Rozdział 7 - Jego głos

125 41 18
                                    


Perspektywa Klaudii

Gdy wróciłam do pokoju, zastawałam Sylwię siedzącą z podkulonymi nogami na swoim łóżku. Jej schylona głowa i długie czarne włosy, sprawiały, że wyglądała jak istota z horrorów. Jej uniesione ramiona sprawiały, że wyglądała na przestraszoną.

– Sylwia? – zaczepiłam ją.

– Huh? – sapnęła, podnosząc wzrok na mnie.

– Kim był tamten chłopak? – spytałam, siadając obok niej.

– Który chłopak? – spojrzała się w stronę inną niż moja twarz.

– To był pierwszy raz, kiedy tak ci groził? – spytałam.

– Czy to jest teraz ważne? – powiedziała z lekką irytacją w głosie – ważne, że wszystko się dobrze skończyło.

– Gdyby nie przybycie tamtego Ignacego Bogdan jeden wie, co by się stało! – odparłam widocznie zdenerwowana. Klaudia uspokój się. Emocje są naganne.

– Eh – westchnęła – tutaj to jest normalne. Trzeba się pogodzić z systemem kast i liczyć na to, że jakiś czerwony lub nauczyciel pokaże serce. Następnym razem nie broń mnie, bo też skończysz jako ciemna! – krzyknęła, zapominając o kontroli emocji – uhg... przepraszam – schyliła głowę – krzyczenie jest naganne. – Spędziłyśmy chwilę na niezręcznym milczeniu.

– Tak właściwie – przerwałam ciszę– ile czasu już tu jesteś?

– Półtora roku – odparła, wracając do patrzenia na mnie – pierwsze cztery miesiące byłam szara... ale potem zrobiłam bardzo głupią rzecz... i tak skończyłam w kolorze, w którym jestem teraz.

– Co było tą rzeczą? – spytałam.

– Ucieczka – zaśmiała się, prawdopodobnie przez zdziwienie na mojej twarzy – a raczej jej próba. To skomplikowana historia... – spojrzała się na swoje kolana – ale jak widać bez szczęśliwego zakończenia.

– ... jak? Przecież trucizna...

– jak już mówiłam... to długa historia. Przewodził nami pewien genialny chłopak, w Sali od chemii, udało mi się odkryć substację blokującą trwałość leku... W zasadzie stworzył coś w stylu szczepionek. Nadal nie wiem, jak to zrobił... ale teraz jest martwy – powiedziała, jakby to było coś zwyczajnego.

– Moje kondolencje? – nie wiedziałam co powiedzieć.

– Pogodziłam się już z tym, to rok temu. – Przerwała na chwilę – po prostu bądź grzeczną dziewczynką, taką, która nie robi niczego nagannego i spokojnie słucha się wszystkich zasad.

– To jest chore.

– Taka jest rzeczywistość... nawet nie wiesz jak ciężko wyjść z bycia ciemną... Zwłaszcza za próbę ucieczki.

– Eh – sapnęłam i wstałam – idę do łazienki – oznajmiłam i poszłam we wspomniane miejsce.

W łazience zdziwił mnie jedna rzecz– prysznic, a w zasadzie jego brak. Była za to tak zwana komora czyszcząca, pozornie wyglądała jak zwykły prysznic ze szklanymi osłonami, w praktyce jednak działała zdecydowanie inaczej. Podczas kiedy prysznic po prostu polewał myjącego się człowieka wodą, tak komora czyszcząca wydzielała coś w stylu mgiełki, która służyła do czyszczenia ciała. Nie było to, dokładnie to co osiągało się prysznicem, ale było zdecydowanie bardziej ekologiczne. Obecność komory wyjaśniała istnienie łaźni w tej szkole.

***

Reszta dnia minęła nudno. Po prostu siedziałam z Sylwią w pokoju, prawie nie rozmawiałyśmy. Większość tego dnia spędziłam na robieniu żabek origami. Wieczorem odkryłam, że komodzie mamy odłożoną piżamę, składającą się z szarej koszulki na długi rękaw i czarnych szortów, oraz tygodniowy zapas bielizny. Według Sylwii całość będzie wymieniana wraz z mundurkiem, z tym że sama piżama może być oddawana jeden dzień później. Tego dnia udało mi się szybko zasnąć, nie był to jednak sen, który chciałabym mieć...

Sakura:  Dominacja [sᴋᴏɴ́ᴄᴢᴏɴᴇ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz