Przez kolejne parę minut mój wzrok ciągle wlepiony był w twarz chłopaka, podczas kiedy słowa, które wypowiedział przed chwilą rozbrzmiewały w mojej głowie, nie dając nawet chwili wytchnienia. Wiedziałam, że brunet był zdolny do wielu rzeczy, dlatego coraz bardziej dopuszczałam do siebie myśl, iż decyzja, którą najwyraźniej musiał podjąć, jest bardzo ryzykowna czy nawet niebezpieczna, lub co najgorsze - nieprzemyślana. Sama często nie rozczulam się zbyt długo nad swoimi wyborami, ale po naszej krótkiej rozmowie mam wrażenie, że jest to coś poważnego. A to przyprawia mnie tylko o niepokój.
- Jeśli zrobiłeś coś głupiego i wpakowałeś się w jakieś gówno - na chwilę przerwałam, zauważając jak zielonooki przełyka ślinę, skręcając w prawo i wyjeżdżając przy tym z Redwood City. - to mam tą chorą nadzieję, że nie robisz przynajmniej jakiś nieodpowiedzialnych rzeczy. - dokończyłam zagryzając wargę.
Nadzieja matką głupich.
Przez następne dziesięć lub piętnaście minut trwaliśmy w pełnej napięcia ciszy, podczas kiedy on cały czas był skupiony na drodze z jak zawsze obojętną miną, a ja obserwowałam widoki zza szyby, spoglądając czasami na ruchy, które wykonuje brunet. Jedyny dźwięk, który nie pozostawiał nas w kompletnej ciszy wydobywał się z radia w aucie, cicho grającego jakąś piosenkę Green Day.
Nagle chłopak przeczesał palcami swoje włosy, słysząc swój dzwoniący telefon, co automatycznie spowodowało powędrowaniem mojego wzroku w tamtą stronę, jednak nie zdążyłam nawet zauważyć, kto dobijał się do chłopaka, ponieważ od razu odrzucił połączenie, odkładając komórkę na deskę rozdzielczą.
- Nawet jeśli wpakowałem się w jakieś gówno, to nie wciągnę cię w to, nie zrobiłbym ci tego. - w końcu odpowiedział nie patrząc w moją stronę, czego jednak ja nie powtórzyłam, wpatrując się w jego profil. - Za jakieś dwadzieścia minut będziemy na miejscu.
Na te słowa przełknęłam ślinę odwracając wzrok od twarzy Zacka i wbijając się bardziej w fotel.
- Gdzie my w ogóle jedziemy? - zapytałam zmieszana wzdychając przy tym. Po raz kolejny na odpowiedź musiałam poczekać parę minut, kilka razy zastanawiając się przy tym, czy w ogóle mnie słuchał, jednak kiedy przez ułamek sekundy poczułam jego zielone tęczówki na mojej twarzy, już wiedziałam.
- Berkeley. - rzucił patrząc uważnie na drogę, podczas kiedy ja rozszerzyłam bardziej oczy w zaskoczeniu, przekręcając głowę w bok i napotykając przy tym skupioną twarz chłopaka.
- Berkeley? - spytałam z uniesionymi brwiami. - To nie jest przypadkiem twoje rodzinne miasto? - po raz kolejny chciałam się upewnić, że miałam rację, obracając przy tym swój telefon w dłoniach.
- Jest. - skręca w jakąś poboczną, słabo oświetloną uliczkę.
Ciężko było mi ukryć moje zdziwienie, kiedy wypowiadał te słowa, ponieważ z tego co pamiętałam z naszej rozmowy przy stacji pociągu, to raczej nie przepadał za tym miejscem. I tym bardziej nie rozumiałam też, po co miałam być tam ja.
- Co ty kombinujesz Powell? - spytałam cicho kręcąc głową, jednak zielonooki nic już więcej nie mówił.
Te dwadzieścia minut minęło o wiele szybciej niż się spodziewałam, bo zanim zdążyłam przestać wsłuchiwać się w grająca muzykę, wystukując podczas tego lekko rytm nogą, znajdywaliśmy się już przy bordowym, jednorodzinnym domie. Był stosunkowo dosyć mały, a do tego jedynie parterowy z dwuspadowym, ciemnym dachem na szczycie. Ogródek również nie wydawał się być duży, jednak przez panującą już ciemność oświetlaną jedynie jedną lampą przy drodze, nie mogłam tego dokładnie stwierdzić. Posiadłość miała również niskie ogrodzenie, którego brama była szeroko otwarta, co wzbogaciło mnie o parę pytań w głowie.

CZYTASZ
Dream
Novela Juvenil~ To miało być tak proste, jak zwykła gra w karty. Każdy nasz ruch wydawał się być przemyślany, przecież wszyscy razem spokojne mogliśmy wygrać. Jednak wtedy przyszedł on, chaos. I jego as w rękawie zmiótł wszystko, co spotkał na swojej drodze, a w...