☆ミ Rozdział 9 ☆ミ

258 27 2
                                    

  Z każdą godziną robiło się coraz chłodniej, ale to nie przeszkadzało za bardzo naszym odważnym chłopcom... Nie wliczając w to Łotwy, który telepał się z zimna i z lekkim strachem rozglądał się na wszystkie strony, mając nadzieję że nie wyskoczy im przed oczami jakiś duch. Starszy podszedł do brata i założył mu na ramiona swój płaszcz, zaś na sobie miał jeszcze cienki sweter; było mu w tym ciepło, bo zahartował się podczas wieloletnich wypraw z ojcem na polowanie, na które często wybierali się jesienią i wczesną wiosną.

- Masz braciak, bo jeszcze skończysz z gilem pod nosem. - zakomunikował z lekkim rozbawieniem ale i troską w głosie. Młodszy tylko burknął.

- Jasne... Dzięki MAMO.

- Nie ma za co, synalku. - zaśmiał się, na co dostał kuksańca w tył głowy. - Ał!

  Polska idąc na przodzie trzymając mapę i kompas w rękach, wywrócił tylko oczami na bok i sapnął. 

- Licia, ty świecisz sobie czy mi???

- O-oh! - zakłopotał się Litwin i podszedł do niego, trzymając pochodnię. - Wybacz.

  Szli jeszcze parę minut, a potem napotkali na rozdroże. Zatrzymali się.

- Którędy teraz? - spytał Łotwa.

  Polska patrzył raz to na kompas, raz na mapę, a potem na rozdroże z lekką niepewnością.

- Kompas wskazuje na południowy zachód... - powiadomił ich, zerkając na lewą drogę. - Więc idziemy w lewo.

  Rodzeństwo niepewnie spojrzało na księcia, ale wiedzieli że chłopak ma zawsze ma zawsze dobrą orientację w terenie, więc mu ufali. Cała trójka znów ruszyła w las, który stawał się głębszy...

♛♛♛

  Chłopcy postanowili odpocząć, bo zmęczenie powoli dawało o sobie znać. Zatrzymali się na niewielkiej, ładnej polanie na której postanowili rozpalić ognisko. Niebo zaś powoli stawało się jaśniejsze, co świadczyło o tym, że niedługo wzejdzie słońce.

  Wracając, Łotwa siedział na ziemi skulony i opatulony w płaszcz brata jak w kokon i wtulał się w wielki kamień. Pozostała dwójka siedziała na drugim, dużym kamieniu obok siebie, patrząc jak zahipnotyzowani w trzaskający ogień. Było spokojnie, z daleka można było usłyszeć huczenie sowy i szum delikatnie powiewającego wiatru, który już nie był taki zimny jak trochę wcześniej. Po chwili ciszy, Litwin postanowił zacząć rozmowę na jakiś randomowy temat.

- Lenkija. - Polska spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? No wiesz, całą tą wyprawę w nieznane, pokonując setki kilometrów i napotykając na różne niebezpieczeństwa... Taka wyprawa kosztuje życie i walkę o przetrwanie, wiesz?

- Wiem o tym, ale... Ja nie mogę po prostu siedzieć bezczynnie i nic z tym nie robić. Poza tym, to nie jedyny powód, dlaczego postanowiłem pójść w świat... 

  Bracia spojrzeli na niego.

- A jaki jest drugi powód? - spytał Łotwa.

- Moja macocha. Nienawidzę jej i nie chcę widzieć jej na oczy.

- Ah, no tak... - ziewnął przeciągle i mruknął, przymykając oczy.

  Litwa też ziewnął i się przeciągnął, zerknął na Polaka.

- Nie jesteś może zmęczony? - zapytał go.

- Cóż, odrobinę... - odparł, odrywając wzrok od ognia. 

  Litwin zmierzył przyjaciela zmartwionym spojrzeniem. Nie lubił jak się przemęcza i udaje twardziela, pomimo że wygląda jak trup-nieboszczyk. Położył mu rękę na ramieniu i lekko się uśmiechnął.

- Prześpij się póki jeszcze jest noc, a ja będę w razie czego stał na warcie.

  Polska przez chwilę miał wątpliwości, że Litwa nie poradzi sobie sam z tym zadaniem i nie zdoła ich ochronić - no bo jakby nie patrzeć, nie mają przy sobie żadnej broni. Lecz doskonale wiedział, że ten nieustraszony i odważny młodzieniec nie lęka się nawet pająków, czy myszy.

- Ale do świtu zostało raptem kilka godzin, jak nie trzy lub dwie i pół godziny. - zauważył. - Kiedy się zrobi jasno, będziemy musieli iść dalej!

  Litwa zaśmiał się cicho pod nosem i przyłożył mu palec wskazujący do ust.

- Spokojnie, gdybyś nadal był bardzo zmęczony to zrobilibyśmy postój i byś wypoczął. - zauważył na jego policzkach rumieńce. - A może mam cię ponieść na barana~?

- Dobrze, dobrze, zrobimy ten postój! - zabrał jego palec i odwrócił wzrok, próbując się pozbyć rumieńców. - Tylko przestań się tak na mnie patrzeć jak Morus Z Karczmy! - mówi o jednym z kolegów Litwy, który zawsze patrzył na dziewczyny ze zboczoną gębą i rzucał obleśnymi tekstami na podryw. A skąd ta ksywa? Bo zawsze chodził chlać do karczm i rzygał piwskiem po całym lokalu i dlatego mówią na niego Morus Z Karczmy. 

- Nieee. - zaśmiał się na wspomnienie nieudanego podrywu kolegi z klasy. - Dobra, a teraz na poważnie: Sio do spania! 

  Polak się  przeciągnął i położył na ziemię, po czym okrył swoje ciało jednym ze skrzydeł, które dawały mu ciepło przez gęste i duże pióra.

- Dobranoc, Liciu. - mruknął i zasnął, położył się przy nim jeszcze Łotwa, który wcisnął mu się pod duże skrzydło i też zaczął usypiać.

  Litwin uśmiechnął się lekko i wyciągnął ze swojej torby jeszcze jeden płaszcz i przykrył nim Polskę. Był zawsze troskliwy i dbał o to, żeby nawet nie złapali przeziębienia, gdy któreś zapomniało zabrać czapki czy szalika. Taki już był, nie zamierza tego zmieniać. Usiadł wygodnie na ziemi oparł się plecami o kamień.

- Dobranoc, Lenkija. - spojrzał na brata. - Dobranoc, bracie.


♜♜♜

:3

Countryhumans: Upadłe KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz