19; Nikomu nie można ufać

942 57 8
                                    

Louis

Powoli otworzyłem oczy czując delikatne promienie słońca oświetlające moją twarz. Zaraz po przebudzeniu dotarły do mnie wspomnienia z wczorajszego dnia. Rozmowa z blondynem, a potem mój strach. Właściwie to nie wiedziałem kiedy zasnąłem. Pamiętam jedynie loczka i jego ramiona otulające moje ciało. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś mnie obejmuje. Tym kimś okazał się śpiący zielonooki, który ze spokojnym wyrazem twarzy leżał otulając moje ciało.

Wiedziałem, że właśnie w tej chwili powinienem wyrwać się z jego objęć i uciec jak najdalej. Ale nie potrafiłem. Mój wzrok doskonale śledził każdą rysę jego twarzy. Czy ktoś taki mógłby mnie skrzywdzić? W swoim czasie przekonałem się, że nikomu nie można ufać. Nawet komuś takiemu jak Harry.

Powoli wygrzebałem się z łóżka i stanąłem na równe nogi. Zajęło mi to trochę czasu, ponieważ brunet zdecydowanie nie chciał mnie puścić. Wreszcie kiedy udało mi się uwolnić ruszyłem w kierunku drzwi.

Długo zastanawiałem się co teraz zrobię. Zrozumiałem, że jedynym wyjściem będzie ucieczka. Zdecydowanie wolę umrzeć z zimna niż dać się zamknąć w jakimś laboratorium gdzie pewnie zginąłbym faszerowany jakimiś lekami lub pokrojony na kawałki.

- Lou?- Moje rozmyślenia nagle przerwał znajomy męski głos. Momentalnie spiąłem się nie patrząc w stronę łóżka.- Co jest? Dlaczego nie śpisz? Przecież jest wcześnie.

- Głodny.- Skałamałem. Przecież nie mogłem powiedzieć brunetowi o swoim planie. Z pewnością loczek nie pozwoliłby na moją ucieczkę.

- A więc chodźmy. Zrobię Ci coś do jedzenia.- Zielonooki uśmiechnął się ciepło i zaspany powoli wstał z łóżka.

- Zostanę tutaj.- Wyszeptałem ledwo słyszalnie.

- Lou...Przecież lubisz siedzieć ze mną w kuchni.- Mężczyzna podszedł do mnie jednak ja zrobiłem krok do tyłu.

- Lepiej jak Louis zostanie tutaj.- Szepnąłem cicho unikając wzroku bruneta.

- Hej...- Mężczyzna spojrzał mi w oczy delikatnie dotykając mojego policzka.- Jest w porządku tak? Wiem, że po wczorajszej sytuacji straciłeś do mnie zaufanie, ale ja...- Zielonooki zrobił przerwę na głęboki oddech.- Nie oddam Cię, wiesz?

Nie odpowiadając przytaknąłem głową. Przecież oczywiście, że mu nie wierzyłem. Zapewne chce zdobyć tylko moje zaufanie by w niespodziewanym momencie wbić mi nóż w serce. Tacy są ludzie. Krzywdzą wszystko co napotykają na swojej drodze.

Po słowach mężczyzny odtrąciłem jego dłoń i susłem wskoczyłem na łóżko. Nie miałem najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Z resztą jak z nikim.

- Czyli nie idziesz? - Westchnął jednak odpowiedziała mu jedynie cisza.- W porządku. Rozumiem, że potrzebujesz czasu.- Mężczyzna nie odwracał ode  mnie wzroku, a ja mogłem jedynie wyczuć smutek wymalowany na jego twarzy.
Zielonooki już miał opuścić pokój kiedy nagle zatrzymał się i ponownie spojrzał w moją stronę.

- Jeśli chcesz potem możemy spędzić jakoś czas. Możemy obejrzeć film. Pewnie nigdy żadnego nie widziałeś, a jest co nadrobić.- Uśmiechnął się delikatnie.- I wiele innych rzeczy, co Ty na to?- Spytał jednak i tym razem postanowiłem milczeć.

- W porządku, a więc przemyśl to jeszcze.- Szepnął, a potem zniknął za drzwiami. Gdyby tylko wiedział, że widzi mnie poraz ostatni.

Gdy mężczyzna tylko opuścił pokój ja natomiast stanąłem na równe nogi. Jedyną opcją ucieczki był otwarte okno. Co prawda wiązało się to z ogromnym ryzykiem szczególnie w zimie kiedy dachy są pokryte grubą warstwą białego puchu. Widziałem jednak, że to moje jedyne wyjście.

- Dasz radę Louis.- Wyszeptałem do siebie podchodząc do parapetu. Kiedy wreszcie udało mi się uchylić okno złapałem za swój naszyjnik i ściągnąłem go z szyi. Zaraz po tym moje ciało przeszło znajome uczucie, a już po chwili stałem na parapecie w swojej postaci.

Ostatni raz obejrzałem się za siebie. Pokój, który jeszcze jakiś czas temu był mi całkowicie obcy teraz wywoływał we mnie uczcie tęsknoty. Przez te kilka dni żyłem że świadomością, że znalazłem swój dom. Teraz musiałem opuścić to miejsce. Je i Harry'ego, do którego straciłem zaufanie.

Postanowiłem nie zwlekać. Dlatego jednym susłem wyskoczyłem przez okno znajdując się na dachu. Całe moje ciało przeszył zimny dreszcz, a małe łapki z ledwością utrzymywały się na śliskiej powierzchni.
Pierwsze kroki były największym wyzwaniem jednak z czasem zaczynałem się przyzwyczajać. Ignorowałem zimno jak tylko mogłem skacząc z jednego końca na drugi by tylko odnaleźć jakieś zejście. Wreszcie je znalazłem. Ucieszony wyskoczyłem na niższy daszek jednak w ostatnim momencie jedna z moich łapek osunęła się, a ja poleciłem w dół. Na szczęście wpadłem na jedną z zasp, która zamortyzowała upadek.

Wreszcie gdy udało mi się otrzepać z białego puchu jak najszybciej pobiegłem przed siebie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się daleko od domu.

Tylko pytanie. Gdzie teraz?

Nie mogłem wrócić do starego miejsca, ponieważ znajdowało się one niedaleko domu Harry'ego. Nie miałem teraz nic. Zupełnie nic.

^

Zdyszany biegałem przed siebie. Powoli dochodziła noc. Moją drogę oświetlały jedynie światła latarni i połyskujący na niebie księżyc. Było mi zimno. Tak zimno, że powoli zaczynałem tracić czucie w łapkach. Nie potrafiłem znaleźć żadnego miejsca, które dałoby mi choć trochę ciepła. Powoli zaczynałem tracić nadzieję. Czy tak będzie wyglądał mój koniec?

Wycięczony i zmarznięty położyłem się pod jednym z drzew w pobliskim parku. Nie miałem siły by biec dalej. Tak bardzo jak tylko mogłem otuliłem się swoim ogonem próbując się ogrzać. Powoli przymknąłem oczy mając nadzieję, że gdy się obudzę uczucie zimna zniknie.

my kitten || larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz