Levi zmierzał szpitalnym korytarzem wprost do pokoju, o którym wcześniej poinformował go Eren. Rozglądał się po wszystkich salach, pomieszczeniach, przyglądał się ludziom i starał się pogodzić z faktem, że możliwa jest sytuacja, w której sam będzie zmuszony podzielić ich los. Natłok myśli momentami powodował okropny ból głowy, czy nudności, co niesamowicie go męczyło. Nigdy wcześniej nie wpadło mu nawet do głowy to, że może skończyć w ten sposób, że może zmagać się z takimi problemami, że zupełnie zacznie tracić grunt pod nogami. Wciąż nie docierał doń fakt, że przez tak niespodziewane zrządzenie losu może utracić wszystko, nad czym tak skrupulatnie pracował. Począwszy od kondycji, kończąc na statusie społecznym. Od pewnego momentu brał to za zupełny pewniak, coś, czego nikt, ani nic mu nie odbierze i żył tą sielanką całe lata. Oczywistym było, że musiał przejść przez wiele kryzysów, bo w końcu w życiu nie ma nic za darmo, ale zawsze się z tego podnosił, po czym czuł, że jest w stanie sięgnąć gwiazd.
Mimo wszystkiego, co działo się w jego głowie próbował doszukiwać się pozytywów – werdykt jeszcze nie był postawiony, nie wiedział, co się z nim dzieje, ani czy jest to chociaż w pewnym stopniu uleczalne. Pełno niewiadomych, zero odpowiedzi. Starał się myśleć pozytywnie, tudzież racjonalnie, ale jego podświadomość skutecznie odsuwała to na bok.
Spojrzał ponownie na telefon, aby sprawdzić numer pomieszczenia, w którym oczekiwał na niego wyrok. Spojrzał na chłopaka i posłał mu wyczekujące spojrzenie.Eren natomiast siedział przy biurku i nie miał bladego pojęcia, w co ręce włożyć. Ostatnimi czasy spędził z mężczyzną nieco więcej czasu, poznał jego delikatniejszą stronę i podejście do życia, więc przekazanie mu tej wiadomości stanowiło jeszcze większy problem. Jedynie kilka razy przekazywał tak traumatyczne informacje, jak śmiertelna choroba, czy śmierć. Tutaj okoliczności było nieco inne, jednakże wciąż jedną z nich była świadomość, że potem będzie musiał obserwować powolne wypalanie się promyka nadziei w osobie, która zaczęła być bardziej znaczącym elementem jego życia, niż poprzedni pacjenci. Po chwili ujrzał go w drzwiach i od razu poczuł, jak serce mu stanęło. Absolutnie nie był na to gotowy, ale nie miał też czasu do stracenia, pacjent powinien dowiedzieć się o swoim stanie zdrowia tak szybko, jak było to możliwe. Przełknął więc nerwowo ślinę i spojrzał na Levia.
-Usiądź, proszę – rzucił mu pokrzepiające spojrzenie. Za wszelką cenę nie chciał, aby niebieskooki się poddał, a on nie miał zamiaru dokładać do tego przysłowiowej cegiełki – Czytałeś może coś na temat tego, co symbolizują Twoje objawy?
-Tak, ale nie kierowałem się tym zbytnio, w końcu to jedynie Internet – rzucil mu ciężkie spojrzenie, a młodszy wyczuł, że nie może tego dłużej ukrywać
-Levi, zanim przejdę do finalnej diagnozy chcę Ci jedynie powiedzieć, że możesz z tego wyjść, jednak nie mam stuprocentowej pewości...
-Do sedna – odrzekł Levi
-Rak płuc.
Ackermann poczuł, jak teraz bezczelnie odebrano mu całe niebo.
Eren spojrzał na niego i szybko dorzucił resztę wiadomości.
-Papierosy zrobiły swoje, ale występuje również podejrzenie, że nowotwór masz zapisany w genach. Nie widzę jednak przerzutów, które mogłyby przekreślić Twoją szansę na przeżycie – ostatnie słowa wypowiedział ze słyszalnym trudem – jednak wszystko może się zmienić, musisz podjąć się leczenia jak najszybciej.Levi siedział i wpatrywał się tępo w chłopaka przed sobą. Poczuł, że traci wszystkie siły. Nie był załamany, nie czuł wyrzutów względem losu. Pustka wypełniła go w pełni, a cios otrzymanej przed momentem wiadomości uderzył go ze zdwojoną siłą. Przeanalizował swoje życie, to, jak je spędził, to ile momentów zmarnował. Ciągła pogoń za sławą, sukcesem zawodowym wykluczyła jego życie emocjonalne, wszelkiej maści rozrywki, a w pewnym momencie nikt nie miał zamiaru nawet się do niego zbliżać, bo sprawiał wrażenie oschłego, nieprzyjemnego typa, który dla zabawy zmieszałby Cię z błotem. Na potrzeby pracy utworzył taki wizerunek, który w pewnym momencie zaczął traktować jako swoją prawdziwą osobowość. Czuł się słaby, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę z faktu, że jest w obecności jedynej osoby, która ostatnimi czasy trzymała jego stronę i była z nim na dobre i na złe. Zerknął na chłopaka zbitym wzrokiem, ale nie był w stanie wydusić ani słowa, po chwili poczuł, że po jego policzkach zaczynają spływać łzy, których nie widział u siebie od wielu lat.
Eren patrzył na niego zmartwionym wzrokiem i nie wiedział, co ma powiedzieć. Czuł, że serce zaczęło mu się łamać na milion kawałków. Po dłuższej chwili wstał i przytulił Levia okazując tym całe wsparcie, jakie się w nim znajdowało.
-Nie martw się, damy sobie radę. Pomogę Ci z domem, obowiązkami, wszystkim, czego tylko będziesz potrzebował. Razem z tego wyjdziemy.
Niebieskooki jednak nie był w stanie zebrać myśli i po kilku minutach odpowiedział jednak ciche i słabe „dziękuję”, aczkolwiek było to najszczersze słowo, jakie kiedykolwiek wyszło z jego ust.
CZYTASZ
Euforia |Riren|
FanfictionLevi przez duszności i niepokojacy kaszel postanawia zadzwonić po lekarza. Lekarzem jest Grisha Jaeger, a u swojego boku ma zawsze syna Erena, który jest praktykantem. Zakończone 🍵