8

42 3 1
                                    

Przez resztę drogi nie odezwałam się do niego ani jednym słowem. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce było około w pół do pierwszej w nocy. Czy chciało mi się spać?Jak cholera.

Nim się obejrzałam drzwi od mojej strony zostały otwarte. Wyszłam z auta i stanęłam na świeżym powietrzu. Było trochę chłodno, a zważywszy na to, że wyszłam z ciepłego samochodu, wręcz lodowato. Wzdrygnęłam się.
-- Zimno ci?- zapytał Aron kiedy szliśmy w stronę wejścia.
-- Skądże- powiedziałam z ironią. Aron się zaśmiał i powiedział:
-- Zaraz wejdziemy do środka, wtedy będzie ci aż za gorąco- poruszył brwiami w znaczący sposób. Przewróciłam oczami a mój wzrok wbiłam w "widok" przede mną.

Chciałam pójść i stanąć w tej sakramenckiej kolejce, ale chłopak gwałtownie pociągnął mnie w inną stronę.
-- Wejście jest tam- powiedziałam.
-- Wejdziemy innym- powiedział i złapał mnie za rękę. Popatrzyłam na splecione dłonie i nieco się skrzywiłam. Co ja robię? Lekko wyrwałam się z uścisku, a brunet tylko się zaśmiał pod nosem.

Okazało się, że wejście, którym mamy wejść znajduje się zupełnie z tyłu. Kiedy podeszliśmy do drzwi myślałam, że ten ogromny gość, który w nich stał, nas wywali, a on tylko skinął głową i bez większych zastanowień wpuścił nas do środka.
-- Jak..?- chciałam zapytać, ale chłopak przestawił mi rękę to ust tym samym je zatykając.
-- Nie musisz wiedzieć wszystkiego- szepnął i zaczął iść w stronę tłumu imprezowiczów.

Jesteśmy tu już od dobrej godziny i wciąż nie wiem co ja tutaj robię. Podczas tej całej "zabawy" próbowałam jakoś odszukać Hannę, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. A nawet jeśli bym ja znalazła i tak pewnie większość by do niej nie dotarła gdyż zapewne teraz leży gdzieś upita. Brunet nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na chwilę. Było to strasznie niezręczne, zwłaszcza, że ja tylko siedziałam przy barze, a to on tańczył, pił, i bóg wie co jeszcze.

Zachciało mi się do ubikacji, więc wstałam z zamiarem pójścia do łazienki. Poczułam jak ktoś łapie mnie w tali i obraca w swoją stronę.
-- Dokąd to?- usłyszałam szept obok mojego ucha. Poczułam odór alkoholu i znajome perfumy. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową i lekko odepchnęłam od siebie.
-- Uh, do łazienki- powiedziałam krzywiąc się, bo osobiście nienawidzę zapachu alkoholu i papierosów, więc takie miejsca są absolutnie nie dla mnie.
-- Idę z Tobą.- powiedział i zaczął mnie ciągnąć w stronę toalet.
-- Pogięło Cię chyba. Ron, jesteś zalany w trzy dupy, siadaj i trochę otrzeźwiej- powiedziałam wyrywając się z jego uścisku.
-- Ale ja nie chcę- powiedział i zrobił smutne oczka. Myślałam, że zaraz wybuchne ze śmiechu. Ten widok był przekomiczny. Złapałam go za rękę i posadziłam na krześle. Zamówiłam u barmana wodę.
-- Pij- powiedziałam, podając brunetowi szklankę z wodą, a sama skierowałam się w stronę łazienki. Nigdy by mi do głowy nie przyszło że muszę niańczyć dorosłą osobę, chociaż z drugiej strony mentalnie jest na poziomie trzylatka.

Kiedy wróciłam nie zastałam Arona przy barze. Zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Stwierdziłam, że nie będę czekać aż jaśnie pan postanowi się pojawić i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Nie lada wyzwaniem było przeciśnięcie się przez tłum napalonych i upitych prawie do nieprzytomności ludzi.

Kiedy w końcu udało mi się wyjść na świeże powietrze, ostro tego pożałowałam, bo nagła mieszanina zapachu alkoholu, papierosów i teraz ostry podmuch wiatru przyprawił mnie o wymioty. Skrzywiłam się i jedyne o czym marzyłam to przepłukać usta wodą. Wrócenie do klubu nie wchodziło w grę, więc musiałam znaleźć inne wyjście.

