11

1.9K 109 3
                                    

^Alfa Matthew^

- Gdy Inżynier zabił tych mężczyzn... Wtedy dopiero go poznałam. Mojego mate. A godzinę później go zabił. Powtarzał co chwilę, że to wina alfy Matthew. Że mu kazał. Nie zostawił żadnego wyboru... A gdy alfa przybył i zabrał ludzkie dziewczyny... Inżynier się wściekł i pojechał gdzieś z betą. Kazał mi kiedyś ubrać tą perukę i zrobić z ukrycia kilka zdjęć dziewczynie. Łatwo było się przedostać na alfy watahę. Zrobiłam co mi kazano i przekazałam zdjęcia Inżynierowi. To wszystko.

- Później oszalała z rozpaczy - dopowiedziała staruszka. Pokiwałem głową. Dziewczyna była pionkiem w jego grze. Nie będę jej zabijał. Oszalała z rozpaczy po stracie swojego mate. Więź mate jest bardzo silna, jednak wilkołak popełnia samobójstwo wtedy, gdy więź jest dopełniona. Ta widocznie nie była, dlatego kobieta jeszcze żyje i ma szansę na szczęście.

- Dlaczego nikt nie wychodzi z domów? - zapytałem. Odpowiedziała mi Theresa.

- Wiedzą, że luna nie żyje. Jednak nadal się boją i wolą nie wyściubiać nosa z domów. Boją się tego, co może im się stać. Im i dzieciom. 

- Przekaż wszystkim, aby za pół godziny stawili się na placu przed domem głównym. Mają być wszyscy. I dzieci i starsi. Kto się nie zjawi, poczuje mój gniew. - powiedziałem wstając. Nie żegnając się, ruszyłem w stronę wyjścia, po czym skierowałem się do domu głównego. Przekazałem Hopperowi oraz Jacobowi, że mają się stawić w gabinecie za dwadzieścia minut. Mam nadzieję, że Theresa zdoła wszystkim przekazać o stawieniu się na placu na czas. 

Przekroczyłem próg gabinetu i od razu podszedłem do biurka. Usiadłem na krześle i zacząłem sprawdzać wszystkie szafki. W pierwszej były jakieś koperty. Wyjąłem je. Na każdych były te same inicjały. C.A. Otworzyłem jedną kopertę i wysypałem wszystko na biurko. Same zdjęcia. Mojej mate. Jak śpi, pracuje czy pociesza Emily. Otworzyłem drugą kopertę. 

- To jest kurwa jakiś świr. - powiedziałem, podnosząc zdjęcie, na których moja Courtney miała wielki siniak na policzku. Markerem zostało narysowane serce wokół jej twarzy. Na każdym kolejnym było tak samo. Przeszły mnie zimne dreszcze. O co tu kurwa chodzi? Otworzyłem trzecią i ostatnią kopertę. Była większa od tamtych a z środka wyleciał zeszyt. Oparłem się o oparcie krzesła i wziąłem go do ręki. Obejrzałem z każdej strony. Zeszyt jak zeszyt. Otworzyłem go na pierwszej lepszej kartce. Zmarszczyłem brwi. Ten stary pryk pisał kurwa pamiętnik.

Dla Courtney. 

Oh, moja droga ludzka dziwko. Siniaki na twej twarzyczce, łzy na policzkach pomieszane z krwią... Podniecają mnie! Dostaję przez ciebie białej gorączki. Ale dzięki tobie mogę całą noc pieprzyć moją lunę. Wchodząc w nią i wychodząc szybkim i ostrym tempem, dając jej orgazm za orgazmem. Ale wyobrażam sobie wtedy twoją twarzyczkę. 
Albo gdy mi obciąga. Kiedyś to twoje usteczka będą lizać i ssać mojego fiuta. Czekam na to z niecierpliwością. Chciałbym wejść w twoją szparkę i ją penetrować, słuchając twoich krzyków i błagań o więcej. O mocniejsze ruchy, szybsze i ostre. Co ja bym z tobą robił... Twoje miejsce w moim łóżku zastąpiła luna. Łączy nas więź mate, ale to ciebie pragnę do takiego stopnia, że mi puchną jajka. 
Jedna kopia dla ciebie, druga dla mnie. Twój Alfa nie powstrzyma mnie przed zerżnięciem cię. Pragnę cię od dawna i cię dostanę. Przygotuj tabletki, bo gumki nie założę. 
Do szybkiego zobaczenia.

Rzuciłem wściekły zeszyt przed siebie. List był pisany na szybko, czyli kopia musiała już wyruszyć. Mam nadzieję, że Courtney tego nie otrzymała i znajdę pierwszy tą kartkę. Alfred był kurwa świrem. Miał swoją mate, a marzył o innej. Popierdolony chuj. 

- Wzywałeś. - spojrzałem na Hoppera. Jacob zauważył zeszyt, który podniósł i obejrzał go z każdej strony.

- Za dziesięć minut ogłoszę ludziom, że po śmierci Alfreda dostaną nowego alfę. Ten zeszyt jest pamiętnikiem Alfreda. On jest kurwa chory na psychikę. Musimy go złapać, inaczej waszej lunie stanie się krzywda, która może ją zabić. A tego chcę kurwa uniknąć. - powiedziałem wkurzony. Jacob otworzył zeszyt i zaczął kartkować go. 

- To ruszajmy. Lepiej być szybciej. Joe z Lily  będą tam za kilka minut, tak samo jak cioty z treningu. - powiedział Hopper. Zgodziłem się z nim kiwając głową i wstając z krzesła. Ruszyłem w ich stronę. W tym samym momencie Jacob rozerwał zeszyt na strzępy. Spojrzałem na niego.

- Zanim go alfo zabijesz. Pozwól, że się z nim zabawię. Mam nową zabawkę na widoku i chętnie jej użyję. - powiedział. Pokiwałem głową, po czym wyszedłem z gabinetu. Wilkołaki ruszyli w ślad za mną. Po kilku minutach znaleźliśmy się na placu, gdzie zaczął się formować tłum. Stanąłem na środku, Hopper po mojej prawej a Jacob lewej stronie. Czekaliśmy w ciszy, aż wszyscy którzy mają być się pojawią. Po kilkunastu minutach, zauważyłem Theresę. Spojrzałem na nią a ta kiwnęła głową. Wszyscy są. Zrobiłem krok do przodu i spojrzałem na każdego. Widziałem strach w oczach pomieszaną z nadzieją. 

- Wiecie kim jestem i kim są obecni za mną. Nie muszę się przedstawiać, ale dla tych, którzy nie mają pojęcia. Jestem alfa Matthew Wood - powiedziałem. - Wasza luna nie żyje. Mój beta Hopper zajął się treningami. Od tej pory będą się odbywały tak, jak powinny. Po twardą ręką, bez samowolki. Jeśli ktoś chciałby dołączyć do treningów, jutro o szóstej rano mają się stawić w tym miejscu. Dotyczy to również piętnastkę osób, które przeszły dzisiaj prawdziwy trening - przerwałem, gdy ludzie zaczęli bić brawa. Zauważyłem wielu młodych chłopców, którzy uśmiechnęli się szeroko na moje słowa. Spojrzałem na Hoppera, który kiwnął głową, zgadzają się ze mną. Odczekałem chwilę i uniosłem dłoń do góry. Tłum ucichł. Mówiłem dalej.

- Nie będzie więcej mordowania dzieci. Możecie spokojnie wychodzić z domów i nie bać się, bo ja nie katuję i nie morduję niewinnych. Do powrotu alfy Alfreda sam będę trzymał pieczę nad wami a później przekażę ją jednemu z moich zaufanych ludzi. Nie będzie tak jak pod władzą Inżyniera. Wszystkie problemy będą sprawiedliwie sądzone, konflikty rozwiązywane. Jeśli ktoś jest tutaj szpieg, radzę się ujawnić a wielka krzywda mu się nie stanie. Mogę wam obiecać na koniec, że Alfa Alfred zginie śmiercią długą i bolesną. Sam się tym zajmę. - powiedziałem kończąc swój wywód. Ludzie stali jak skamieniali, jednak po sekundzie zaczęły się brawa i wiwaty. Odwróciłem się przodem do Jacoba. W tym samym momencie podszedł do mnie Joe.

- Ala Alfred będzie tu za kilka godzin. Chce od razu widzieć lunę. - uśmiechnąłem się. 

- Czekaj na niego Jacob. Schwytasz go, jest twój. Jednak do spotkania ze mną ma żyć. 

Wracam/ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz