Weszłam do domu Wade'a i zaproponowałam, że zrobię kolacje. Przyrządziłam więc kurczaka w piekarniku. Wszyscy się zajadali moją potrawą. Przy stole przez czas trwania kolacji, czułam czyjś wzrok na sobie. William patrzył się na mnie jak wół w malowane wrota. To dziwne, ale chciałam w niego rzucić owym kurczakiem, którego miałam na talerzu. Moja psychika potrzebuje regeneracji.
Gdy skończyliśmy posiłek i odeszliśmy od stołu, Agnes wzięła mnie na stronę.
- Gadaj co się dzieje, bo jak tego nie zrobisz osobiście rzucę cię na pożarcie kojotom. - wysyczała przez zęby dziewczyna.
- Dobra. Słuchaj... to nie jest proste. Od kilku dni miewam coś, co w teorii może być wizją, albo moją wyimaginowaną rzeczywistością, którą sobie wyobraziłam. Mam przebłyski, nie wiem, rzeczywistości w której, może znajdować się Five. - powiedziałam czując jak zaczynam się trząść.
- Rozumiem. Wiesz gdzie on może być? - zapytała dziewczyna.
- On może być teraz wszędzie uwierz mi. Wszyscy najprawdopodobniej jesteśmy rozrzuceni po różnych wiekach, dekadach i miejscach. Odnalezienie go graniczyło by z cudem. - kolana się pode mną ugięły. Zdałam sobie sprawę, że mogę już nigdy nie zobaczyć Five'a. Usiadłam na kanapie, a moje oczy napełniły się łzami.
- Hej, nie płacz. Będzie dobrze. - Agnes próbowała mnie pocieszyć, ale ani trochę mi to nie pomogło.
- Idę się nachlać. Gdzie jest jakiś dobry bar? - wstałam i otarłam oczy.
- Nie, nie idziesz się nachlać.
- Idę. Powiesz gdzie ten bar?
- Elizabeth, nigdzie nie pójdziesz.
- Ach, tak? To patrz! - wybiegłam z domu przy okazji wpadając na Williama.
- O, słuchaj mam pytanie. Znasz w okolicy jakiś dobry bar? - zapytałam nie owijając w bawełnę.
- Tak, właśnie się tam wybieram chcesz pójść ze mną? - zapytał chłopak. Dzisiaj również miał na sobie kapelusz. Zgodziłam się od razu i poszłam za chłopakiem. Jak się okazało bar był naprawdę blisko domu Bena. Zdziwiło mnie to trochę, ale rozwiałam wszelkie wątpliwości i weszłam do środka za Williamem.
- Co podać? - zapytał barman.
- Dla mnie poproszę szklankę tequilli z cytryną, a dla niego... - nie dokończyłam.
- Dla mnie to samo. - powiedział chłopak. Barman odszedł i po chwili wrócił z naszym zamówieniem.
- Ile ty w zasadzie masz lat? - zapytałam Williama.
- 17. A ty, bo jakoś po pierwsze dziwi mnie widok dziewczyny pijącej alkohol, a po drugie nie wyglądasz na 17.
- Chłopcze. Niech cię nie dziwi widok dziewczyny pijącej alkohol, bo będę tu przychodzić częściej, bo mi się to podoba i nie wyjeżdżaj mi tu z jakimiś uprzedzeniami, okej? A propos, też mam 17 lat. - Fizycznie, a mentalnie mam 58. - uśmiechnęłam się.
- Co? Jak możesz mieć w jakikolwiek sposób 58 lat? Mentalnie.
- Długa historia, przynajmniej za długa na jeden dzień. - wypiłam tequillę do końca i odstawiłam.- Słaba ta tequilla. Mam pomysł. Słyszałam od Bena, że tutejsza wódka jest dobra. Pijemy? - chłopak zmierzył mnie wzrokiem i przytaknął. Zamówiłam nam po kieliszku, później były to dwa, a później trzy. Nigdy w życiu nie wypiłam tyle. Zaczęłam się zwierzać Williamowi, jak to tęsknię za Five'em. Zrobiłam to co chciałam od dłuższego czasu, mianowicie oczyścić umysł, nie przejmować się niczym, zapomnieć o połowie rzeczy, po prostu się zresetować.

CZYTASZ
Please Stay With Me...
Teen FictionPrzyjaźnię się z mordercą i psychopatą, ale czy to tylko przyjaźń? Mam na imię Lizzy Grand i mam 15 lat. Mój najlepszy przyjaciel od kołyski ma na imię Five Hargreeves. Nasza historia jest bardzo pokręcona. Więc tak, gdy miałam około rok, moi rodzi...