25

1.6K 81 8
                                    

UWAGA UWAGA!!
Wpada rozdział jak czarownica w komin. Dodaję go dzisiaj, pomimo mojego planu "nie dawać rozdziałów, dopóki się wena całkowicie nie odblokuje".
Chyba się spodoba i odpowiadając na pytania o kolejny... Nie mam zielonego pojęcia. Po prostu wszyscy czekajmy.
Trudno jest pisać, kiedy pies upomina się o uwagę gryząc i szarpiąc na rękę... Ale udało mi się!

^Matthew^

Minęło dopiero pół godziny, które wlekły się niemiłosiernie. Przez ten czas próbowałem wymyślić coś, dzięki czemu moja prośba o oznaczenie Courtney, nie wyszłaby na zbyt płytka. Jednak pomysłów jak nie było, tak nie ma. Westchnąłem głęboko i spojrzałem w niebo, na którym miliony gwiazd układały się w zróżnicowane wzory. Zmarszczyłem brwi zauważając spadającą gwiazdę, a zaraz za nią kolejną. Jakby chciały coś przekazać. Spojrzałem na Courtney. Szczęśliwa siedziała na kocu i gawędziła w najlepsze z wilczycami ze stada. Widząc ją szczęśliwą czuję, jakbym mógł zacząć unosić się w powietrzu. Być lepszym alfą. 

- Alfo, kazano nam przekazać alfie wiadomość. - spojrzałem na chłopca, który podszedł z dumnie uniesioną głową. Nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat. 

- A więc słucham.

- Ma alfa podejść do luny a nie stać jak patyk na środku ogniska... Chyba coś przekręciłem. - zaśmiałem się cicho na słowa chłopca. Jednak, żeby nie psuć mu zabawy, pokiwałem głową.

- Przekaż lunie, że zaraz podejdę. Albo nie... Niech luna przyjdzie do mnie. Chcę ją gdzieś zabrać. - zmieniłem zdanie, zauważając kolejną gwiazdę. Możliwe, że dzisiaj jest noc spadających meteorytów i uznaję to za idealną okazję do porozmawiania z Courtney. Chłopiec nic nie odpowiadając, pobiegł w swoją stronę. Kątem oka obserwowałem, jak przekazuje wiadomość lunie. Kobieta zaśmiała się, przytuliła chłopca, po czym wstała zgrabnie i zaczęła kierować się w moją stronę. Kiedy była już przy mnie, przytuliłem ją do siebie.

- Porywam cię na chwilę. - powiedziałem, po czym zacząłem prowadzić nas do lasu. W środku puszczy jest polana, na którą nie padają cienie koron drzew. Kobieta nic nie mówiła, nie pytała. Pozwoliła się poprowadzić. 

- Nie wytrzymam. Gdzie idziemy? - usłyszałem pytanie po pięciu minutach drogi. Spojrzałem na ukochaną, która kurczowo trzymała się mojego ramienia. Objąłem ją w pasie i uśmiechnąłem się, dając jej buziaka w czubek głowy. 

- Niespodzianka kochanie. 

- Wiesz, że w ciemności świecą ci się oczy? Ale nie na złoto czy czerwień, jak to bywa u innych wilkołaków... Twoje oczy w ciemnościach przybierają kolor płynnego srebra. - zatrzymałem się, gdy widziałem ją polanę. Zwróciłem się przodem do mojej mate. 

- Za chwilę powiem ci, dlaczego tak jest. A teraz zamknij oczy. Poprowadzę cię. - Courtney zmarszczyła brwi, jednak zamknęła oczy, robiąc krok w moją stronę. Splotłem nasze dłonie i powoli ruszyłem na przód. Skierowałem nas na środek polany, jednak nie przemyślałem tego do końca. Nie zabrałem koca. Z opresji wyrwał mnie Hopper, który stał z szerokim uśmiechem w oddali, trzymając koc w rękach. 

- Poczekaj tutaj na mnie. Nigdzie się nie ruszaj. - powiedziałem głośno, kierując się w stronę mężczyzny. 

