Słońce leniwie wychyliło się zza chmur. Pomimo doskwierającego pół mrozku na zewnątrz, pogoda była wręcz idealna na spacer i odetchnięcie świeżym powietrzem. Czarne kosmyki leniwie łaskotały blada twarz ich właściciela. Jedyne, o czym myślał teraz Levi, to zasłonięcie rolet. Podniósł ociężałą głowę z poduszki i mruknął coś, co trudno było porównać do słów. Był to bardziej jęk niezadowolenia, z nutką problemów egzystencjalnych "Ale po co ja w ogóle wstaje?".
Otworzył okno, w pomieszczeniu było zdecydowanie za gorąco. Przymknął oczy, czując chłodny wiatr atakujący jego skórę. Zdecydowanie można było już poczuć jesień. Usłyszał dzwoniący telefon i już miał to olać, myśląc, że to czterooka. Na jego szczęście lub przeciwnie, zerknął na ekran i zobaczył podpis kontaktu "Ereł Jegeł". Odebrał i przyłożył telefon do ucha
-Hmm? Co tam?- Po drugiej stronie słuchawki szedł w stronę jego domu szatyn. Uśmiechnął się lekko, słysząc jego głos
-Dobry Levi, mam nadzieję, że nie obudziłem Cię. Idę w stronę Twojego domu.- Ciemnowłosy zmarszczył brwi, analizując każde, pojedyncze słowo. Eren, idzie, do jego domu, teraz.
-Co? Po co?- ziewnął przeciągle, naprawdę chciałby jeszcze pospać
-Och, jesteś zmęczony. Może pójdę w takim razie sam, a Ty odpocznij. Jest ładna pogoda i chciałem Cię wyciągnąć na herbatę z automatu.- Drugi raz nie musiał powtarzać
-Chętnie się przejdę. Nie jestem zmęczony- powiedział, bo tak naprawdę zaraz się rozbudzi.
. . . . . . . . . . . . .
-Brr- szatyn pocierał zmarznięte ręce i ocieplał się swoim ciepłym oddechem. Godzina spędzona na powietrzu, które stawało się chłodniejsze, nie pomagało z utrzymaniem ciepła. Levi za to nie miał Tego problemu, czasami w tak mroźną porę roku, jak środek zimy jest mu gorąco.-Trzęsiesz się, jak galareta. Przecież nie jest wcale aż tak zimno- rzucił w niego swoją cienką kurtką, którą miał na sobie. Eren od razu wykorzystał dar od niższego i okrył się materiałem, w ręku wciąż trzymając biały, papierowy kubeczek z zieloną herbatą.
- Dziękuje- popatrzył na drzewa wokół. Usiedli leniwie na ławce. -Wiesz, już wszystko zaczyna umierać, jesień jest przygnębiająca, a jednocześnie tak piękna - napił się na całe szczęście ciepłej herbaty
-Ale jeszcze nie umarło. Do zimy daleko, a liście dopiero powoli zaczynają żółknąć. Zresztą, jak odejdą, odrodzą się na nowo wiosną, to chyba dobrze?
-To źle, że postrzegamy jesień w taki, a nie inny sposób? To trochę, jak patrzenie na śmierć, jako na coś niezwykle pięknego - popatrzył na niego, wyczekując na wyrażenie swojego zdania, przez czarnowłosego
-No cóż- popatrzył na jeszcze zielone liście, gdzie tylko miejscami miały przebłysk złotego. -Ta jest niezaprzeczalnie piękna, inaczej patrzy się na umierające liście, a na ludzi. Chociaż w wielu książkach jest ona przedstawiona w taki sposób. Może ludzie chcą popatrzeć milej na to, co nieuniknione? Natura i tak robi to lepiej, niż pisarze- westchnął
-W zasadzie, my też więdniemy- podsumował Eren, na co nie spotkał się z potwierdzeniem
-Niektórzy nie więdną- pokręcił głową na boki i upił łyka herbaty
-Czasami odpowiednia opieka nad rośliną pomaga i zeschnięta może puścić znowu liście- wyższy uśmiechnął się na tę odpowiedź. Zdecydowanie podobało mu się bardziej, niż jego własna wcześniej.-Ej, Levi- zagadał w pewnym momencie, kiedy w ich kubkach nie było już śladu napoju, poza małymi kropelkami. -Pojedźmy kiedyś do lasu- uśmiechnął się
-He? Po co?- zdziwił się i spojrzał na niego, na co spotkał się z jego zielonymi źrenicami
-Chcę zasadzić drzewo
CZYTASZ
Euforia |Riren|
FanfictionLevi przez duszności i niepokojacy kaszel postanawia zadzwonić po lekarza. Lekarzem jest Grisha Jaeger, a u swojego boku ma zawsze syna Erena, który jest praktykantem. Zakończone 🍵