Rozdział 37 - Kwiat śmierci

24 3 3
                                    


Zaznaczę na starcie, że:

Gejsza ≠ prostytutka

To dwa różne zajęcia

Perspektywa Klaudii

Pustynna noc i tym razem wyglądała pięknie. Ciężko byłoby uwierzyć, że już miałam odjeżdżać z bazy. Trafiłam do niej tak niedawno i już miałam odchodzić. W dodatku tak zupełnie bez zapowiedzi. Nie mogłam nawet mieć pewności, czy Kazuki jechałby ze mną. Wolałabym mieć go przy sobie, jednak jeśli Ignacy nie chciałby go w akcji, nie zmusiłabym go. Byłam w rebelii dla walki, moja relacja z nim była poboczna. Zależało mi na jednym, chciałam zmiany. Chciałam rewolucji, która zwalczyłaby swoją poprzedniczkę, jaką była Sakura.

Oparłam się o ścianę. Miejscem, gdzie miałam czekać na Ignacego oraz resztę, było miejsca z jednymi z drzwi ewakuacyjnych. Było to o tyle dobre, że mogłam oprzeć się plecami o ścianę i jednocześnie patrzeć się w niebo. Gwiazd było mniej niż w górach, ale wciąż więcej niż w Warszawie. Wokół panowała cisza. Nieskończony piasek i zimno sprawiały, że czułam się zaniepokojona.

W pewnym momencie wyszedł Ignacy, a z nim Bianka. Rozmawiali o czymś bardzo namiętnie. Z tego co zrozumiałam chodziło o to, że Wanda będzie ciężka do malowania. W ten sposób przynajmniej dowiedziałam się, z kim będę na akcji. Chwilę po nich przybyła Wanda, a jeszcze po niej nieznany mi chłopak. Do razu zaczął mówić coś do Bianki. Słyszałam, że jego akcent był dziwny, chyba rosyjski. Najbardziej jednak ucieszyłam się, gdy pod koniec, jako ostatni pojawił się Kazuki.

– Tak więc – zaczął mówić Ignacy, stając przed nami – pewnie zastanawiacie się, dlaczego tak nagle? Otóż taka okazja się już nie powtórzy. Za trzydzieści sześć godzin, jeden z urzędników ma zamówioną gejsze. Co najlepszy wtedy będzie tam zbiór dysków do cenzury. Naszą misją jest je przechwycić. Ale żeby okazja była jeszcze piękniejsza... za moment odlatuje stąd statek szpiegowski – zaczął się śmiać – i zgodzili się nas podrzucić.

– Czyli wycieczka do Sakury po dane? – Spytała Wanda.

– Tak – Odparł Ignacy.

– Czyli ruszamy!? – Powiedziała radośnie Bianka.

– Ruszamy! – Odparł Ignacy i ruszaliśmy.

Chwilę później siedzieliśmy w małym pomieszczeniu statku, udającego dostawczak z Kolonii Owiec. Ciężko było mi powiedzieć, czy był prawdziwy. Podróż była dość zabawna. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie, że cały czas stykałam się kolanem z Wandą lub Kazukim. Światło leciało z jednej lampki z nonestu. Jak prawdziwi żołnierze w czołgach. Z jednej strony nimi byliśmy, choć w życiu bym nie pomyślała, że rebelia wygląda w ten sposób. Pomyślałabym raczej, że to ukrywanie się w lasach, jak partyzanci za Drugiej Wojny Światowej. Jedna czasy się zmieniają. Teraz więcej osiągamy, atakując ważne punkty i kradnąc informacje przy użyciu Fulldive.

W tamtej chwili dotarła do mnie pewna rzecz. To, co mieliśmy zrobić. Było praktycznie jak atak terrorystyczny.

– Tak właściwie to – odezwała się nagle Wanda – jedna laska dała mi coś ciekawego – wyciągnęła z kieszeni coś, co wyglądało jak ozdobny, metalowy kwiat pomalowany na różowo. Zwisały z niego dwa sznureczki z kuleczkami udającymi fioletowe szkło – mam takie trzy. Nie zgadniecie, co to jest.

– Ozdoba? – Spytała Bianka, na co Wanda się roześmiała.

– To granaty. Przystosowane do ukrycia się. Mają tylko tę wadę, że przesz kłopoty z ciężkością, ciężko nimi rzucić. Wybuchają też od razu po pociągnięciu za obydwa sznureczki. – Wyciągnęła w moją stronę jeden.

Sakura:  Dominacja [sᴋᴏɴ́ᴄᴢᴏɴᴇ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz