11. Proszę, obiecaj mi coś.

177 18 0
                                    

Następne dni minęły mi bardzo szybko, a zanim zdążyłam zauważyć, był już sobotni ranek. Naprawdę cieszyłam się, iż jest już weekend, ponieważ ciągłe staranie się nie mieć kontaktu z Zack'iem, dosłowienie gdziekolwiek, jest dosyć uciażliwe. Od momentu, kiedy przyznałam się brunetowi, unikałam go jak ognia. I wiele osób w tym momencie może sobie pomyśleć, że po prostu przesadzam, i szczerze mówiąc po części się z tym zgadzam, bo to co powiedziałam nie było aż tak straszne, ale mimo wszystko po prostu muszę chyba od niego odpocząć lub po prostu się odciąć.
Możliwe też jest to, że po prostu boję się znowu zacząć z nim rozmawiać, dlatego w mojej głowie staram sobie to tłumaczyć, jako zwykła chęć zerwania kontaktu, z nieodpowiednią dla siebie osobą. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.

Jesteś zwykłym tchórzem.

Westchnęłam, przecierając swoją ręką twarz. Dlaczego ja naprawdę zaczęłam odczuwać pewnego rodzaju strach? Nie mogę zaprzeczyć, że ten człowiek naprawdę dużo namieszał w moim, jak dotąd dość poukładanym życiu, ale czy to powód by zachowywać się jak mały dzieciak? Nie sądzę

— Halo, Lea. Ziemia do Lei! — z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Peggy, która to machała rękami przed moimi oczami. Od razu spojrzałam na jej ładnie pomalowaną twarz, która uśmiechała się do mnie z przekąsem. Od kiedy powiedziałam jej o całym zdarzeniu z niejakim zielonookim, ta ciągle ma wrażenie, że myślę tylko i wyłącznie o nim.

I ma racje.

— Um tak, ciagle cię słucham. — uśmiechnęłam się w do niej, zjeżdżając wzrokiem całe jej ciało, od góry do dołu.

— Mhm. — parsknęła. — Jasne, wcale twojej głowy nie zaprząta, pewien przystojny brunet. — oparła się o drewnianą szafę, odkładając przy tym ubrania na biurko, które jeszcze przed chwilą miała w dłoni. Skrzyżowała ręce na piersi patrząc się na mnie z satysfakcją, a na jej ustach błąkał się wesoły uśmiech, nad którym ciężko jej było zapanować. Warknęłam na jej stwierdzenie, starając się totalnie nie wybuchnąć, co było bardzo ciężkie, bo naprawdę nie miałam ochoty o nim rozmawiać.

— Lepiej szykuj się na swoją randkę z Sergem. — odgryzłam się, nie chcąc znowu zaczynać tematu Powell'a. Dziewczyna przewróciła oczami i odwróciła się w stronę szafy, by nie patrzeć mi w oczy. Jestem pewna, iż rudowłosa szczerzy się na samą myśl o szatynie, którego darzy mocniejszym uczuciem, niż zwykłe koleżeństwo. Ta dwójka poznała się ponad tydzień temu, a Peggy od razu polubiła Wilson'a, dlatego, kiedy dowiedziała się, iż chłopak zaprosił ją na spotkanie, ta bardzo się ucieszyła. Szatyn ma tak samo jak my - siedemnaście lat, więc Peggy może z nim spędzać sporo czasu, zważając na przykład na to, iż niektóre lekcje mamy łączone ze wszystkimi klasami pierwszymi.

— Ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest randka? — rudowłosa odwróciła się w moją stronę na pięcie, podnosząc jedną brew do góry.

— Mhm, a ja nie jestem deską. — prychnęłam, dmuchając na kosmyk włosów, który znalazł się przed moimi oczami. — Kiedy widzę jak na niego patrzysz, to mam wrażenie, że za chwilę do niego podejdziesz i przynajmniej rzucisz mu się w ramiona. — lekko się zaśmiałam i ułożyłam lepiej na swoim łóżku, podpierając się łokciami.

— Mówi to osoba, która jest w cholerę zauroczona w Powell'u i nie może przestać o nim myśleć, ale stara się wypierać jakiekolwiek emocje jakie do niego czuję, bo się tego boi, więc uważa, że ignorowanie i unikanie jego osoby będzie najlepszym pomysłem.

Zatkało mnie. Po prostu mnie zatkało. Skąd ona o tym wszystkim wiedziała? No dobra, po części, bo nie jestem w nim zauroczona i tego nikt mi nie wmówi. Może moje myśli trochę opierają się na jego osobie, ale to nie oznacza, iż od razu mi się on podoba. Sama nie wiem czemu tak bardzo zaprząta mi głowę, ale staram się tego pozbyć, więc poniekąd unikam też przez to jego osoby.

DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz