Rozdział 1 - Rozbisurmaniony.

801 43 7
                                    

Mówili mi. Każdy z nich mi coś mówił, a ja? Słuchałam? W myślach znikam każdym razem, po prostu. Coś krzyczeli, tłumaczyli, ale nie pamiętam, przepraszam, każdy z nich mówił to co chciał. Sok aroniowy, o dziwo mi smakował, mama mówiła że jest dobry, że pomimo moich zachcianek, powinnam go w siebie wręcz wmuszać. Zachcianki? Rano wymioty, łyk wody z cytryną i sokiem, jogurt truskawkowy ewentualnie english breakfast z podwójną porcją jajek, popijając sokiem pomarańczowym świeżo wyciskanym bo kawy nawet zapachu nie mogę znieść. Zupa, łyk kefiru, drugie danie z podwójną porcją mięsa, łyk kefiru, herbata z sokiem aroniowym. Ciastka, szarlotka na ciepło z lodami, pomidor zjedzony jak jabłko, kolacja, wszystko naraz przekraczając granice abstrakcji, sok. Druga w nocy, cytryna wyciśnięta prosto do buzi zjedzona tak samo jak wcześniej pomidor. Ogórek z czekoladą? W sumie. Łyk czerwonego wina był przez mnie tak chciany że mogłabym tylko to pić. A czego nie nawidziłam? Kawy, papierosów, zapachu whisky, zapachu ryby, naleśniki jak lubiłam wcześniej to tak teraz wolałam parówki. Ciężkie zapachy perfum, zapach tuńczyka z puszki, zapach jedzenia krzywołapa, powodowało wizyty w toalecie, mój wcześniej ulubiony płyn do kąpieli o zapachu migdałów, teraz wywalony prawie cały.
- Mówiłem wam że powinniśmy to zrobić później.
Podnosząc głowę z muszli klozetowej szybko otworzyłam oczy słysząc jakaś rozmowę na trawniku przez domem. Na pewno nie rodzice, poszli do kina pół godziny temu, zresztą to nie ich głosy.
- Od kiedy to ty taki zasadniczy jesteś?
- Możecie się zamknąć?
Powoli czołgając się wręcz po podłodze do swojej sypialni czym prędzej chwyciłam różdżkę i zeszłam na dół kierując nią w drzwi. Musiałam się chronić, musiałam chronić dziecko, musiałam zaatakować pierwsza. Zaś w momencie kiedy drzwi do domu się uchyliły wpuszczając osoby których się w tym momencie najmniej spodziewałam, zamarłam bez ruchu.
- Matka wam w ucho przywali, zobaczycie.
Patrząc na nich nie wiedziałam co miałam powiedzieć, co miałam zrobić, jak zareagować? Moje hormony wiedział zaś dokładnie, nakazywały pierw się popłakać zaś po chwili krzyczeć że prawie zepsuli mi drzwi. Humory w ciąży były tak samo męczące jak jej przechodzenie. Nigdy nie wiesz czy nie staniesz nad kuwetą swojego kota i nie zaczniesz płakać nad kształtem jego kupy. Nie, nie mieliście tak? Ja miałam. Płacz w sklepie nad bochenkiem chleba? Zaliczony. Kłótnia z facetem w kolejce bo za blisko stoi? Zaliczona.
- Hermiona.
Patrząc na Ginny jedyne co umiałam zrobić to uronić swoje i tak dobrze trzymane łzy, tak samo jak ona. Harry patrzący na mnie z wielką ulgą i Ron który trzymał różdżkę by oświecać drogę, nawet on miał uśmiech na swojej twarzy. Nimfadora, Fred i Georg, Lupin, Charlie oraz Fluer. Tak bardzo mi ich brakowało.
- Dobrze wyglądasz.
Uśmiechając się przez płacz na słowa Harrego upuściłam różdżkę przykładając swoje dłonie do twarzy nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
- Tak, tak, prawdziwa ślicznota. A teraz zamykać te drzwi zanim ktoś w nią wceluje.
Moody wchodząc do środka od razu pociągnął mnie do siebie i do kuchni.
- Granger słuchaj uważnie. Nie masz już na sobie namiaru bo jesteś pełnoletnia, ale twoja ciąża jest jednym wielkim radarem. Każdy czarodziej czuję to co najmniej z pięciu kilometrów, a w szczególność tatuś od siedmiu boleści. Snape cię wyczuję z dwudziestu jak będzie trzeba, wyczuje ciebie, wyczuję dziecko, jak kichniesz to będzie wiedział kto ci wytarł nos, a jak to wyczuje, dostanie takiego szału że jak zamek będzie później stał to będzie cud.
- To mogłoby być interesujące.
Słuchając uważnie Moodiego jednocześnie spojrzałam na Freda i jego komentarz na który razem z Georgiem przybili sobie piątkę.
- Nie byłoby, Snape by dostał takiej zapaści nerwowej że by wybił nas wszystkich, no ewentualnie Granger by zostawił, ale to tylko ze względu że nosi jego dzieciaka.
No w sumie, Moody miał rację.
- Wykorzystamy ich moment kiedy będą w Hogwarcie. Minerwa mówiła że o dwudziestej ta kanalia tak samo jak reszta popaprańców będą na głównej sali, nijak wyczują, poza tym wzmocnimy naszą magię na tyle by w razie potrzeby mogła zagłuszyć ciebie. Musimy dotrzeć do świstokliku, później jesteśmy już na miejscu. Rozumiecie?
- Chwila. Ja wszystko rozumiem i doceniam, ale moi rodzice.
- Twoi rodzice zostaną objęci zaklęciem strażnika tajemnicy jak i zaklęciem rozpraszającym. Na ten moment zmajstrujemy im trochę pamięć a jak się wszystko uspokoi to im się ją naprawi. Nie ma innego wyjścia Granger.
- Wy chyba nie przemyśleliście tego wszystkiego do końca. Przyszliście tutaj, po mnie, bardzo się cieszę, naprawdę, ale jest jedna rzecz. Ja jestem w ciąży, narażę dziecko oraz was. Nawet nie jestem wam wstanie pomóc bo nawet do ogrodu się boję wyjść.
- Granger, każdy z nas zna ryzyko, każdy chciał tutaj być i każdy chciał zaryzykować. A dziecku, nic się nie stanie, pomimo wszystko to coś w tobie jest jak złoty bilet, jest w stanie usadzić tego drania na dobre. Ale przy twojej chorobie ciąża jak i poród będą mogły cię zabić. A tego byś chyba nie chciała?
- Nie pójdę do Snape, nie zrobię tego samego co poprzednio, nie będę go szantażować dzieckiem. Nie mam pewność że mnie jak i dziecka nie pośle na tamten świat jak się tylko dowie. Nie chce by kiedykolwiek moje dziecko miało styczność ze swoim ojcem, nie mogę go na to spisać, to moje dziecko, sama je wychowam. Nie chce od niego nic, chce tylko spokoju. A lekarza mam dobrego, który wie co ma robić. Więc jeżeli moje dziecko jest częścią jakiegoś planu na niego to wybaczcie. Nie to że go bronie, nie obchodzi mnie już ten człowiek, ale nie narażę dziecka, to jedyne co mam, rozumiecie?
- Hermiona my nie chcemy by on o tym wiedział ani nie mamy w planach tego wykorzystywać, chcemy po prostu cię chronić i dziecko, sama tego nie zrobisz, szczególnie jak dziecko się pojawi w rejestrze. Po prostu wróci do nas, nie możesz tutaj zostać.
- A co mam innego zrobić Ginny? Nie jestem w stanie pomóc nikomu, mam dziecko w sobie, jestem za nie odpowiedzialna, muszę o nim myśleć, może dopóki jego ojciec się o nim nie dowie uda mi się gdzieś uciec, tak by nigdy jedno i drugie się ze sobą nigdy nie spotkało.
- Granger, bez jego jednego cholernego podpisu nie możesz zrobić nic. Nie wyjedziesz, nie wyrobisz dokumentów, w świecie czarodziejów dziecko od razu pojawia się w rejestrze i to z nazwiskiem ojca, zostaje zapisane do szkoły a dokumenty z ministerstwa są dostarczane do obojga rodziców, jedyna opcja by pozbawić go tego wszystkiego to wizengamot, i to też, wojna co najmniej na parę lat, i mogę cię zapewnić, że na pewno nie wygrasz. Więc nawet jak uciekniesz, nawet jak ci się coś uda, on i tak się dowie, i lepiej wtedy dla ciebie, byś była wtedy pod ochroną. Więc pakuj walizkę, zabieraj majtki w kwiatki i widzę cię za pięć minut gotową.
- A rodzice?
- Rodzice jak przekroczą ten próg to nawet nie będą pamiętać czy byli w toalecie, nie marudzi, idziemy.
Alastor, nowy przewodniczący zakonu. Idealnie pasował do tej roli.

Sevmione - Always. Część II. +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz