-Na pewno dobrze się czujesz? Nie jest Ci słabo?- brązowowłosy obserwował dokładnie mężczyznę obok, gdyby nagle miał poczuć się słabo. Wyglądał o wiele lepiej, niż gdy widzieli się po raz pierwszy w szpitalu. Po ponad tygodniu obserwowania jego stanu zdrowia mógł spokojnie wyjść na świeże powietrze i wrócić do domu, czemu towarzyszył mu chłopak. Odwiedzał go codziennie, przynosząc mu książki, ubrania, jedzenie. Był z nim praktycznie od południa do końca godzin odwiedzin, rano zaś załatwiał wszystko, co związane z pracą. Był dzień, kiedy nawet nie wiedział, kiedy jego oczy się zamknęły, a głowa upadła na kolana Levia. Pielęgniarki przymknęły oko na tę jedną noc z uwagi, że znały jego ojca, a pacjent był w dobrym stanie. Rano obudził się z bólem w karku i książką na policzku, a po podniesieniu głowy zobaczył czarne kosmyki, które pierwszy raz były w nieładzie.
-Tak, ile razy mnie jeszcze o to zapytasz? - Spojrzał na zmartwioną minę przed sobą.
-Tyle, ile będzie trzeba! Załatwiłeś sobie takie pytania na najbliższe kilkanaście dni mój drogi. Nie ruszysz już Tego świństwa
-Mówisz, jakbyś był moją żoną- Powiedział, na co szatyn gwałtownie zareagował
-Co!?- zarumienił się i walnął pięścią w ramię obok, na co spotkał się z wesołym śmiechem niższego. Dawno nie czuł się tak szczęśliwie. Zaczerpnął więcej tlenu, co za błogi stan. Po takim czasie siedzenia w duchocie szpitala, zapachu leków i słuchania plotek pielęgniarek, zatęsknił za obecnością zielonookiego poza szpitalem, śpiewem ptaków i zapachem świeżo skoszonej trawy. Stwierdzili, że odpuszczą sobie taksówkę i zrobią dłuższy spacer. Czarnowłosy upierał się, że musi rozprostować w końcu kości. Zoe przyjechała troszkę wcześniej i wzięła rzeczy Ackermanna, żeby nie musieli ich nosić. Levi nie pozwolił nawet zaproponować sobie podwózki, chciał wrócić z Erenem.
-W zasadzie Levi, znamy się już trochę, a nie wiem nic o twojej rodzinie. Masz rodzeństwo? Odwiedzili Cię? Chociaż najważniejszym pytaniem jest, kiedy opowiesz mi o tym, jak zacząłeś palić i czemu?- popatrzył z iskierkami w oczach na niską postać obok, która teraz nad czymś intensywnie myślała. Westchnął po chwili.
-Naprawdę chcesz wiedzieć takie drobnostki?
-Dla mnie to nie są drobnostki. Ja jestem jedynakiem- uśmiechnął się dumnie.
-Dobra, chodź. Opowiem Ci- złapał go za rękę i zaczęli zmierzać w stronę jakiejś wsi. Eren nawet nie pytał, po co mają tam iść i dlaczego nie mogą zrobić Tego tutaj. Szedł tak, aż nie minęli wszystkich domów. Wszystkie były bardzo zadbane i biło od nich przyjemną aurą. Musiał przyznać, że nie był nigdy w tym miejscu, najczęściej nie wychodził poza centrum. Po chwili rozmyślania, jak to by było mieszkać w tak przyjemnej okolicy, ich oczom ukazało się piękne pole słoneczników. Słońce odbijało się na nich, nadając im pięknej, złocistej barwy. Całe to miejsce było utrzymane w nienagannym porządku. Ciekawe, skąd zna to miejsce,
-Dlaczego tutaj?- wypalił nagle szatyn, zachwycając się widokiem. Wprost nie mógł uwierzyć, że tak śliczne miejsce było zaledwie kilka kroków od szpitala.
-Tutaj nie będzie nam nikt przeszkadzał, jest spokojnie i prawie nigdy tu nikt nie chodzi. Siadaj, opowiem Ci, od czego to się zaczęło- Chłopak bez namysłu usiadł na trawie, przed złotymi słoneczkami, co powielił Levi.
