Na ślepo zapinałam guziki mojej białej, długiej koszuli. Przez praktycznie całą noc nie zmrużyłam oka, dlatego teraz wyglądałam jak istny trup, a czuję się jeszcze gorzej. Ze zmarszczoną twarzą w grymasie odpinałam suwak czarnej spódnicy sięgającej mi do poczatku kolana, sprawnie ją zakładając, a następnie wkładając w nią schludnie górną część mojego ubrania. Wszystko wygładziłam lekko ręką, patrząc dobitnie w lustro. Przeglądałam się od góry do dołu, lekko przygryzając wargę. Moja już i tak jasna cera była jeszcze bardziej uwydatniona przez ciemne wory pod oczami, a jasnoróżowe, średniej wielkości usta były ściśnięte w prostą linię, z czego nie było mnie stać na wyrażenie czegoś więcej. Byłam na to za zmęczona, nie miałam siły. Na prostym nosie za to widniała lekko przesuszona skóra, w zasadzie podobnie jak na czole i lekko zarumenionych policzkach. Duże, szare tęczówki nie wyrażały żadnych emocji. Były pokryte mgłą, przez którą nie miały dostępu żadne uczucia. Były po prostu nijakie i przezroczyste. Podobnie było z jeszcze lekko wilgotnymi, jasnobrązowymi kosmykami, które sięgały mi prawie do ramion. Każdego dnia żyły własnym życiem, falując się i układając na przeróżne sposoby, przez co codziennie wyglądały zupełnie inaczej. Cóż, nawet one dzisiaj były po prostu proste i matowe. Nic dzisiaj nie wyglądało tak samo, wszystko było po prostu zwyczajne, dokładnie tak, jakby wpasowało się klimatem do mojego stroju.
Wyglądam po prostu tragicznie.
Westchnęłam ciężko, wyciągając z szafki małą kosmetyczkę, na której swoja drogą osadzał się niezły kurz. Od dawna nie nakładałam na siebie tak dużo makijażu, ponieważ raczej nie jest to dobry pomysł, by w zieleni chodzić z pełną tapetą. Do tego dochodzi moja matka, którą na samą myśl o "oszpecaniu się" przechodzą dreszcze, co odbija się oczywiście na mnie. Zazwyczaj jeżeli się malowałam, to wystarczała mi mascara oraz zwykły korektor, jednak dzisiaj te dwa kosmetyki nie dałby rady zatuszować mojej niewyspanej twarzy. Nie myśląc długo wyjęłam kilka produktów, które powinny pomóc mi wyglądać jak człowiek i nie odstraszać od siebie innych. Zaczęłam od lekkiego podkładu poprzez korektor, puder, tusz do rzęs jak i znalazłam również mała paletę cieni, dlatego nałożyłam brzoskwiniowy cień w załamniu powieki, a całość podkreśliłam bezbarwnym błyszczykiem. Mogłam pomalować się jeszcze mocniej, ale nie chciałam. Nie chodziło tu o to, że nie potrafiłam, bo mniej więcej orientowałam się jak co nakładać i w jaki sposób, tylko nie miałam już na to siły. Chciałam po prostu mieć już to wszystko za sobą, więc oszczędzałam czas i darowałam sobie niepotrzebnego stresu, który mógłby być wywołany przez na przykład źle narysowaną kreskę, lub ciągle osypujące się cienie.
Wcisnęłam się czarne, zamszowe trampki i sięgnęłam po mój szary plecak. Wpakowałam do niego dość dużo rzeczy, żeby w razie jeżeli miałabym wybrać inny typ osobowości niż ten, w którym jestem aktualnie, mieć przy sobie aparat, ulubionego misia, mój szczęśliwy wisiorek od dziadka, jakieś ubrania i inne tego typu rzeczy. Pościeliłam swoje łóżko oraz lekko ogarnęłam cały nie ład, który panował w tym pomieszczeniu. Ostatni raz spojrzałam na mój pokój, który miał za sobą tak wiele wspomnień, przez co szybko zagryzłam policzek od środka i zamknęłam za sobą drzwi, zostawiając po sobie jedynie zapach japońskiej wiśni, czyli moich ulubionych perfum, którymi pryskam się praktycznie codziennie. Przymknęłam lekko oczy i na wiotkich nogach zaczęłam kierować się prosto na dół po schodach.
***
Co chwila spoglądałam na wielki zegar, siedząc na niewygodnym krześle, gdzie obok mnie siedzieli moi rodzice, jak i brat. Niespokojnie gniotłam końcówkę mojej spódnicy, która już od dawna nie była idealnie prosta. Po raz kolejny spojrzałam na ścianę ozdobioną czarnym czasomierzem, którego wskazówka wybiła dziesiątą, co oznaczało rozpoczęcie ceremonii. Nasz przedstawiciel zieleni powoli wyczytywał z kartki imiona i nazwiska osób, które podchodziły na środek, a osoby pomocne robiły im charakterystyczny tatuaż bądź bardziej bliznę na nadgarstku. Każdy będąc w danym żywiole ma taką samą zmianę na ręku. Tak jak moi rodzice mają wytatuowaną zieloną, prostą strzałę, która ma na oko dwa lub trzy centymetry długości oraz jest ułożona poziomo. Do tej pory nie mam pojęcia co te zmiany oznaczają, jednak każdy ma je dokładnie takie same, a jedyne czym różnią się od siebie w danym narodzie jest to, że w zależności w jakim jesteśmy typie osobowości ma ona inny kolor.

CZYTASZ
Dream
Ficção Adolescente~ To miało być tak proste, jak zwykła gra w karty. Każdy nasz ruch wydawał się być przemyślany, przecież wszyscy razem spokojne mogliśmy wygrać. Jednak wtedy przyszedł on, chaos. I jego as w rękawie zmiótł wszystko, co spotkał na swojej drodze, a w...