Hogwart to była istota. Istota która tworzyła tereny i mury. Była zbyt skomplikowana by każdy mógł ją zrozumieć. Ale byli też tacy którzy dostrzegali prawdę, przeczuwali, ale nie potrafili wyartykułować swoich myśli. Jak oglądanie obiektu przy słabym oświetleniu. Głębia tego miejsca, przesiąknięta duchami czterech założycieli. Starożytna magia i wkład tych którzy istnieli przed czasem, odróżniając zamek od jakiejkolwiek innej istniejącej struktury. Wielu to zauważało, ale tylko paru pozwalano na pokrewieństwo i partnerstwo z Hogwartem. Dyrektorzy byli jednymi z nielicznych szczęśliwców. Te relacje nie były równe. Nie zawsze były łatwe. Zamek i jego głowa nie musieli się lubić, żeby ze sobą współpracować. Czasami harmonię wprowadzały niezgody i chaos. Czasami przez wspólny cel lub płynne połączenie ich magii. Czasami trzeba było po prostu z tym skończyć, aby oboje mogli żyć dalej, niezależnie od siebie. Nie, każda relacja była wyjątkowa i specyficzna dla czasu i potrzeb jego mieszkańców. Ale wszystko zawierało cel. Zamek miał jednak preferencje. Te też z czasem opadały, płynęły i zmieniały się, ale wzbudziło to szczególnie silną sympatię do Snape. Ścieżka była czasami żmudna i niebezpieczna, ale Hogwart znał cierpliwość. Ten człowiek zawierał w sobie pełen zakres ludzkich emocji, niewyobrażalne magiczne zdolności, a mimo to walczył o utrzymanie kontroli nad najbardziej naturalnym instynktem, o podbój i kontrolowanie ludzi wokół siebie. Mógł z łatwością prześcignąć Grindelwalda czy Voldemorta i odnieść sukces. To był prosty fakt, był już poza ich możliwościami i ograniczeniami, ale starał się być siłą równowagi i sprawiedliwości. Nie najłatwiejsza droga, ale niezbędna. Zamek myślał, czasami dość zadowolony z siebie, że dyrektor Severus Snape był uosobieniem Hogwartu. Najbliższa ziemska reprezentacja jej podstawowej istoty i ogromnej złożoności, która została stworzona w cielesnej formie. Ale zatrzymanie go tutaj, mężczyzny w kwiecie wieku, wydawało się niemal okrutne. W końcu dyrektor wciąż był mężczyzną i te ludzkie potrzeby musiały zostać spełnione, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Ale pomimo wszystko zamek go zatrzymywał, jakby nie mógł istniej bez niego, oddając mu wszystko, oddając swoje mury tworząc mu dom. To był teraz jego teren, jego dom. Czułam go przechodząc przez bariery. Jego magia, i magia zamku, nigdy nie czułam niczego podobnego. On ma tu być, kim my wszyscy byliśmy by mówić inaczej?
- Wszystko w porządku kochanie?
- Tak, ja, ja po prostu się stresuje. Siedzę tutaj i czuję go zewsząd.
- Dziecko, pomimo wszystko on jest po prostu mężczyzną, nie bóg, nie automat, nie masz się czego bać.
Minerwa pomogła mi się dostać do zamku przez kominek prosto do gabinetu dyrektora. Ale niestety, jego tutaj nie było. Siedziałam razem ze swoją byłą nauczycielką na fotelach przed jego biurkiem rozglądając się wokół widząc to że tutaj urzędował. Portrety z nami rozmawiały, oprócz jednego.
- Stary piernik zawsze udaje że śpi.
Minerwa cały czas spoglądała w stronę Dumbledora który faktycznie udawał że śpi. Nagle usłyszałyśmy jak schody się ruszyły, co znaczyło że Chimera kogoś wpuściła i ktoś się zbliżał. Portrety ucichły, moja nerwowość zaczęła być bardziej wyczuwalna, nie wiedziałam czy to on, czy ktoś tutaj zaraz przyjdzie i się dowie o mojej obecność w zamku. Minerwa złapała mnie za rękę uspokajająco, ale dopiero kiedy wszedł, odetchnęłam z ulgą. Momentalnie gdy zamknął za sobą drzwi, po gabinecie przeszła jasna poświata oznaczająca blokadę dla każdego kto próbował by się tutaj dostać. Miał jakieś dokumenty w dłoni, był ubrany w czarną koszulę rozpiętą u góry i podwinięte rękawy. Jak zawsze idealnie pasująca tak samo jak spodnie. Gdy miał na sobie szaty nie tak bardzo było to widać, zaś gdy był ubrany tak jak teraz, lub miał na sobie płaszcz, można było dokładnie zobaczyć jego umięśnioną sylwetkę, wcale nie taką małą. Usiadł przed nami w swoim fotelu dyrektora i położył dokumenty na stół, następnie popatrzył na nas z całkowitym spokojem.
- Mówili coś?
- Alastor kazał ci tylko przekazać żebyś się z nim skontaktował jak będziesz mógł. Chyba mają jakiś mały problem.
Westchnął i zaczął przeglądać papiery które przyniósł.
- Chyba umieją sobie radzić z jakimiś pierdołami.
- Pomimo wszystko on woli się konsultować z tobą.
- On by chyba nie chciał bym konsultował się z nim w kwestii takiej jak nowe nauszniki dla Pomony.
Pomachał kartką którą właśnie czytał.
- Po cholerę jej kolejne nowe dwie pary nauszników?
- Rodzeństwo wiecznie je zabiera jej i Nevillowi.
- Czemu?
- Bo ci zazwyczaj jak zaczynają do nich mówić, oni je zakładając na uczy. Mówią że to tak jakbyś słuchał krzyku mandragory.
Snape popatrzył ze zrezygnowaniem na mnie i na nią, następnie podpisał dokument wręczając go mojej byłej opiekunce domu.
- Nie dziwę się. Też sobie chyba zamówię.
Powiedział sam do siebie pod nosem ale mogłyśmy to usłyszeć. Następnie odłożył wszystko i oparł się plecami o oparcie, spoglądając na mnie.
- Nie wychodzisz z komnat, będziesz przychodziła tutaj do gabinetu tylko gdy ci pozwolę, nigdzie indziej. Jeżeli będziesz się chciała z kimś skontaktować, pierw mi o tym mówisz. Rozumiesz?
- Tak.
Rozumiałam. Ale pomimo wszystko chciałam zwiedzać cały świat, tylko w swym pokoju zwierzeń. I pobyć czasami sama, by poczuć chociaż samą siebie.
CZYTASZ
Sevmione - Always. Część II. +18
Romance- Podobno Snape dostał szału. - Czemu? - Bo zobaczył cię w zamku podczas walki, po drugiej stronie różdżki. Przyjrzałam się osobą zgromadzonym w norze, każdy miał minę jakby dopiero co zeszli z krzyża ale nie wiedziałam czy z powodu ostatnich wydarz...