-Jestem jedynakiem- zaczął — Moi rodzice byli dość... specyficzni. Alkohol był czymś normalnym i nikogo nie szokowało, że ktoś przesadził z nim przed dwunastą. Mieszkanie w takim miejscu było ciężkie, do nauki, skupieniu się na czymś, nie dało się zrobić praktycznie nic. O zaproszeniu znajomych mogłem sobie pomarzyć, ale i tak nie było ich wielu. Szkolne projekty robiłem najczęściej w bibliotece. Bywały oczywiście dni, w których tego alkoholu brakło. Niestety wtedy zaczynały się kłótnie o to, że nie mamy pieniędzy, żeby go sobie zapewnić. Jako dzieciak nie myślałem o tym za bardzo, w gorsze dni wychodziłem z domu, żeby poczytać książki, a wracałem na wieczór. Dni bez kłótni i stanu nietrzeźwości były miłe, to na nich się skupiałem. Dni, w których mogliśmy być normalną, kochającą się rodziną. - Uśmiechnął się lekko na wspomnienie, ale po chwili opuścił kąciki ust. -Sąsiedzi pewnego razu wezwali policję, bo za głośno się kłócili. Siedziałem skulony w rogu, próbując skupić się na czymś innym, niż oni. Zabrała mnie opieka społeczna. Nie wróciłem już do domu... Nie mogłem zrozumieć, co się dzieje i dlaczego nagle mam mieszkać z obcymi ludźmi. Mieszkałem z wyrozumiałą i cudowną kobietą. Niestety samotną, dlatego od razu przyjęła mnie pod swoje skrzydła. Starała się zapewnić mi wszystko, co najlepsze. Przez samotność też nosiła klapki na oczach, więc kiedy wpuściła do swojego życia partnera, wszystko się zmieniło. Był jej przeciwnością, oschły, uszczypliwy, agresywny. Nigdy jednak nie pokazał swoich wad przy niej. Nim się obejrzałem, stałem się rozpieszczonym dzieciakiem, który miał wielkiego pecha, bo zawsze z niewiadomych przyczyn miał siniaki. Papierosy były pretekstem do wychodzenia z domu, do rozluźnienia się po kłótni. Pierwszy raz poznałem ich smak, kiedy wybiegłem z kuchni w nerwach, po kolejnej niewidzialnej kłótni. Nieznajomy do mnie podszedł i zapytał, co się stało. Powiedział, że wyglądam na spiętego i wyciągnął w moją stronę paczkę fajek. Skorzystałem z okazji i spodobało mi się. Miałem szesnaście lat? Zaczęły kojarzyć mi się z odskocznią od rzeczywistości.
Pomiędzy dwójką nastała cisza. Żaden nie mógł przez chwilę powiedzieć nawet słowa.
-Bił Cię? Jak to w ogóle można!- uniósł się szatyn. - Byłeś tylko dzieckiem, dodatkowo z takiej rodziny. Dlaczego ktoś miał, dlaczego... Ugh!
-Hej, Eren. Uspokój się, było i minęło. Nic mi nie jest...
-Ale mogło być!- przerwał mu -Gdyby kiedyś za bardzo się uniósł? Nie poznalibyśmy się... To po prostu nieludzkie. Tak mi przykro Levi, tak bardzo mi przykro. Nie ma słów, które pomogą mi opisać, jak wielką odrazę żywię aktualnie do Tego człowieka. Nikt nie ma i nie miał prawa podnosić na Ciebie ręki. - przyciągnął go do uścisku, co blade ręce odwzajemniły. Objął go lekko w talli, zamykając na chwilę oczy, z których niedługo po wypłynęły łzy.
-Czuje się teraz tak głupio. Dorosły chłop, a płacze- Schował twarz w zagłębieniu szyi Erena. Ten zaczął go spokojnie głaskać po włosach
-Nie myśl tak o tym. Każdy może mieć chwilę słabości, nieważne ile ma lat i kim jest. Wypłacz się, chyba dawno Tego nie robiłeś. Próbowałeś to kiedyś zgłosić, rozmawiać z mamą?
-Nie, za bardzo się bałem. Przy mamie nic nie pokazywał, było ciężko coś udowodnić. -
-Spokojne, jestem tutaj, jesteś bezpieczny. Cieszę się, że się przede mną otworzyłeś. - uśmiechnął się lekko. Tkwili tak w uścisku przez dobre kilka minut, opatuleni wiatrem i swoimi ramionami, słysząc szumy obijającego się o łodygi powietrza i cichego płaczu.
CZYTASZ
Euforia |Riren|
FanfictionLevi przez duszności i niepokojacy kaszel postanawia zadzwonić po lekarza. Lekarzem jest Grisha Jaeger, a u swojego boku ma zawsze syna Erena, który jest praktykantem. Zakończone 🍵