17 Grudnia

189 20 10
                                    

Po delikatnej skórze sunęła czysto biała gąbka, zostawiając za sobą ślady pian. Skulona postać siedziała na dnie prysznica, jej nogi już odmawiały posłuszeństwa. W tle było słychać stary zegar z salonu, oraz kapiącą wodę. Auta z dworu próbowały wedrzeć się ze swoim hałasem do środka, jednak okna skutecznie im to utrudniały. 

Dłonie Erena zmieniły swój kolor, prawdopodobnie przez stres. Już nie wyraziste, a blade sięgnęły po słuchawkę i opłukały zmęczone ciało. Zaraz po tym zatrzymał on lecące krople i wstał. Otwierając kabinę ,wpuścił zimne powietrze, które zaczęło atakować jego skórę. Niewiele czasu minęło, aby zaczął mieć gęsią skórkę, ledwie chwila. Owinął się dużym ręcznikiem i nie zaprzątając sobie głowy suszeniem jej, poszedł do sporego łóżka małżeńskiego. 

Padł na nie bezwładnie, mając ochotę płakać, ale nie miał na to już siły. Jak to powiedział lekarz? Nie ma śladów pobicia, chłopak musiał zasłabnąć. Jego organizm już sobie nie radzi, musi zostać w szpitalu, aż się nie obudzi. Jak on mógł go tak zaniedbać? Wiedział, jaki jest jego stan, jednak pod naciskiem starszego uległ. Jak mógł być tak naiwny i uwierzyć mu na słowo, że sobie poradzi? Do jego ucha dobiegła wesoła melodia telefonu. 

-Tato proszę, nie teraz- wymamrotał w poduszkę, ale i tak sięgnął po przedmiot podłączony do ładowarki. Odpiął ją zirytowany i zerknął na numer. Nie miał go zapisanego.

-Przysięgam, jeśli będziecie próbować wcisnąć mi garnki, wybuchnę- Przesunął zieloną słuchawkę do góry i przyłożył telefon do ucha. -Słucham?

-Dzień dobry, pan Jaeger mam rozumieć? Może pan już przyjechać po kolegę, czuje się lepiej i się obudził. - Na tę wiadomość jego oddech mimowolnie przyśpieszył. Chwilę analizował, aby szybko się otrząsnąć. -Już jadę! 

Niedbale się rozłączył i założył buty. Kurtkę ubierał w biegu, zamykając przy tym za sobą drzwi. W tym samym czasie niebieskie tęczówki wydawały się zirytowane, rozglądając się po jasnym, beżowym pomieszczeniu. Kompletnie nic nie pamiętał, poza dziwnym ukłuciem w klatce piersiowej, kiedy był w parku. Później obraz był już zamazany. Rozmawiał chwilę z lekarzami o tym, co się dokładnie dzieje. Cóż, więc jest z nim coraz gorzej... 

Po wymianie zdań z lekarzem poprosił on o wypis. Miał do tego, w końcu był dorosły, a jego życie na tę chwilę nie wymaga hospitalizacji. Miał tylko nadzieję, że ciekawskie, zielone oczy nie zaglądały tam, gdzie nie powinny przez jego nieobecność. Leżał na tym niewygodnym materacu przez dwa dni. Eren musiał przynieść wcześniej jego rzeczy, bo półka obok jest pełna. Była tam też woda i lizak. Naprawdę lizak?

Spakował to w reklamówkę, którą także zostawił prawdopodobnie jego kochanek i gotowy do wyjścia chciał już wstać, jednak kazano mu jeszcze zaczekać. Sprawy z kroplówką były już załatwione, była odłączona, lecz młodszego wciąż nie było. 

Zerkając przez okno, zauważył znajomą postać, biegnącą w stronę wejścia do szpitala. Widocznie zdyszany, ale uśmiechnięty chłopak udał się szybko do sali Levia. Na jego ubraniach były jeszcze białe płatki śniegu. Całe miasto było pokryte puchem, dzieci na zewnątrz lepiły bałwany, lub rzucały się wesołe śnieżkami. 