Zaczęłam rozglądać się po okolicy. Z racji tego, że wszędzie panowała ciemność, a lamp nie było dużo, zauważyłam tylko parking i budynek klubu. Wzrokiem zaczęłam odszukiwać samochód, którym tu przyjechaliśmy. Kiedy wreszcie go znalazłam podążyłam w jego kierunku.
-- Błagam, żeby był otwarty- powiedziałam do siebie i pociągnęłam za klamkę. Szczerze zdziwiłam się kiedy drzwi podążyły za moją ręką. Zajrzałam do środka i sięgnęłam po upragniony przedmiot. Wziąłem łyk i zatrzasnęłam drzwi z powrotem.

Sama nie wiem dlaczego, ale jak najszybciej chciałam znaleźć Arona. Nie miałam przy sobie ani telefonu, ani dokumentów, a miałam już serdecznie dość tego wszystkiego i chciałam wracać do domu.

Pośród głuchej ciszy panującej na zewnątrz usłyszałam coś przypominające pojękiwania. Podążyłam w tamtym kierunku. W głębi duszy modliłam się, abym nie natrafiła na jakieś zbliżenie płciowe. Odgłosy dochodziły z uliczki zza klubu. Wiedziałam, że jestem blisko, ponieważ hałas stawał się coraz bardziej głośny i wyraźny. Wystraszyłam się trochę, bo to wcale nie brzmiało dobrze. Przeżegnałam się i zajrzałam za róg.

Natychmiast wstrzymałam oddech.
-- Aron!- krzyknęłam. Przede mną klęczał, cały we krwi, Davis, który bez żadnych pochamowań okładał pięściami równie zmasakrowanego mężczyznę. Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Stałam i z przerażeniem patrzyłam przed siebie. To nie był człowiek, którego znałam. To był Demon. Opętana Bestia. Potwór.

Nie wiedziałam co mam zrobić. Podejść czy uciekać. Krzyczeć czy milczeć. Zostawić go czy pomóc.
-- Rose- usłyszałam zachrypnięty głos.
-- Nie podchodź- powiedziałam i cofnęłam się trochę.
-- Co tu się dzieje?- zapytałam spanikowana. Nigdy nie znalazłam się w sytuacji gdy mam przed sobą dwóch zakrwawionych mężczyzn z czego jeden jest prawie martwy.
-- Już mówiłem. Nie musisz wiedzieć wszystkiego.- warknął ewidentnie niezadowolony z mojej obecności.
-- Żartujesz sobie!? Zabierasz mnie na imprezę w środy nocy, potem znikasz, a później masakrujesz człowieka jakbyś był jakimś mordercą! I nawet nie waż mi się wmawiać, że nie muszę wiedzieć wszystkiego, bo tego się już nie odwidzi!- prawie krzyczałam.
-- Rose do cholery, nie utrudniaj mi tego i po prostu odejdź- powiedział już trochę zirytowany. Rozchyliłam usta z niedowierzania. Chciałam coś powiedzieć, ale szybko je zamknęłam. Krew w moich żyłach buzowała, a ciśnienie już dawno wykroczyło poza normę.
-- Czy on żyje?- zapytałam w końcu wskazując na leżącego, w kałuży krwi mężczyznę.
-- Ta- brunet mruknął.
-- Ty go prawie zabiłeś- szepnęłam. W tym momencie człowiek na ziemi poruszył się lekko.
-- Rose idź do auta- syknął chłopak.
-- Co?- zapytałam zdezorientowana.
-- Idź. Do. Auta.- wysyczał wściekły.
-- Oszalałeś!? Trzeba mu pomóc- powiedziałam i chciałam podejść do niego, ale Aron mocno złapał mnie za nadgarstki.
-- Wracaj do tego pieprzonego auta, bo nie ręczę.- syknęłam z bólu. Aron puścił moje ręce i posłał znaczące spojrzenie. Już ze łzami w oczach zaczęłam powoli się wycofywać. Bałam się go. Co ja gadam. Ja byłam przerażona!

Always You || plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz