5.

274 14 3
                                    

- Wskakuj. - Powiedział Five do Agnes.
- To bezpieczne? Jeśli nie to w zasadzie mam to gdzieś, bo lubię wyzwania.
- Nie gadaj. Wskakuj, ty też Lizzy. Wskoczę zaraz za tobą, obiecuję.
Złapałam Agnes za rękę i pociągnęłam do dziury.

   Po chwili wylądowałam na ziemi. Podniosłam wzrok i zobaczyłam nasz dom. Akademię Umbrella. Obok mnie leżała Agnes. Usłyszałam świst i coś wylądowało centralnie na mnie. To coś, raczej ktoś, był Five'em. Chłopak wstał i podał mi rękę.
- Wszystko w porządku? - Zapytał.
- Najpleszym.
Agnes stała obok nas.
- Co to za miejsce?
- To jest akademia Umbrella.
- Aha, czyli wasz dom. Ładnie tu.
Dziedziniec, gdzie zawsze było czysto i często mieliśmy treningi, teraz było tam mnóstwo chwastów, śmieci i połamanych drzew.
- No, co ty nie powiesz. - Powiedziałam.
Z budynku wybiegło 7 osób. Była to reszta naszego rodzeństwa. Nie widzieliśmy ich dobre kilkanaście lat. Ciągle przez 12 lat widziałam przed oczami obraz ich martwych ciał.
- Czy, wy widzicie to co ja, czy poprostu przedawkowałem? - To był Klaus. Jak ja się za nim stęskniłam.
- Nie, ja też to widzę. - Powiedziała Allison. - To przecież Five i Lizzy we własnej osobie.
Podbiegłam do nich i mocno przytuliłam. Nie będę ukrywać, że uroniłam parę łez, lecz szybko je otarłam.
- Moje kochane zidiociałe rodzeństwo, wróciłam! - Krzyknęłam.
- Lizzy, Five!? - Zawował Diego. - Co się z wami działo?
- Za dużo by opowiadać. - Odpowiedziałam.
Wszyscy weszliśmy do środka razem z Agnes. Reszta rodzeństwa na początku nie była do niej przekonana, ale jednak się polubli. Dużo sobie opowiadaliśmy, lecz pewne sprawy ominęlismy razem z Fivem, na przykład pracę w komisji lub apokalipsa. Dowiedzieliśmy się, że ojczulek umarł.

   Następnego dnia poszłam do centrum handlowego razem z Agnes i Five'em. Jako, że brunet musiał coś załatwić to się tam włamaliśmy po zamknięciu. Dość głupi pomysł, wiem. Tak wyszło. Chłopak świecił latarką, a my z Agnes szłyśmy za nim. Usłyszałam kroki, lecz nie należały one do żadnego z nas. Odwróciłam się i zobaczyłam ich.
- Kurwa, Five znaleźli nas. Padnij. Agnes na ziemię. - Powiedziałam tak, żeby tamci mnie nie usłyszeli.
W tym momencie rozpoczęły się strzały. Nie miałam już wątpliwości, wiedziałam, że to Hazel i Cha cha.
- I chuj. - Wymamrotałam pod nosem.
Strzały padały ze wszystkich stron. Skuliłam się i na kolanach przechodziłam między regałami. Pocisk świsnął obok mnie. Cholera jasna. - Przeklinałam w myślach na 5 języków. -  Jebane kurwisko nasłało na nas tych idiotów.
Five wziął do ręki coś, co kształtem przypominało scyzoryk. Wbił to Cha- chy w plecy. Ta upadła na kolana, a Agnes kopnęła ją w twarz. Five próbował się przeteleportować, ale nie mógł. Mówiłam, żeby się wysypiał, a nie do późna siedział nad równaniami. Złapałam Agnes i Five'a za rękę i przeteleportowałam nas do akademii.
- Wszyscy cali? - Zapytałam.
- Co to byli za psychopaci do chuja? - Zapytała zdyszana dziewczyna.
- Coż, można powiedzieć, że koledzy z dawnej pracy.
- Kurwa mać, to jaką mieliście pracę? Dobra nawet nie chcę wiedzieć. - Powiedziała.
Cholera jasna. Teraz nie spoczną dopóki nas nie zabiją.
- Kuźwa, nie spoczną dopóki nas nie zarżną. - Powiedział Five, na co ja przytaknęłam głową.

   Nie spałam dzisiaj całą noc. Bałam się strasznie, w sensie ja się nie bałam tych idiotów, tylko tego, że mogliby skrzywdzić kogoś, na przykład Vanyę. Ona była najłatwiejszym celem. Cholera. Sama nie wiem co myśleć. Patrzyłam w sufit i obawiałam się za to co się stało. Gdybym wykonała to zadanie od Handler i nie próbowała uciec wszystko byłoby dobrze. Moje dumania przerwał mi Five, który wparował do mojego pokoju.
- Słuchaj, znalazłem sposób jak nie dopóscić do apokalipsy.
- Chwila, przecież miało jej nie być. Tak powiedziała kierowniczka.
- Ty jej wierzysz? Głupia jesteś. Ona chce ją wywołać.
- Dobra to jaki masz plan?
- Znalazłem w gabinecie starego jego notes, którego nigdy nie opuszczał ten z czerwoną okładką pamiętasz?
- Tak. Myślałam, że zabrał go ze sobą do grobu.
- Ja też. Musimy tylko znaleźć klucz, żeby otworzyć to ustrojstwo.
- Kurde. Może w jego sejfie w tym gabinecie?
- Masz rację. Idę próbować to otworzyć. A, i... wyśpij się.

   Jednak zasnęłam, bo jak spojrzałam na zegarek była 15. Dobra, idziemy po kawę. W kuchni zastałam Five'a.
- Nie tu dobrej kawy. Biorę samochód i jadę do kawiarni naprzeciwko. Idziesz ze mną? - Zapytał chłopak.
- Chętnie. - Przytaknęłam.
Gdy już byliśmy na miejscu, Five zaparkował samochód na podjeździe. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy kawę.
- Dwie czarne kawy, proszę. - Powiedziałam.
Wyglądałam jak chodząca śmierć. Miałam podkrążone oczy, czerwone spojówki, trochę potargane włosy i i miałam na sobie czarny golf i czarne jeansy. Boże, jak ja się źle czułam. Bolała mnie głowa i wszystkie mięśnie. Kiedy kelnerka poszła na zaplecze, pojawili się oni. Kurwa, mam dość. Jestem zmęczona.
- Lizzy, kuźwa jak oni nas znaleźli znowu?
- Kurwa, nie wiem. Dawaj ten nóż do masła i krawat.
- Dlaczego mam ci dać mój krawat?
- Zamknij się i daj mi ten krawat i nóż.
Podał mi owe rzeczy, a ja przeteleportowałam się za tych idiotów z komisji. Całe szczęście, że nie byli to Hazel i Cha cha, bo byłoby po nas. Jeden oberwał w oko nożem do masła, drugiemu wbiłam go w tchawicę, a trzeciego udusiłam krawatem Five'a.
- Spierdalamy. Ale już. - Rzuciłam i chłopak złapał mnie za rękę i przeteleportował nas do domu.

Please Stay With Me...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz