☆彡 Rozdział 24 ☆彡

172 17 6
                                    

   Ofensywa trwała, głośny tętent uderzających kopyt koni rozbrzmiewał po całej okolicy tak samo jak ryki obu sił wojsk, a trwoga była odczuwalna z dużej odległości. Gdy już obie strony były na tyle blisko siebie, gryfy rozpostarły skrzydła i rozpoczęły atak jako pierwsze porywając kilku wrogów na raz z przodu formacji, a następnie do ataku wkroczyła piechota nimf, rozpoczynając prawdziwą rzeź; co sekundę z każdej strony słychać szczebiot jęku żelaznych mieczów, siekier oraz tarcz, a piach unoszący się w powietrzu szczypał w oczy każdego wojownika, tym samym utrudniając im walkę, jakby na przekór.
    Królowa stała wciąż w miejscu i obserwowała walkę siedząc na swoim wierzchowcu. Polska podjechał do niej na koniu i zwrócił się słowami:

- Wasza Wysokość, kiedy my ruszymy?

     Spojrzała na młodzieńca hardo.

- Jeszcze nie teraz, jest ich za dużo. - odparła mając głęboki ton. - Poczekajmy na lepszą okazję.

    Litwa podjechał do Polski i dotknął jego ramienia. Ten spojrzał na przyjaciela pytającym wzrokiem.

- Widzisz tamtego wojownika? - pokazał dyskretnie z tyłu na nimfę z peleryną i nałożonym kapturem, który siedział na brązowym gryfie. - Nie widziałem go wcześniej.

    Polska również zerknął dyskretnie w tamtym kierunku żeby zobaczyć o kim wzmianka. Dla niego także to było dziwne, przez chwilę pomyślał, że to może być szpieg Imperium.

- Podejdziemy? - zwrócił wzrok ku Litwie. Ten pokiwał głową, ale w tym czasie królowa wydała im rozkaz by wsiedli na gryfy. Polska miał protestować, ale Litwa go powstrzymał. W ostateczności posłuchali się i z lekką obawą zsiedli z koni, po czym przesiedli się na latające stwory. 

   Już po chwili wzbili się w powietrze; chłodny wiatr targał ich włosy na wszystkie strony i drażnił oczy, ale to im nie przeszkadzało w locie. Byli za bardzo skupieni na tym, jak to się wszystko potoczy w ciągu kilku minut, bądź nawet godzin - czy wygrają bitwę, a może polegną. Tyle pytań i niepewności w tym samym czasie działały negatywnie na chłopców. 
   Po pewnym czasie pogoda się diametralnie zmieniła i zaczął padać rzęsisty deszcz. Do tego zrobiło się zimno. Gryfy wylądowały na zamkowym dziedzińcu, a wojownicy zsiedli z nich i rozbiegli się w różne strony, wdając się w walkę z wrogami. Litwa złapał Polskę za rękę i go pociągnął w stronę północnego skrzydła zamku, gdzie było główne wejście do sali tronowej; wbiegli po kamiennych schodach, ale gwałtownie zza rogu wyskoczył strażnik i ich zaatakował, a szybki refleks Litwina okazał się niezawodny i zdążył obronić księcia nim oberwał mieczem. Szczebiot mieczy był bardzo głośny z tak bliska jak się mogło wydawać. Litwa po dłuższej chwili dopiero powalił strażnika, ale musiał się za to nieźle namęczyć, gdyż mężczyzna był silniejszy i wyższy; zdyszany chłopak wytarł pot z czoła i spojrzał na młodszego.

- Nic ci nie jest? - zapytał będąc w niepewności. Tamten mu pokręcił głową. - No to wchodzimy...

   Otworzyli ciężkie drewniane drzwi z impetem i wpadli do środka, rozglądając się po sali tronowej tonącej w pół-mroku. Było cicho, zimno, ponuro a w nozdrza wbijał się nieprzyjemny zapach wilgoci. Obaj się rozglądali wkoło i trzymali blisko siebie, dzierżąc rękojeść mieczy w dłoniach. 

- Ale dziura, jak tu można mieszkać? - palnął Litwin. 

- To nie jest czas na takie gadanie. - zgromił go niższy. - Tu gdzieś jest Imperium...

    Przemierzali salę po ciemku, aż wreszcie znaleźli cudem pochodnię; Polska wyciągnął ją z wieszaka przyczepionego do kamiennej ściany i wrócił do przyjaciela, który stał przy oknie. 

Countryhumans: Upadłe KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz