzeba dzwonić.- Zakaszlał od dymu i wskazał ręką na drzewo, które stało w płomieniach. Tylko jedno drzewo. Te, w które włożyli serce, żeby wyrosło. Te samo, które miało znaczyć nowe życie, drugą szansę dla czarnowłosego. Poprawę jego stanu zdrowia.
-Nie, nie, nie!- Eren szybko wyskoczył z samochodu i skierował kroki do bagażnika, gdzie powinna znajdować się gaśnica. Wyjął ją i chciał tam pobiec, ale blada dłoń złapała go za nadgarstek i zatrzymała.
-Stój, to niebezpieczne.- Zakrztusił się, kiedy do jego płuc dostało się więcej dymu. -Zadzwonimy po staż i poczekamy, aż to ugaszą.
-Dlaczego tylko jedno się pali! Dlaczego tylko to! Powinno się zapalić więcej, to dziwne!- Skierował gaśnicę ku drzewku i zaczął je ugaszać. Łzy stanęły mu w oczach. Czyli już nie będzie dobrze? Dlaczego mu się to śniło? Może dlatego był rozpalony i kaszlał od rana? Co za chory zbieg okoliczności.
-Eren, chodź- odciągnął go na bok, z dala od szkodliwej chmury. -Sam nie dasz rady.
-Nie! Zostaw! Nie możemy czekać!- Szarpał się, wypuszczając czekające w oczach łzy. Brunet złapał go za ramiona.
-Uspokój się. Nie uratujesz już go. To drzewo już nie żyje. Musimy zadzwonić po straż pożarną, żeby to się nie rozniosło.- Te słowa najbardziej dobiły chłopaka. Nie żyje...? Padł na kolana i zaczął łkać, dając upust emocją. Tylko jedno drzewo. Jak to możliwe? Od czego mogło się zapalić. Nie chciał nawet myśleć o tym, że ktoś mógł to zrobić specjalnie. Spodnie na kolanach były już brudne od ziemi. Deszcz kropił, ale nie dawał za dużych efektów.
-Spokojnie.- Kucnął przed nim i przytulił do siebie, w drugiej ręce wybierając odpowiedni numer. Proszę, bądźcie tu jak najszybciej.
CZYTASZ
Euforia |Riren|
FanfictionLevi przez duszności i niepokojacy kaszel postanawia zadzwonić po lekarza. Lekarzem jest Grisha Jaeger, a u swojego boku ma zawsze syna Erena, który jest praktykantem. Zakończone 🍵