- Zamierzasz mnie teraz tutaj zostawić? A jak przybiegną jakieś wilkołaki, które będą chciały cię skrzywdzić, robiąc krzywdę mi? - westchnąłem, warcząc pod nosem słysząc to. 

- Dzięki stary. Wracaj do nich i pilnuj, żeby nikt tutaj nie podchodził. - powiedziałem wiedząc, że moja mate tego nie słyszy.

- Mam nadzieję, że nasza luna zgodzi się na oznaczenie i wzmocnienie naszej watahy. - odpowiedział Hopper, po czym odwrócił się i biegiem ruszył do reszty stada. Na jego nieszczęście połamał parę gałęzi, co luna usłyszała i kucnęła z krzykiem, zasłaniając rękami głowę. Szybkim krokiem ruszyłem w jej stronę. Nie miała się dzisiaj niczego bać. Rzuciłem zwinięty koc na bok i uklęknąłem przy niej.

- Już jestem skarbie. To była tylko sarna. Nie bój się. - powiedziałem, odsuwając jej dłonie. Kobieta spojrzała na mnie i przyległa do mnie jak dziecko do matki. 

- Nic ci przy mnie nie grozi. A żaden obcy wilkołak nie zbliży się do ciebie nawet na kilometr. Nikt cię nie skrzywdzi, a wiesz dlaczego? - Courtney zaprzeczyła głową. - Bo jesteś matką mojej watahy i wszyscy staną za ciebie murem. Oddadzą życie, bylebyś ty żyła. Wszyscy cię kochamy i po twojej stracie, wataha przestanie istnieć. 

- Stworzyłeś dla mnie nową rodzinę. Dla mnie i dla dziewczyn. Nadal nie wiem jak wam za to dziękować. - wstrzymałem oddech. Jeśli teraz zapytam o oznaczenie, będzie to wyglądać jak dług wdzięczności. A tak to nie ma wyglądać. Uśmiechnąłem się jedynie i poprosiłem, aby wstała. Rozłożyłem koc, na którym usiedliśmy. Dłonią wskazałem na niebo.

- Zauważyłem dzisiaj kilka spadających gwiazd. Myślę, że dzisiaj jest noc meteorytów i nie chciałem, abyś to przeoczyła. Dlatego cię tutaj zabrałem. - wytłumaczyłem. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i zaczęła obserwować niebo. Na szczęście nie było zachmurzenia, dzięki czemu żaden chmury nie zasłaniały żadnego kawałka nieba. Courtney westchnęła widząc spadające gwiazdy. Cały czas ją obserwowałem. Z każdą chwilą przy niej, czuję się szczęśliwy, pełny życia i miłości. Miałem ochotę zostać na tej polanie na zawsze. Przestać być alfą a zwykłym człowiekiem, którego największym problemem jest płacenie rachunków i przeżycie za marną wypłatę. Dotknąłem dłonią twarzy Courtney. Kobieta spojrzała na mnie a ja nie mogąc się powstrzymać, dotknąłem kciukiem jej ust. Czekałem na jej ruch. Courtney spojrzała w moje oczy i pochyliła się delikatnie, muskając moje usta. Pocałowała mnie później w policzek i wróciła do obserwowania gwiazd. 

- Mało. - powiedziałem. Kobieta spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami.

- Ciesz się, że w ogóle dostałeś. - zaśmiałem się głośno, słysząc jej odpowiedź. Courtney wydęła usta jak małe dziecko.

- Chcę cię taką częściej. Pyskującą, nie bojącą się. Mającą swoje zdanie.

- Uważaj, czego sobie życzysz Matthew. Życzenia czasami się spełniają. 

- Ale tylko ty potrafisz je spełniać. A w szczególności jedno. - powiedziałem. Widziałem ciekawość w oczach brunetki. 

- A jakie to życzenie?

- Wyjdź za mnie.



- Wyjdź za mnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Wracam/ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz