35

244 15 0
                                    

Kurczowo trzymałam dłoń Matthew, gdy mijaliśmy podekscytowane zapasami wilki.

- Alfo, Luno. - na mojej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech za każdym razem, gdy słyszałam pozdrowienia w naszą stronę. Matthew szedł wyprostowany, mierząc każdego uważnym spojrzeniem. Alfa musi być alfą. Gdy zbliżaliśmy się do celu, zauważyłam ostatnie przygotowania placu. Na podeście stały dwa krzesła, przypuszczam że dla nas. Moim oczom ukazały się wbite w ziemię pochodnie tworzące krąg. Hopper sprawdzał, czy są dobrze wbite. Rozejrzałam się. Wilki utworzyły większe i mniejsze grupki, w których trwały żywe dyskusje. Raz za razem słyszałam krzyki i śmiech.

Zatrzymaliśmy się, gdy podszedł do nas wilk. Pochylił nisko głowę w naszą stronę.

- Hopper sprawdzi czy wszystko jest dobrze przygotowane. Możecie zająć swoje miejsca. Pamiętajcie kogo dzisiaj chronicie i czyje bezpieczeństwo jest dla was najważniejsze. - powiedział cicho Matthew.

- Tak jest Alfo. - odpowiedział mężczyzna. Spojrzał na dwóch wilków, którzy podeszli do krzeseł ustawionych na podeście. Rozchyliłam delikatnie usta.

- Strażnicy? - moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Mogłoby pójść coś nie tak? Zaczęłam wyobrażać sobie najgorsze, gdy poczułam muśnięcie na czole. Spojrzałam na mojego mate.

- Nie masz się czego martwić malutka. Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie priorytetem. Tutaj, wilki są lojalne ich przywódcy. Nie pomyślą nawet o tym, by cię skrzywdzić, jednak wolę dmuchać na zimno.

- Czyli... Czyli wszyscy mają pod kontrolą swoje drugie wcielenie? - zapytałam. Matthew nie odpowiedział od razu. Skierował się do naszych miejsc, które kazał mi zająć. Usiadłam, jednak spojrzałam na niego wyczekując odpowiedzi. Zaczął ogarniać mnie strach. Ktoś może mnie zaatakować podczas zapasów? Może ktoś umrzeć? Matthew wyczuwając, co się dzieje w mojej głowie, złapał mnie za dłoń, którą ścisnął delikatnie.

- Drugie wcielenie nie pozwoli zrobić krzywdy swojej lunie. Nawet gdy młody wilkołak straci kontrolę, nie zaatakuje luny. Był kiedyś taki przypadek. Młody wilkołak nie godził się ze swoim drugim wcieleniem. Podczas kłótni, stracił kontrolę nad swoim drugim wcieleniem. Jego wściekły wilk opanował jego ciało, atakował każdego wilka, który chciał go złapać i uspokoić. Na jego drodze stanęła luna ich stada. Nie pozwolił jej podejść do siebie. Zaczął się wycofywać, gdy ta stawiała kroki w jego stronę. Nie zrobił jej krzywdy, uspokoił się i oddał kontrolę.

- Więc... gdyby wilkołak chciał zrobić krzywdę swojej lunie, drugie wcielenie by go powstrzymało? - zapytałam powoli. Matthew pokiwał powoli głową.

- Tak. Jednak nie zawsze wygrywa zdrowy rozsądek. Gdy nic nie pomaga, wilkołak zabija się pod wpływem drugiego wcielenia. Nazywamy to samobójczym pojednaniem.

- Drugie wcielenie woli umrzeć niż skrzywdzić lunę. Stąd strażnicy. - stwierdziłam cicho. Nie chcę zostać zaatakowana, jednak nie chcę też, żeby ktoś przeze mnie umierał. Zaśmiałam się ponuro pod nosem.

- O czym myślisz najdroższa?

- Nie chcę zostać zaatakowana, jednak nie chcę też, aby ktoś przeze mnie zginął. Jestem głupia. Inżynier zginął przeze mnie. - Matthew wstał z krzesła i uklęknął przede mną.

- Nie waż się tak myśleć. Alfred zginął z własnej głupoty. To on zaaranżował bunt w watasze.  Rozmawiałem z głównymi alfami, którzy stwierdzili tak samo jak ja, że Alfred musiał zginąć. Groził mojej ukochanej, więc to mnie przyszło go zabić. I nie żałuję kochana. Zgładzę każdego, kto zagrozi mojej mate.

***

Powolutku, małymi kroczkami ale wracam :))

Wracam/ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz