Już chowają piaskownice i łopatki, w zimny wór. Już nie błyszczą twoje lice, ani żaden z nieba cud. Rozwiązują mi warkocze, wyczesują resztki godność. A ja codziennie, już o świcie, czekam na ostatni bal. Jak, jak wrześniowe pomarańcze i zimowy w oczach piach, tak zaistnieć mogły nasze dwa spojrzenia. Jak wrześniowe pomarańcze, mogły zaistnieć. Chciałam jeszcze jedną szanse, możesz przyjechać teraz? Jak w zwolnionym tempie, biegłam, mijając jedno drzewo za drugim w lesie. Szmalcownicy byli praktycznie za mną, po drodze gubiąc Harrego i Rona, którzy zwrócili na siebie uwagę większość z nich. Łzy popłynęły mi po policzkach. Rzucałam na oślep jakieś zaklęcia i jedno z nich rzuciłam pod siebie, upadając jak wrześniowe pomarańcze. Cisza i jego milczenie, chciałam się chwycić w tym momencie nawet obcych ramiona. Greyback patrzył na mnie a ja na niego.
- Greyback nie żyje.
Przecież tak mówiłeś. Ale chyba ciągle szukałam prawdy w złych miejscach.
Dwadzieścia cztery godziny wcześniej.
Nie wiem czemu tak postąpiłam. Może chciałam się w czymś upewnić. Zgubiłam się gdzieś w słowach i czynach. Ostatnie dni przelatywały mi przez palce. Wstawałam, jadłam, sprzątałam, jadłam, spałam, wstawałam, jadłam, wymiotowałam, z każdym kolejnym kopniakiem pod żebra od własnego syna. Nie rozmawialiśmy, ja się nie kłóciłam już o szklanki pozostawiane po alkoholu, nie krzyczałam o brudne skarpetki na podłodze w łazience, nie walczyłam, poddając się schematowi w złych miejscach. Sporadycznie tylko o czymś rozmawiając, zawsze o dziecku, nawet nie o tym że często spędzał czas ze swoją sekretarką, niby służbowo. Ja w sypialni, on nadal w salonie. Może byłam aż tak obrzydzająca? Wstrętna? Źle śpię, budząc się co chwile. Słyszałam że przyszedł, ale jak zawsze nic nie robił, nie podchodził, nie zadawał pytań, nie interesował się, dlaczego tego nie robiłeś? Może starasz się milczeć gdy zmieniam się w diabła. Dlatego nadal nie mogę pojąć czemu się tak wtedy ubrałam. Nie mogłam założyć fajnych butów, bo miałam spuchnięte stopy. Nie mogłam ubrać nic seksownego, bo siara wylewała mi się z piersi, i nic tak naprawdę, takiego nie miałam. Jedyne co mogłam to próbować wyglądać ładnie w czarnym, krótkim, satynowym szlafroku. Wyszłam z sypialni, zobaczyłam go stojącego w kuchni. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało. Obiecuje że kolejny dzień będzie lepszy, gdy tylko stopnieje śnieg miedzy nami, pozbędę się depresji. Podeszłam do niego oddychając nierówno, jednocześnie jak do dwóch gałek lodów, ciepłego lata. Odwrócił się w moją stronę, popijając trunek ze schłodzonej szklanki. Przyjrzał mi się, powoli, od stop do głów, i zacisnął mocniej dłoni na szklance, następnie ją odłożył i oparł się o blat za sobą.
- Znowu zgaga?
Ciekawość to pierwszy stopień do szczęścia. Moja surowa moc była namacalna w pokoju, rozdarta miedzy oburzeniem, a nie chętnym szacunkiem dla jego tytułu i pozycji. Źle oceniłam fakt że się do niego nie zbliżam. Napięcie miedzy nami było gęste, skroplone kolorem whisky i któreś musiało ustąpić. Zrobiłam to jedynym znanym mi sposobem. Wziął wdech jakby chciał skrytykować moja bliskość, zapach moich perfum, biały, herbaciany i jaśminowy zapach jedwabiu trzymanego w ustach. To była pora gdy zgasły wszystkie latarnie. Moje usta uderzyły o niego i podążył za mną gdy zrobiłam zaskoczona krok do tylu. Prześledził szew moich ust i przełknął cichy jęk który nastąpił. Ponoć mówiłam że za miłość zginę. Pocałunek był piekący i duszący, może nie mógł już dłużej udawać obojętność. Złapałam za jego koszule szybko chcąc ją z niego ściągnąć, nie panujące nad dłońmi. Język splótł się z językiem, moje paznokcie drapiące go w ramiona. Jego własne ręce, pierwszy raz od bardzo dawna zacisnęły się na moich biodrach, po chwili zsunął je w dół mocno ściskając mój tyłek. Upuszczając je na uda, podniósł mnie przyciskając do siebie, jak dziecko wrześniowe pomarańcze. Czułam jak mój gorący rdzeń otarł się o jego rosnącą długość. Otarłam się o niego, szukając ulgi gdy niósł mnie do blatu na którym po chwili usiadłam. Przycisnął mnie do blatu jedną ręką, pozwalając swoim palcom kreślić drażniące wzory wewnątrz mojej nogi, w górę i w dół, do czasu aż nie musnęły moich majtek. Wypuściłam cały swój oddech w westchnieniu gdy przesunął je bliżej środka. Kiedy jego pierwszy palce zanurzył się w moim upale, podniosłam się gwałtownie na co on tylko mocniej wcisnął palca, patrząc mi zaborczo w oczy. Otworzyłam delikatnie usta bez słowa kiedy jego drugi palec dołączył do pierwszego. Jęknęłam kiedy po chwili wyciągnął palce i zaczął rozpinać spodnie po chwili przesunął swoim kutasem przez wilgoć miedzy moimi nogami. Łapiąc mnie za szyję jakby chciał mnie udusić dał mi tylko sekundę, zanim wbił się do środka. Zamarłam, przyzwyczajając się do atakujących mnie doznani. Wbiłam paznokcie w jego dłonie żądając by się mocniej ruszał. Napięcie które było między nami nie pozwalało na spokój. Mocno uderzył w moje ciało, tak jak kiedyś, tak jak zawsze, a moje jęki wypełniły całe pomieszczenie. I wstydliwie, bardzo szybko, rozpadłam się pod nim, bez ostrzeżenia, krzycząc. Bo mogłam krzyczeć na cały głos.
CZYTASZ
Sevmione - Always. Część II. +18
Romance- Podobno Snape dostał szału. - Czemu? - Bo zobaczył cię w zamku podczas walki, po drugiej stronie różdżki. Przyjrzałam się osobą zgromadzonym w norze, każdy miał minę jakby dopiero co zeszli z krzyża ale nie wiedziałam czy z powodu ostatnich wydarz...