-Levi idioto!- Rzucił się na jego szyję z uśmiechem, zaczynając się śmiać. Rękami zaczął go dotykać, naprawdę z nim jest i nic mu nie jest. Zimnymi dłońmi objął jego policzki, kierując jego wzrok na swoją twarz. -Jesteś taki głupi- Pocałował go, a jego serce biło jak szalone. Czarnowłosy jednak nie wyglądał na zadowolonego. Odsunął się lekko od chłopaka, patrząc na jego dłonie 

-Nie wziąłeś rękawiczek. I jak Ty się ubrałeś? Przeziębisz się i sam tutaj wylądujesz panie doktorze- Schował jego ręce w swoich, po czym zaczął dmuchać w nie ciepłym powietrzem z jego ust.

-Levi, nie ma czasu!- Uśmiechnął się z rozczuleniem na ten gest. -Muszę Ci coś pokazać, jesteś spakowany?

Kiwnął głową i wskazał na reklamówkę. -Nie musisz się tak spieszyć, ten widok na pewno nie ucieknie- uspokoił go i spokojnie pościelił za sobą szpitalne łóżko. 

-Właśnie, że muszę! A teraz chodź za mną!- Złapał w jedną rękę ubrania, a w drugą rękaw jego bluzy. Jedynie na moment go puścił, kiedy starszy musiał założyć na siebie coś cieplejszego przed wyjściem. Po ubraniu niecierpliwie mijał cieszących się ludzi, śmiejących się ze swoich upadków na lodzie, czy dostaniem zimnym śniegiem po twarzy. Jego policzki zaczęły się robić rumiane od chłodu, ale jednocześnie z ekscytacji. Sam o mało się wywrócił o szron na chodniku. 

Czarnowłosy nic z tym nie robił. Posłusznie szedł za szatynem, z lekkim uśmiechem. Szybko zaczęło się ściemniać, choć była dopiero szesnasta. Znaleźli się w punkcie widokowym. Wiele domów miało zapalone kominki, a bloki światła. Ulice były ozdobione białymi światłami i dekoracjami. Byli dość daleko od morza, lecz wciąż na dole mogli ujrzeć mnóstwo ludzi. Cudowny widok, dodający świątecznego ducha. Mężczyzna rozglądał się uważnie. 

-Levi- Zwrócił na siebie jego uwagę. -Boję się trochę- uśmiechnął się nieśmiało.
-Napędziłeś mi niezłego stracha, kiedy Cię znalazłem, wiesz? Boję się, że ta sytuacja się powtórzy, a bardzo się o Ciebie martwię. Nie chce nawet myśleć, jak bardzo marzłeś przez ten czas, kiedy myślałem, że robisz spokojnie zakupy. Ale nie martwiłem się tylko wtedy, martwię się cały czas. Cały czas, kiedy nie ma Cię obok, moją głowę zaprzątają myśli, czy wszystko u Ciebie w porządku. Bo wiesz, jesteś naprawdę wspaniałą osobą Levi. Zależy mi na Tobie i nie chce Cię stracić- Wziął głębszy oddech. -Kocham Cię i chce z Tobą być, pomóc Ci. Nie chce być Twoim kochankiem, ani przyjacielem. Chce być Twoim partnerem, tak oficjalnie...

Tętno czarnowłosego się podniosła, zdawało się słyszeć jego szalejące serce poza ciałem. Zszokowany zawiesił się na chwilę, starając się otrząsnąć. Zajęło mu to chwilę, przez co mina Erena zmieniła się na zmartwioną. Wyciągnął w jego stronę dłoń 
-Wszystko dobrze? Źle się poczułeś?- Jego głos był spokojny

-Nie.- Pokręcił głową. -Eren, nie czuje Tego samego... Ja, ja Cię nie kocham. Nie mogę z Tobą być. - Wyprostował się już trochę spokojniejszy i trzeźwiejszy. Kiedy podniósł głowę, zauważył krople, płynące po policzkach chłopaka. Nie padało. On płakał. Zaczęło się mu wręcz ciężej oddychać. 

-Przepraszam, wracajmy do domu...- Patrzył się na niego, ale ten stał jak osłupiały. -Proszę. - dodał już ciszej, na co zielonooki spojrzał mu w oczy. Błagały, żeby coś zrobił, żeby przestał płakać. Kiwnął lekko głową, nie mógł nic powiedzieć. Zakrył usta swoim rękawem, aby nie zacząć łkać, a wolną ręką złapał te Levia. Ten tylko odwrócił wzrok w drugą stronę i sięgnął po siatkę. Nie puścił go, zaczął iść, a za nim Eren, wciąż mają rękaw przy ustach i płacząc.

Euforia |Riren|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz