2

2.1K 96 6
                                    

"Doceń to co masz zanim czas sprawi, że docenisz to co miałeś."

^Courtney^

- Czekaj, czekaj... Jeszcze raz. - powiedziała kobieta, nalewając mi coli do alkoholu. Czknęłam, patrząc na nią. Czuję się bardzo dobrze.

- Ale co? Bo już nie pamię-tam. - odpowiedziałam, dostając znowu czkawki w połowie zdania, co mnie rozśmieszyło.

- Ale nikomu ani słowa Courtney, że cię rozpiłam. Rozumiemy się? - zapytała, pokazując na mnie palcem.

- A mamusia nie mówiła, że nie można wy-tykać palcem? - zapytałam śmiejąc się. Pochyliłam się w stronę kobiety, złapałam jej palec i potrząsnęłam nim na boki. Staruszka zabrała szybko rękę, a ja śmiejąc się, oparłam się o kanapę. Zamknęłam oczy i westchnęłam głośno,

- Pierwszy raz pijesz? - zapytała. Otworzyłam oczy i wpatrując się w sufit, odpowiedziałam cicho.

- Kiedyś w watasze Inżyniera razem z Lily pożyczyłyśmy wino z piwniczki luny... Było tak niedobre, że wylałyśmy całą butelkę w lesie. 

- Jakie to było wino? - spojrzałam na nią, upiłam malutki łyk i odpowiedziałam, krzywiąc się delikatnie.

- Jakieś czerwone. Strasznie gorzkie a na etykiecie był jakiś napis... Luna uwielbiała kolekcjonować wina a my wylałyśmy jej ulubione. - usłyszałam ciche westchnięcie kobiety.

- Zmarnowały wino... - powiedziała cicho kręcąc głową, po czym jednym haustem* opróżniła swoją szklankę. 

- Co to w ogóle jest? - zapytałam, podnosząc swoją szklankę w górę.

- Jack Daniells. Najlepiej smakuje z colą i lodem. - odpowiedziała. Spojrzałam na swój trunek i zrobiłam smutną minę, patrząc z powrotem na kobietę.

- Ale ja nie mam tu lodu. - powiedziałam cicho. Moja mina musiała rozśmieszyć kobietę, ponieważ ta zaczęła się głośno śmiać. 

- Bo ci się roztopił. Ale jak chcesz, to w zamrażarce jest pełno lodu. Do kuchni trafisz. - powiedziała. Uśmiechnęłam się i kładąc szklankę na stoliczek, wstałam z kanapy. Zrobiłam krok do przodu i tracąc równowagę, poleciałam na bok. Zmrużyłam oczy i skupiając całą swoją uwagę na drogę, zrobiłam ponowny krok. Chwiałam się trochę, ale po kilku minutach znalazłam się w kuchni. Stanęłam przy dużym stole z drewna i opierając się o niego, zaczęłam szukać zamrażarki. Okazało się, że przechodziłam obok niego. Otworzyłam ją, wzięłam lód i wyszłam z pomieszczenia. Zamrugałam kilka razy, kiedy otoczenie zaczęło wirować. Gdy to nie pomagało, otarłam oczy kilka razy, po czym wróciłam do salonu, gdzie siedziała staruszka. 

- Wystarczyło przynieść dwie kostki, a nie całą paczkę. - powiedziała, patrząc na mnie.

- Ale potem nie będzie mi się chciało iść znowu po niego. Chcesz? - zapytałam, nie zwracając uwagi na to, jak się do kobiety zwracam. Byłam mega pijana. 

- Skoro go masz, to podaj. Ale najpierw daj sobie dwie kostki do drinka. - powiedziała. Pokiwałam głową i usiadłam. Próbowałam wyjąć jedną kostkę, co było dla mnie trudne, a przecież kiedy usługiwałam wilkołakom przy stole, nie miałam z tym żadnego problemu. Zacisnęłam zęby i rozerwałam folię, przez co kilka kostek wypadło na podłogę. Krzyknęłam z uśmiechem, podałam kobiecie rozerwaną folię z lodu a sama zebrałam cztery kostki z podłogi, które wrzuciłam do szklanki, którą wzięłam później do ręki i zrobiłam dwa łyki. 

- To się nie skończy dobrze... - wymamrotała staruszka, patrząc na moje poczynania. Zaśmiałam się głośno i nie myśląc co robię, wypiłam resztę, krzywiąc się. 

- Poczekaj chwilę. Minie dziesięć minut a ci naleję. - powiedziała.

- Zostawił mnie. - powiedziałam nagle, nie odpowiadając na słowa kobiety. 

- Ale wróci Courtney. Matthew robi wszystko, bylebyś była bezpieczna. - odpowiedziała. Czułam, jak w moich oczach pojawiają się łzy. 

- Słonko, popatrz na mnie. - usłyszałam prośbę kobiety, kiedy zamknęłam oczy i spuściłam głowę.

- Musisz być silna. Dla swojego mate, brata i ludzi, którzy na ciebie liczą. 

- W takim razie co ja tutaj robię? Nie powinnam się ukrywać! - krzyknęłam. 

- Zaprowadzę cię do pokoju. Rozpiłaś się, a raczej ja cię rozpiłam... Ale zostaniemy przy pierwszej wersji. Jutro porozmawiamy na spokojnie, kiedy będziemy trzeźwe, a raczej kiedy ty będziesz trzeźwa luno. - powiedziała, podnosząc się z fotela. Westchnęłam cicho i nic nie odpowiadając, wstałam powoli z kanapy. Właśnie w tym momencie, świat zawirował i czułam, że lecę do przodu.

^Alfa Matthew^

- Pamiętaj Jacob. Nie możemy wzbudzać żadnych podejrzeń. - powiedziałem, patrząc na mężczyznę. 

- Polujemy na ludzi, którzy mają broń przeciwko wilkołakom. - odpowiedział mężczyzna. W krzakach znajdował się jego karabin M40A3*. Jego ulubiona zabaweczka. Oprócz tego, miał jeszcze dwa noże myśliwskie i mały pistolet, który można z łatwością ukryć. 

- Mam nadzieję, że nikt go nie znajdzie. - pokazałem, wskazując na karabin.

- Jeśli po naszym powrocie go tu nie będzie, znajdę osobnika, który go zajumał i nim go przestrzelę. - odpowiedział poważne. Miałem ochotę się zaśmiać się krótko, jednak sytuacja tego nie wymagała. Przykryłem jednak broń liśćmi i gałązkami, po czym ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę domu głównego. Alfred zniknął, a naszym zadaniem jest go odnaleźć. Moim - zgładzić i wrócić do mojej mate. 

~*~
Wróciłam. Obiecałam maraton, dlatego biorę się za pisanie kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że wrzucę dzisiaj z trzy rozdziały. Na dole małe tłumaczenie. Mam w planach dodawanie po jednym czy po dwa rozdziały codziennie (możliwe, że jutro i w czwartek się nie pojawią z powodu pracy). 

Nadal nie pogodziłam się ze śmiercią psiaka, jednak powoli oswajam się z tym, a pisanie pomaga mi przestać myśleć...  Ale wiem, że jest coraz lepiej, gdy potrafię zaśpiewać piosenkę, którą jemu śpiewałam..
Mam nadzieję, że mojej żałoby nie da się wyczytać z rozdziału, co go nie niszczy. 
Buziaki

*haustem - duszkiem, jednym łykiem, opróżnić coś na raz
*M40A3 - karabin precyzyjny/snajperski  (zdjęcie w mediach)
 

Wracam/ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz