Rozdział 3 - Wieża Bable.

799 44 26
                                    

To że Pan bóg stworzył a szatan opętał. Jest więc odtąd na wieki grzeszna i święta. Zdradliwa i wierna, dobra i zła, i rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łzy. Anioł i demon i upór i cud. I szczyt nad chmurami, jak przepaść bez dna. Początek i koniec. Kobieta, to ja.

- Profesorze.
Błagałam, prostując się by Snape lepiej trzymał moją piersi. Soczyste dźwięki wydobywające się z miejsca gdzie byliśmy połączeni, były na tyle głośne i wyraźne że wywoływały rumieńce na mojej twarzy. Wzmacniając zmysłowe dźwięki, usatysfakcjonowany zauważył jak nieśmiało zamykałam oczy.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Profesorze, proszę.
Nie musiał odpowiadać, nie musiał dawać żadnych słownych znaków, wystarczyło że przyśpieszył swoje ruchy, nastąpiła soczysta i chciwa seria szybkich pchnięci. Ogarniająca mnie paląca przyjemność gdy mocno zostałam przyciągnięta do jego klatki piersiowej dostarczyła mi stanu przed największą przyjemnością. Stałam przy ścianie opierając się o nią rękami. Jego kutas schowany w moim wijącym się tyłku, twardy i wyprostowany, doprowadzał mnie do błogość, która pożerała mnie tak samo jak jego obecność w moim wnętrzu.

Cały czas, mówię i myślę, szepcze że chce więcej, dajcie mi więcej. Nawet nie wiedziałam czego. Problem? Problem jest na pewno we mnie, nie doszukuj się go w sobie, w tobie wszystko jest ok. To śmieszne, nie rozumiem ciebie jeszcze. Nie wiem ile nam potrzeba czasu.

Jego palce opuściły mnie i w tym samym momencie poczułam mrowienie jego magii. Owinęłam ramiona wokół jego szyi a on mnie podniósł z łatwością opierając o ścianę. I niemal z bolesną powolnością opuścił na swojego kutasa jęcząc ze mną jednocześnie.
- Będę cię pieprzyć aż będzie z ciebie ciec.
Zaklęłam cicho poruszając się razem z jego pchnięciami by następnie zatopić swoje zęby w jego wardze. Moje oczy zamknęły się a uczucie jego głęboko w moim środku doprowadziło do szaleństwa. Miękki chrapliwy krzyk wydobył się z mojego wnętrza gdy wszystko powoli zaczęło się uwalniać. Moje ciało puściło wszystko w środku z drżącym i spazmatycznym szarpnięciem. On cicho jęknął czując jak moje ciało dokładnie doi jego do ostatniego uczucia, by za chwilę ugryźć mnie w szyję. Wykonując kilka niezbędnych pchnięci docisnął się do samego końca rozlewając swoje ciepło.

- Czemu? Czemu on?
- Jeżeli myślisz że to wszystko zaplanowałam to się mylisz. Nie jest to wina ani moja ani jego że tabletki nie zadziałały.
- Heroine, sam robił eliksir na bazie którego miałaś wytwarzane tabletki. Substancję które były dodawane żeby wszystko sproszkować na leki dla ciebie nie wykazywały sprzeczność, więc jak? Jaki cudem nie zadziałały? Poza tym, nie myśleliście o tym że może pójść coś nie tak? Czemu nie protestowałaś albo on nie myślał gdy wlewał w ciebie...
- Nevan, wolałabym na takie tematy jak jego sperma z tobą nie rozmawiać, i nie wiem, ale nie wmówisz mi że zrobił to specjalnie, albo że ja to zrobiłam. Moja choroba jest nieobliczalna, nie wiem czego mogę się po niej spodziewać, zresztą działały tyle czasu, były dobre więc tak naprawdę nie ma na to wytłumaczenia, stało się i tyle.
- Jego nie podejrzewam.
Nevan popatrzył na mnie dopiero teraz, cały czas stał spoglądając na rośliny w ogórku, jakby nasza rozmowa go krępowała, nie była wygodna. Był zły, to było widać, ale co on miał tak naprawdę do powiedzenia? Mogłam z nim porozmawiać, mogłam mu wytłumaczyć, ale nic poza tym, nie miał z tym nic wspólnego. Odwzajemniłam jego wrogie spojrzenie. To co powiedział wzbudziło we mnie sprzeczne emocję, niewłaściwe, denerwujące mnie samą.
- Sugerujesz że złapałam go na dziecko? Spójrz na mnie, czy uważasz że łapiąc faceta na dziecko byłabym z dala od niego, jednocześnie starając się by o niczym się nie dowiedział, czy bała bym się ojca własnego dziecka robiąc to wszystko umyślnie?
- Jesteś w nim zakochana, świata poza nim nie widziałaś więc może jak zaczął ci się sypać grunt pod nogami to przestałaś brać tabletki?
- Denerwuje cię to tak bardzo ponieważ ty jesteś we mnie zakochany, jesteś zazdrosny że noszę jego dziecko. Liczyłeś na to że jak wybuchnie wojna to przyjdę do ciebie, ale coś pokrzyżowało twoje plany Nevan, a raczej ktoś. Nie wyżywaj się na mnie z powodu tego co ci się wydawało, nie obrażaj mnie tylko dlatego że miałeś inną wizję. I dziękuje ci że jako mój przyjaciel którym się ogłosiłeś jakiś czas temu, ani razu nie zapytałeś się mnie jak się czuję, czy dobrze mi z tym wszystkim, czy nie potrzebuję pomocy, czy poradzę sobie jak dziecko się urodzi, co o tym wszystkim myślę i jak na to patrzę. Ty skupiłeś się tylko na nienawiści do Snape, przekładając to na jego dziecko które noszę pod serce. To jest tak samo moje dziecko, tylko że ja przynajmniej zdaje sobie sprawę z jego istnienia.
Zbuduje ci dom, może będziesz miała miejsce na ciszę. Zasadzę brzozę tuż za rogiem, może będziesz miała cień. Tak kiedyś o nim myślałam, a teraz? Teraz zostawiłam go w tym ogrodzie żyjącego nienawiścią do osoby której nie widzieliśmy od dłuższego czasu. Nienawiść. Rozumiałam go po części, sama czułam to do aktualnego dyrektora Hogwardu, przeklinając go jednocześnie za sytuację, nie za to że dał mi dziecko bo za to byłam mu wdzięczna, ale za to że dziecko nie będzie miało odpowiedniej rodziny. Ale czy przekładałam to na to bezbronne maleństwo które przytulę za pięć i pół miesiąca? Do którego będę w nocy wstawać by je nakarmić. Będę na niego spoglądać przypominając sobie ból i samozaparcie które w sobie obudziłam tylko po co by sprowadzić je na świat. Patrzeć jak robi pierwsze kroki, słyszeć jak mówi pierwsze słowa. Nie, nie przekładałam tego wszystkiego. Ale może inaczej na to patrzyłam tylko dlatego że nosiłam je w sobie? Patrzyłam tylko na jego dobro, bo było moje. Chodzi, zbuduje ci dom, taki szałas na hałas, i zasadzę brzozę, tuż za rogiem, byś latem miał cień.

Sevmione - Always. Część II. +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz